Umiera sławna szprotawska fabryka świec
Uratować tradycje i zachować miejsca pracy może tylko nowa spółdzielnia socjalna
Za chwilę z mapy Szprotawy zniknie jeden z największych zakładów minionych lat. Mowa o fabryce świec, która jako spółdzielnia inwalidów od blisko 35 lat działała przy ul. Sobieskiego, kontynuując swoją produkcję, która rozpoczęła się na grubo przed wojną.
Spółdzielnia ta, jako producent, ma ustaloną renomę nie tylko w kraju, ale i na zagranicznych rynkach, a wszystkie wyroby charakteryzuje wysoka jakość i estetyka ugruntowana wieloletnim doświadczeniem załogi. - W najlepszych czasach pracowało tutaj 250 pracowników i 100 tzw. chałupników - wspomina Grażyna Bator, która od 18 lat jest prezesem spółdzielni. - A teraz przyszło mi pełnić rolę likwidatora - ścisza głos.
Kosztowna branża
- I chociaż wysłaliśmy w tym roku prawie 50 ton świec na zamówienie do Niemiec, to i tak nie dało to możliwości finansowej do dalszej działalności fabryki - mówi Elżbieta Hawryluk, główna księgowa.
- Sądzę, że nasza branża jest bardzo kosztowna. W naszym mieście również, ponieważ w sklepach też są wyroby innych producentów, nie tylko krajowych, ale i zagranicznych. A to się bierze przez te wszystkie markety z udziałem zagranicznego kapitału.
Markety dały “popalić”
Ceny też są konkurencyjne, w porównaniu do tych, jakie proponują sklepy czy kwiaciarnie w mieście. - Może też jesteśmy troszkę na uboczu... Zresztą rynek ze względu na bezrobocie też jest trudny.
Poza tym, zdaniem prezesowej, w dzisiejszych czasach najtrudniej być producentem wyrobu finalnego, ponieważ jest się uzależnionym od cen, dostaw i materiałów.
Za ładne, żeby używać
- Z drugiej strony naszą bolączka jest to, że wielu naszych klientów, przy zakupie świec, kieruje się przeświadczeniem, że one mają wyłącznie charakter pamiątkowy. My to słyszymy, że ludziom żal spalać nasze świece, bo są dekoracyjne - przekonuje G. Bator.
Tymczasem smutna decyzja o likwidacji zapadła. Jednak na początku stycznia odbędzie się spotkanie 18-stu obecnych pracowników, od których poniekąd będą zależeć dalsze losy szprotawskich świec. Zrodziła się bowiem możliwość, żeby utworzyć spółdzielnię socjalną, która dalej będzie produkować, lecz w takich asortymentach, jaki będzie łatwo zbyć. Można go nawet rozszerzyć, chociaż jak zaznacza G. Bator, bardzo trudno na naszym rynku wejść w jakiś produkt niszowy. - Ale bazując na surowcach i materiałach, jakimi dysponujemy i na których od lat pracujemy, to może się to udać - podkreśla.
Szansa na przyszłość
Spółdzielnia socjalna to szansa nie tylko na utrzymanie zatrudnienia, ale i na rozwinięcie skrzydeł. - Będziemy mogli stawać przecież do przetargów na różne usługi, może sprzątanie albo nasadzenia. W zależności od możliwości gminy i nie wchodząc nikomu w drogę. A przyuczyć się można, bo są na to widoki - mówi prezes. Przy tym dodaje jednak, że jest jej bardzo przykro, że nastały takie czasy, gdzie nie ma młodych ludzi, którzy chcieliby przejąć przysłowiową pałeczkę i poprowadzić fabrykę dalej.
Póki co, toczy się proces likwidacji. Budynek biurowca o powierzchni ponad 800 m kwa. i kilka sąsiednich zabudowań o dużej kubaturze niebawem pójdą pod młotek. W sumie na nowego właściciela czeka ponad hektar zakładu, krok od centrum miasta.