Umawiali się na pozamałżeński seks. Portal zdrady aktywny też na Śląsku
Ponad 4 tysiące osób z województwa śląskiego, głównie mężczyzn, umawiało się na pozamałżeński seks za pośrednictwem portalu internetowego Ashley Madison. Jest afera!
W liczącej 619 mieszkańców (dane z 2010 r.) wsi Bładnice Dolne (powiat cieszyński, gmina Sko-czów) z usług Ashley Madison, czyli globalnego portalu randkowego, przede wszystkim dla żonatych oraz spragnionych niezobowiązującego seksu, skorzystało 13 osób. Dużo? Jasne, gdzie tam Bładnicom do Londynu - ponad 179 tys. użytkowników, czy Madrytu - 135 tys. zarejestrowanych, a nawet Katowic - 650, ale, co tu dużo mówić, sieć skraca dystans i daje nieograniczone możliwości wszystkim. Sołtys Jadwiga Kozok jednak bagatelizuje statystyki i im nie dowierza: - To najpewniej takie wygłupy młodzieży. Nic poważnego. U nas sami słuszni ludzie mieszkają, ale też... sporo nowych - dodaje po chwili. Gdy przejęła władzę i została sołtyską, zadeklarowała, że rządzić będzie "po babsku". Reaktywowała m.in. Koło Gospodyń Wiejskich. Ludzie się rzeczywiście zaktywizowali, zwłaszcza panie. Po co im jakieś portale?
No tak, ale jeśli wierzyć danym przedstawianym przez "New York Times", z pomocy portalu korzysta 70 proc. facetów. To oni głównie szukają przygód. I skąd wzięłoby się 124 mln wejść miesięcznie i jeszcze grubo ponad 20 tys. zarejestrowanych tam Polaków? Zresztą może jest ich znacznie więcej, bo wielu korzystających z internetowych usług seksualnych potrafi się świetnie zakonspirować. Nie wszyscy jednak. Gdy w drugiej połowie sierpnia hakerzy z Impact Team udostępnili dane niemal 39 mln korzystających z usług uruchomionego w Kanadzie w 2001 roku portalu, doszło już do dwóch samobójstw. Te osoby nie mogły znieść, że ich seksualne grzechy wyszły na światło dzienne i stały się dostępne dla wszystkich.
Fala przemocy nadchodzi...
Sprawa jest bardzo poważna (w USA zajmuje się nią FBI), a wyciek danych uznano za największy w historii. Spodziewana jest fala przemocy, szantaży oraz kolejnych samobójstw. - To biznes zbudowany na złamanych sercach, zniszczonych małżeństwach i rodzinach - te opinie przeważają wśród komentatorów. Właśnie takie jedno ze złamanych serc mogło uruchomić lawinę informacji, np. zdradzona żona, która sprawdziła mejle męża oraz jego wydatki (tak stało się w przypadku jednego z amerykańskich gwiazdorów TV Josha Duggara, który kajał się publicznie i prosił o modlitwy w... intencji swojej żony i rodziny (ma facet tupet).
Firma Avid Life Media, właściciel portalu Ashley Madison, nie traci jednak rezonu i daje pół miliona dolarów temu, kto ujawni dane hakerów. Jednak to ta firma, jawnie namawiająca do zdrady setki tysięcy żon i mężów, ma najwięcej do stracenia. Przynajmniej tak się dziś wydaje, skoro wśród jej "fanów" znaleźli się pracownicy takich gigantów jak Amazon, Boeing, JP Morgan oraz tysiące (ponoć) amerykańskich żołnierzy. Już szykowane są pozwy.
Przy okazji globalnej "afery Ashley Madison" wyciekły też informacje z jeszcze bardziej kontrowersyjnego portalu Established Men, na którym bogaci, podtatusiali playboye szukają uciech w ramionach znacznie młodszych od siebie partnerek.
Niektórzy działania hakerów wobec Ashley Madison nazywają... hakerską anarchią, ale znacznie więcej jest zwolenników zamknięcia tego internetowego seksualnego procederu.
Hakerzy już od lipca interweniowali i namawiali publicznie właścicieli do zamknięcia portalu, grożąc ujawnieniem danych. Takie działanie hakerów w imię publicznego, społecznego i rodzinnego dobra ma nawet swoją nazwę. "Haktywizm".
Nikt ich jednak nie posłuchał i skutecznie wypuścili w cyberprzestrzeń aż 10 tysięcy gigabajtów danych. Czy jednak żal nam niewiernych mężów i żon? No właśnie.
Wielu użytkowników po wybuchu afery zdążyło się wylogować, ale w internecie wciąż dostępne są informacje, w jaki sposób nakryć niewiernego męża lub żonę. Nie jest to takie trudne. W amerykańskich mediach zalecono nawet obserwację współmażonków, tj. czy po ujawnieniu afery nagle nie mogą rozstać się z komórką lub laptopem.
Seks się przeniósł do internetu
- Polacy szukają coraz to nowszych wrażeń, doznań. Na tego typu portalach, wydawałoby się anonimowych, czują się bezpiecznie, bo mogą realizować swoje wszystkie seksualne marzenia oraz potrzeby - ocenia dr Beata Wróbel, ginekolog i seksuolog z poradni "Dla Zdrowia Rodziny" w Dąbrowie Górniczej.
Przytacza historię pary, która przyszła do jej gabinetu ostatnio. Kobieta: atrakcyjna, energiczna, która uznała, że mąż oczekuje ekscytującego życia seksualnego, bo "coś" zaczęło się psuć. Namawiała na zakup różnych gadżetów seksualnych, a nawet, w desperacji, seks z innymi partnerami. A on, okazało się, pragnie spokojnego, "zrównoważonego" życia seksualnego. Aż dziwne, że nie potrafili się porozumieć. - Jej wydało się, że wie, czego on oczekuje. Szczera rozmowa rozwiązała problem. Ale my takich rozmów nie potrafimy prowadzić, nie mówimy szczerze o swoich potrzebach, zwłaszcza związanych ze sferą seksu - wyjaśnia dr Wróbel. W zderzeniu z takimi realnymi sytuacjami śmiesznie wypadają statystyki, wedle których aż 90 proc. Polaków deklaruje zadowolenie z życia seksualnego oraz faktu, iż stosunek seksualny trwa 14 minut (średnio oczywiście). Chyba że ankieterom mówimy o wrażeniach z portalowego, przygodnego seksu...
Na co dzień uprawiamy go w pieleszach domowych, głównie w weekendy. Jeśli "robicie to" w czwartki wieczorem, to należycie do grupy najmniej zadowolonych z życia seksualnego (nie wiadomo czemu, ale takie są badania seksuologów). Zdecydowanie najczęściej wybieraną opcją jest pozycja klasyczna, zwana misjonarską. Czy jednak za brak różnorodności w sypialni można winić tylko kobiety? Trochę są winne, bo przyzwyczajone, że to mężczyzna narzuca styl i tempo. Gdy "nie sprostają" wymaganiom, rodzi się nuda, która prostą drogą prowadzi do takich portali jak Ashley Madison. Dziś też nadganiamy lata, gdy seks był wielkim tabu. Teraz wszystko mamy na wyciągnięcie ręki: gazety, filmy, gadżety. Nadmiar bodźców i możliwości powoduje, że często się gubimy. Wychowanie seksualne, którego tak brakuje Polakom, to nie nauka seksualnych technik, ale przede wszystkim kultury seksu, tolerancji, filozofii życia.
Kryzys pożądania
- Najpoważniejszym z kryzysów związanych z tak niedocenianym wciąż życiem seksualnym jest kryzys pożądania, który rodzi się w związkach często udanych, które mają dzieci i stabilizację finansową - ocenia dr Wróbel.
Z jednej strony mamy nasze wyobrażenia o związku, chcemy w sypialni spełniać fantazje Christiana Greya, bohatera światowego bestselleru "50 twarzy Greya", a przychodzimy wykończeni z pracy i spotykamy się z mało erotyczną rzeczywistością. Gdy do tego dojdzie brak, powszechny, akceptacji dla własnego ciała, wstyd, kompleksy, to rzeczywiście bywa łatwiej pośmigać w sieci i umówić się na jednorazowy "skok w bok", gdzie nikt nie będzie nas oceniał.
Generalnie problemy z libido są coraz powszechniejsze. A ponieważ to rzecz całkowicie indywidualna dla każdego z nas, wiele zależy od bliskości partnerów. Na przykład u części kobiet największe nasilenie popędu seksualnego obserwowane jest w fazie owulacyjnej, u innych - w okresie przedmenstruacyjnym i pomenstruacyjnym, a jeszcze u innych, w okresie menstruacji.
Jeżeli chodzi o częstotliwość zbliżeń, to potrzeby są również indywidualne: codziennie, raz na tydzień czy... kilka razy w miesiącu, a może tylko raz? (uuu). Dobrze mieć podobny seksualny temperament. Jeśli z dnia na dzień zaczynamy tracić zainteresowanie seksem lub potrzeby znacznie spadają, nie powinno się bagatelizować tych objawów i zastanowić się nad przyczyną takiego stanu rzeczy. Szukanie antidotum na portalach nie jest zalecane.
- Można uzyskać chwilową satysfakcję za pośrednictwem internetowej randki, ale jeśli potem nie zwrócimy się o pomoc do specjalisty, to można ugrzęznąć w takich po-gmatwanych, frustrujących i bardzo toksycznych związkach internetowych i się od nich uzależnić - wyjaśnia dr Beata Wróbel. W następstwie pojawia się problem związany z komunikacją w relacjach między partnerami.
Jak wynika ze światowych zestawień, portal Ashley Madison jest dopiero... 18. w stawce portali przeznaczonych dla dorosłych spragnionych seksu poza kontrolą.
Początkowo portale działały jak biura matrymonialne. Nadal na niektórych wypełnia się odpowiednie ankiety. Tylko że szybko się okazało, że poprzez sieć nie szuka się stałych związków, ale partnerów na jedną noc. Dlatego wystarczy zdjęcie oraz miejscowość, by skojarzyć zainteresowanych. Oczywiście nie można wykluczyć, że z jednego spotkania narodzi się poważny związek, co przecież się zdarza. Swoje portale randkowe mają polscy emigranci w Wielkiej Brytanii czy Niemczech. Swój mają też katolicy.
Ashley Madison nie jest jednak typowym portalem randkowym, ale biurem usług seksualnych o światowym zasięgu.
Ashley Madison
to kanadyjska sieć społecznościowa skierowana do osób w związkach, namawiająca do popełnienia zdrady. Za każdy kontakt z innym użytkownikiem portalu trzeba zapłacić.