Witold Głowacki

Ulubiona agentka Piłsudskiego, bohaterka tajnego frontu

Ulubiona agentka Piłsudskiego, bohaterka tajnego frontu Fot. Domena publiczna
Witold Głowacki

Władysława Srzednicka- Maciesza pracowała dla polskiego wywiadu w trakcie I i II wojny światowej. Pomagała Piłsudskiemu i przyczyniła się do zniszczenia fabryki V-2 w Penemunde.

Była Legionistką i ulubioną agentką wywiadu Piłsudskiego. Odznaczono ją Virtuti Militari, zasiadała w Senacie II RP. W trakcie II wojny światowej wróciła na tajny front.

Jest połowa lat 60. Może to milenijny 1966 rok? A może trochę wcześniej? Na Jasną Górę wspina się schorowana babuleńka. Zbliża się do osiemdziesiątki, ale może wyglądać na o dekadę starszą. Od dwudziestu lat żyje w biedzie - a momentami wręcz w nędzy - jej zdrowie jest zaś kompletnie zrujnowane. Też od dwudziestu lat.

Starsza pani odpiera się kosturem - odbyła pieszą pielgrzymkę do Częstochowy, po drodze upadła i boleśnie się potłukła. Nikt w tłumie kręcącym się wokół klasztoru - i zapewne nikt na całej Jasnej Górze - nie ma pojęcia, że przygarbiona kobieta czekająca na odsłonięcie obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej to przedwojenna senatorka Rzeczypospolitej Polskiej. Dokładnie ta sama, która podczas wszelakich bogoojczyźnianych uroczystości w latach 30. zawsze dumnie spacerowała przed kościołem wyczekując, aż wreszcie skończy się msza, na której pokornie klęczeli inni oficjele.

Co sprawiło, że ta przedwojenna pionierka idei świeckiego państwa tuż przed śmiercią, w apogeum rządów Gomułki i Moczara, ruszyła pieszo do Częstochowy? O czym mogła myśleć samotna starsza pani podparta kosturem tam, wśród tłumu na Jasnej Górze?

Może o wiedeńskim więzieniu Gestapo, w którym spędziła prawie dwa lata. O koszmarnych torturach, w wyniku których straciła niemal wszystkie zęby i pół wątroby? O próbie samobójczej - gdy w celi przegryzła sobie żyły? A może i o tym, że tam, w tej wiedeńskiej katowni, też nikt nie miał pojęcia, kim tak naprawdę jest więźniarka, słusznie uważana przez gestapowców za jakąś tajemniczą kurierkę polskiego ruchu oporu, choć mimo tortur uparcie podająca się za samotną damę w podróży na kurację do Karlowych Varów.

Czy więźniarka zdołałaby przeżyć kilka pierwszych przesłuchań, gdyby ktokolwiek w wiedeńskim Gestapo miał wiedzę, że tak naprawdę siedzi przed nim nie „jakaś kurierka”, tylko Władysława Maciesza, dla przyjaciół Sława, dla dawnych przyjaciół Sława Srzednicka - a dla wtajemniczonych: wywiadowczyni „Y-59” - swego czasu ulubiona agentka Józefa Piłsudskiego, kobieta, która pracowała dla polskiego wywiadu już podczas I wojny światowej i zasiadała w Senacie II RP - a teraz jest jedną z najważniejszych kurierek głębokiego wywiadu Armii Krajowej?

A czy zdołałaby przeżyć chociaż jedno, gdyby Niemcy zdawali sobie sprawę z tego, że to właśnie dzięki jej pracy wywiadowczej, alianci precyzyjnie zbombardowali w ramach operacji „Hydra” ośrodek doświadczalny w Peenemünde, gdzie powstawały rakiety V-2 i inne supertajne technologie Trzeciej Rzeszy?

I tak jednak o tym, że Maciesza przeżyła Wiedeń, zadecydowała seria zupełnie niezwykłych zbiegów okoliczności. Najpierw czekała miesiącami na kolejną wiedeńską sesję - lotnego trybunału z Berlina, który podróżował po większych miastach III Rzeszy i tam przeprowadzał seriami procesy siejąc śmierć. Kiedy w końcu odbyła się jej rozprawa, był już luty 1945 roku. Wyrok był oczywisty - kara śmierci przez zgilotynowanie. Ale pamiętajmy, że to III Rzesza, ordung muss sein. Żeby wyrok tego kapturowego sądu, którego orzeczenia można było przewidzieć z góry stał się w pełni prawomocny, należało go wysłać do Berlina do zatwierdzenia i poczekać na odesłanie z adnotacją „wykonać”. Kiedy to nastąpiło, był już marzec 1945 roku.

Właśnie wtedy Sława usłyszała od jednej ze strażniczek wiadomość, w którą trudno było uwierzyć. Otóż w Wiedniu chwilowo… nie ma gilotyny. Wysłano ją gdzieś na prowincję, utknęła, może przejęła ją zbliżająca się już Armia Czerwona. A skoro wyrok brzmi „przez zgilotynowanie”, to ordung muss sein, trzeba czekać na nowy sprzęt.

Wehrmacht cofa się na wszystkich frontach, Hitler już prawie nie wychodzi z bunkra pod Kancelarią Rzeszy, Sowieci, którzy zburzyli już pół Budapesztu, rozpoczynają właśnie Operację Wiedeńską, której celem jest stolica przedwojennej Austrii, ale ktoś na odpowiednim miejscu jednak pamięta o tym, że wiedeński wymiar sprawiedliwości ma pilne potrzeby. Z Berlina rusza więc do Wiednia zawodowy kat, na wszelki wypadek razem z przewoźną gilotyną.

Kiedy w końcu dociera, ma sporo pracy, bo „kolejka” w celach śmierci zdążyła się wydłużyć. Ale w tej kolejce chwilowo nie ma Macieszy. Jest ciężko chora. Ma tyfus, chorobę, która podczas II wojny światowej budzi powszechną grozę. Kat odmawia wykonania wyroku, dopóki więźniarka nie wyzdrowieje. Sam przecież może się zarazić - a poza tym wykonanie wyroku na chorej jest wbrew procedurom. Nikt nie wie, że tym razem Sława już nie czekała, aż uratuje ją kolejny zbieg okoliczności. W świadomym zarażeniu się tyfusem miał pomóc jej zaprzyjaźniony więzienny lekarz. Z Wiednia słychać już było artylerię Armii Czerwonej. Było jasne, że kolejne odroczenie egzekucji gwarantuje, że już nikt nigdy jej nie wykona. Ryzyko było ogromne, ale warto było skorzystać nawet z tak niebezpiecznej szansy - zaznaczmy przy tym tylko, że inna wersja tej historii mówi nam raczej o wywołaniu gorączki niż tyfusu.

To w każdym razie była ta ostatnia z serii niepowtarzalnych szans, których potrzebowała Sława, by przetrwać wiedeńskie piekło. W połowie kwietnia Wiedeń był już w sowieckich rękach.

W 1911 roku trójka wybitnych profesorów Uniwersytetu Jagiellońskiego (profesor prawa narodów Michal Rostworowski, ekonomista i statystyk Aleksander Włodzimierz Czerkawski oraz cywilista i zarazem polityk Władysław Leopold Jaworski) tworzy zupełnie niezwykłą, nowatorską uczelnię. To Polska Szkoła Nauk Politycznych. Miejsce z założenia elitarne, działające jako uczelnia prywatna i autonomiczna względem Uniwersytetu Jagiellońskiego - choć korzystające m.in. z sal wykładowych najstarszego polskiego uniwersytetu.

Sława Srzednicka zostaje jedną ze studentek Polskiej Szkoły Nauk Politycznych. Tak, ponad 100 lat temu, w konserwatywnym Krakowie kobieta trafia na ultraelitarną uczelnię. Choć początkowo obraca się głównie wśród endeków, jej poglądy zmierzają w zupełnie inną stronę. Pojawia się na demonstracjach Polskiej Partii Socjalistycznej. Jeszcze podczas studiów zakłada na uczelni jedną z krakowskich Drużyn Strzeleckich. Przechodzi przeszkolenie militarne, zostaje członkinią Polskiej Organizacji Wojskowej.

Pozostało jeszcze 55% treści.

Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.

Zaloguj się, by czytać artykuł w całości
  • Prenumerata cyfrowa

    Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.

    już od
    3,69
    /dzień
Witold Głowacki

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.