Rozmowa z Jakubem Wojnarowskim, zastępcą dyrektora Konfederacji Lewiatan, o pożytkach umowy CETA dla biznesu.
- Wczoraj Sejm przyjął uchwałę ws. umowy handlowej CETA. Zakłada ona zniesienie niemal wszystkich ceł i barier w handlu między Unią Europejską a Kanadą. Niektórzy twierdzą, że umowa oznacza hegemonię firm kanadyjskich w Europie. Polscy przedsiębiorcy powinni się bać?
- Ta umowa jest korzystna dla polskich przedsiębiorców, bo rozszerza strefę wolnego handlu. Pojawia się więc dla nich szansa, a nie zagrożenie. Już teraz sprzedajemy w Kanadzie między innymi wyroby chemiczne i maszyny rolnicze. Ich producenci z dużym entuzjazmem podchodzą do porozumienia, bo ułatwi ono im działalność. Handel będzie się odbywał pod kontrolą niezależnego trybunału, rozstrzygającego ewentualne spory między firmami. To minimalizuje jakiekolwiek nadużycia. Skorzystają też pracownicy, którzy będą mogli być czasowo delegowani do pracy w Kanadzie. Ich kwalifikacje będą tam uznawane. Nie ma też zagrożenia dla naszej suwerenności, bo i takie głosy słyszałem. I jeszcze coś, o czym się zapomina. Unia musi dziś szukać innych rynków zbytu wobec ekspansji firm chińskich. Kanadyjczycy należą do naszego kręgu kulturowego. Z kim mamy prowadzić interesy, jeśli nie z nimi? Gdzie tych rynków szukać, jeśli nie w Kanadzie?
- Kanada jest dużym producentem żywności genetycznie przetworzonej. Ekolodzy mówią, że te produkty zaleją nasz rynek.
- Słyszałem takie głosy i są one całkowicie bezpodstawne. Dziś na unijny rynek nie mogą trafić żadne produkty, które nie spełniają norm. Będzie to też dotyczyć produktów z Kanady. A pamiętajmy, że są to bardzo restrykcyjne przepisy. Obawiam się, że brakuje wiedzy na temat tej umowy. Powtarzane są nieprawdziwe hasła i stwierdzenia, które zaburzają prawidłowe postrzeganie tego porozumienia.
- Obawy pojawiły się też wśród producentów jabłek, bo Kanada jest jabłkowym potentatem.
- Na pewno znajdą się rolnicy, którzy będą mówili, że boją się kanadyjskiej konkurencji. Ale są też tacy producenci rolni, którzy twierdzą coś zupełnie przeciwnego. Sam spotkałem się z opinią sadownika, który nie mogąc już sprzedawać jabłek na Wschodzie, szuka nowych rynków zbytu. Ma produkt bardzo wysokiej jakości. Handel z Kanadą to dla niego nowa możliwość.
- Czy nie jest tak, że umowa będzie korzystna przede wszystkim dla ogromnych koncernów?
- Dziś największymi problemami w biznesie są ograniczenia prawne. Im mniejsza firma, tym ma większy problem z tymi barierami. Duże koncerny radzą sobie z nimi, bo zatrudniają sztab prawników i specjalistów, którzy szukają rozwiązań prawnych. Małych na to nie stać. A CETA właśnie te bariery likwiduje. Zakłada uproszczenie prawa, między innymi likwidację ceł. Skończy się więc dyskryminacja małych firm w dostępie do rynku.
- Mówi Pan o porozumieniu w samych superlatywach. A czy jest jakiś minus tej umowy?
- Początkowo może się pojawić presja kanadyjskich firm na europejskim rynku. Przewidujemy jednak, że będzie ona krótkotrwała. Ta aktywność europejskich i kanadyjskich przedsiębiorców się zrównoważy. Podwyższy się też konkurencyjność. Ale pytanie - czy na pewno to jest minus? Bo według mnie, nie jest. Europejskie firmy będą musiały podwyższyć jakość produktów, aby wygrać w rywalizacji z kanadyjskimi. Żeby się przebić, przedsiębiorcy będą musieli bardziej się starać.
- Co teraz zrobi rząd?
- Rząd przedstawi stanowisko w tej sprawie prawdopodobnie w przyszłym tygodniu. Ta umowa wpisuje się w zamysł ministra Morawieckiego. Podpisanie umowy ma nastąpić podczas szczytu UE - Kanada. „Za” musi być przynajmniej 16 z 28 państw Wspólnoty. Gdy porozumienie zostanie przegłosowane przez Parlament Europejski, będzie ono mogło wejść tymczasowo w życie. Ostateczna decyzja należeć będzie do parlamentów narodowych. Proces ratyfikacji we wszystkich państwach potrwa pewnie jakieś 2-3 lata.
Rozmawiała Agnieszka Kamińska