Uniwersytet Łódzki chce być uczelnią badawczą
Z prof. Antonim Różalskim, rektorem Uniwersytetu Łódzkiego, rozmawia Maciej Kałach.
Zanim o powstających projektach reformy - porozmawiajmy o wpływie na UŁ już wprowadzonego algorytmu, który uzależnia część finansowania uczelni od właściwej proporcji liczby studentów do wykładowców. Ta proporcja to 13:1.
Byliśmy świetnie przygotowani do korzystania z dotacji na dotychczasowych zasadach. Jest przekonanie, że chodziło w nich tylko o liczbę przyjmowanych studentów, ale przecież w ostatnich latach ona raczej się zmniejszała - z uwagi na procesy demograficzne. Dobrze funkcjonowaliśmy na dotychczasowych zasadach, bo zwiększaliśmy efektywność badań oraz umiędzynarodowienie uczelni. Dzięki temu nasza dotacja wzrastała - w tempie 1,5-2 proc. rocznie. 1 stycznia wszedł nowy algorytm. Mamy wyższy współczynnik niż wymagane 13. Dla UŁ to 15. Musimy zatem podjąć działania, dzięki którym przestaniemy tracić na nowych zasadach - bo już tegoroczna dotacja jest mniejsza. Będziemy zmniejszać liczbę studentów. Nie dotyczy to studiów przyrodniczych, bo tam nasz współczynnik jest niższy od 13. Kroki dążące do redukcji liczby studentów będą dotyczyły wydziałów nauk społecznych: Zarządzania, Ekonomiczno-Socjologicznego, Prawa i Administracji, Nauk o Wychowaniu.
Skończy się niższymi limitami przyjęć już na następny rok akademicki?
Chcemy, aby ta zmiana zaczęła obowiązywać dopiero od 2018 r. Teraz czujemy się trochę postawieni pod ścianą: limity, o które pan pyta, zostały przez nas, zgodnie z prawem, ustalone jeszcze w ubiegłym roku akademickim. Zastanawialiśmy się, czy możemy je teraz zmieniać, ale nie chcemy być postrzegani jako uczelnia nieprzyjazna dla otoczenia - w tym dla kandydatów - dbająca tylko o pieniądze. Dlatego limity w nadchodzącej rekrutacji nie są mniejsze, zmiana zostanie rozłożona na dwa lata. Ale już teraz możemy bardziej trzymać się ostrych kryteriów oceny studentów: mówiąc kolokwialnie skończy się „ciągnięcie za uszy” zalegających z terminami. A odnośnie wpływania na najbliższy nabór, możliwe jest zaniechanie prowadzenia dodatkowej rekrutacji po jej głównym etapie, jeśli wyznaczone limity się w nim nie wypełnią. Zakładamy, że współczynnik zbliżony do 13 osiągniemy w roku akademickim 2018/2019. Powinniśmy zredukować liczbę studentów - stacjonarnych w tym doktorantów - z obecnych prawie 33 tys. do ok. 27 tys.
Drugim ważnym czynnikiem dla obecnej wysokości dotacji, oprócz algorytmu, jest tzw. współczynnik kadrowy. Tu bardzo ważną rolę odgrywa liczba jednostek w danej kategorii, posiadanych przez uczelnię. Na UŁ ta sytuacja nie jest zła, nie jest też, w porównaniu z innymi uczelniami w kraju, bardzo dobra: mamy połowę wydziałów w kategorii „A”, połowę - w kategorii „B”. Szczęśliwie nie mamy „C”, ale też nie mamy jednostki „A+”, zresztą nie posiada jej żadna uczelnia w Łodzi.
M.in. o kategoryzacji mówię, spotykając się ze społecznościami wydziałów UŁ, aby przedstawić założenia 3 zespołów, które opracowały założenia nowej ustawy- zwracając uwagę na rzeczy dla nich wspólne, które prawdopodobnie znajdą się w ostatecznym projekcie ministerstwa. Pewny wydaje się podział na 3 kategorie uczelni...
Czytelnik nie wybaczy, jeśli nie spytam teraz, którym typem uczelni chcecie być?
Uczelnią badawczą. Za taką uważamy się już teraz. Prowadzimy badania naukowe we wszystkich dyscyplinach: w naukach społecznych, humanistycznych, przyrodniczych i ścisłych. Nie bez znaczenia jest to, że według projektów 3 zespołów, uczelnie badawcze mogłyby liczyć na najwyższe dofinansowanie. Byłoby ich 15-20 w skali kraju, w tym jeszcze 3-5 „flagowych”. Mamy nie tylko konkurencję ze strony innych uniwersytetów, ale także uczelni technicznych, medycznych, czy tzw. uniwersytetów przymiotnikowych, czyli np. ekonomicznych. Konkurencja będzie silna i staramy się do niej przygotować. Zakładamy, że ministerstwo wywiąże się z obietnic i wyłanianie uczelni badawczych odbędzie się na zasadzie konkursu. Zakłada się jego ogłoszenie w 2021 r., czyli w rok po następnej kategoryzacji jednostek badawczych. Prawdopodobnie to kategorie, o których wcześniej rozmawialiśmy, decydowałyby, które uczelnie znalazłyby się w gronie badawczych. Nasze dążenia do tego celu już trwają: wprowadzamy ostrzejsze kryteria oceny pracowników, bo w kategoryzacji liczą się przede wszystkim ich osiągnięcia naukowe, mierzone liczbą prestiżowych publikacji. Na UŁ stworzyliśmy też Centrum Nauki, czyli jednostkę wspomagającą badaczy w procesie występowania po granty oraz ich rozliczania. Pracownicy naukowi zostaną więc „odbiurokratyzowani”, co mamy nadzieję przełoży się na jeszcze bardziej znaczące wyniki badań i publikacje w wysokonotowanych czasopismach.