Uniwersytet na razie dzieli. "Wszystko szkodzi atmosferze w regionie"
Podpisy tych, którzy chcą w Bydgoszczy samodzielnej uczelni medycznej, już są w Sejmie. Ci, którzy jej nie chcą, mówią: - To wszystko mocno szkodzi atmosferze w regionie.
161 tysięcy podpisów pod projektem obywatelskiej ustawy o powołaniu w Bydgoszczy samodzielnego uniwersytetu medycznego zostanie teraz sprawdzone przez prawny departament Sejmu.
- Myślę, że około 20 stycznia powinniśmy wiedzieć, co dalej - mówi Zbigniew Pawłowicz, bydgoski poseł PO i inicjator przedsięwzięcia. - Gdy skończy się weryfikacja, projekt trafi do marszałka Sejmu.
I dopiero wtedy, zdaniem Pawłowicza, będzie czas na rozmowy z władzami Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu i senatem Collegium Medicum na temat utworzenia samodzielnej jednostki w Bydgoszczy.
Inaczej uważa rektor UMK prof. Andrzej Tretyn. - Gdyby pan poseł Pawłowicz był autentycznie zatroskany sytuacją CM, powinien był rozpocząć rzeczową i merytoryczną dyskusję na ten temat lub przynajmniej poinformować władze UMK o swoich planach i wątpliwościach. Tymczasem całkowicie pominął nie tylko władze, ale i całe środowisko uniwersytetu.
Według Marcina Czyżniewskiego, rzecznika UMK, czas na rozmowy Pawłowicza z przedstawicielami toruńskiej uczelni był pół roku temu. - Szansa na konsensus w tej sprawie teraz zmalała niemal do zera - stwierdził niedawno w rozmowie z „Pomorską”. - Sprawiła to atmosfera, jaka towarzyszyła zbieraniu podpisów, i nieprawdziwe informacje rozpowszechniane przez zbierający je komitet.
Piłeczkę odbija Pawłowicz. - Próby rozmów były już dawno temu, jednak druga strona tego nie chciała - twierdzi. - Uważam, że tymi 160 tysiącami podpisów wraz z bydgoszczanami wykonaliśmy zadanie. Teraz czas, żeby stanowisko zajęło środowisko Collegium Medicum.
A środowisko CM jest w dość kłopotliwej sytuacji. Kilku pracowników Collegium odmówiło nam komentarza w tej sprawie. Prof. Władysław Sinkiewicz, kierownik Kliniki Kardiologii, twierdzi jednak, że sprawa uniwersytetu jest na uczelni dyskutowana. - Wiele osób z różnych powodów nie chce się wypowiadać na ten temat - przyznaje. - Poza tym nie było do tej pory okazji, by spotkać się w gronie wydziałowym. Dlatego społeczność nie zabrała jeszcze głosu.
A czy samodzielna placówka w Bydgoszczy to dobry pomysł?
- Wszyscy widzą, że uniwersytety powołane na bazie dawnych akademii medycznych rozwijają się bardzo dobrze - twierdzi Sinkiewicz i dodaje: - Myślę, że impuls do zmian powinien wyjść od władz CM.
Prof. Maciej Świątkowski, koordynator CM ds. relacji z samorządem województwa, uważa, że warto byłoby za zgodą rektora przygotować anonimową ankietę, w której pracownicy CM mogliby wyrazić swoją opinię o pomyśle Pawłowicza - czy rzeczywiście miałaby szansę rozwoju.
O tym, że samodzielna uczelnia mogłaby się w Bydgoszczy dobrze rozwijać, jest już tymczasem przekonany Roman Jasiakiewicz, radny wojewódzki z Bydgoszczy. - Ta inicjatywa powinna się spotkać z radością mieszkańców całego regionu - uważa. - Przecież ostatecznie chodzi o to, by województwo zyskało nową wyższą uczelnię.
Tomasz Lenz, poseł PO z Torunia, ma na tę sprawę zupełnie inne spojrzenie. - Trzeba pamiętać, że swego czasu UMK, wyciągając rękę do środowiska Akademii Medycznej w Bydgoszczy, uratował tę uczelnię przez upadkiem - uważa. - Sprawił tym samym, że mamy w Bydgoszczy Collegium Medicum, które świetnie prosperuje i się rozwija.
- To oczywiste, że przez ostatnich dziesięć lat się rozwija - kontruje Pawłowicz. - Trudno, żeby było inaczej. To olbrzymi upływ czasu, postępy musiały być. Ale te postępy trzeba porównać z postępami innych uczelni medycznych w Polsce. Jeśli CM przyrównać do tychże placówek, to ten rozwój wypada już bardzo blado. I to są fakty.
Zaprzecza temu Czyżniewski. - Od 2004 roku, gdy przyłączono uczelnię do UMK, przychody CM wzrosły z 44 do 141 mln zł, liczba kierunków z 7 do 22, liczba studentów z 4,4 tys. do 6,4 tys., w tym zagranicznych z 10 do 200, uprawnień do doktoryzowania z 2 do 6, a habilitacyjnych z 2 do 3 - wylicza.
Pawłowiczowi zarzuca się, że propozycją oderwania CM od UMK potęguje konflikt toruńsko-bydgoski. - Nie chodzi o to, by skłócić nasze miasta. Według mnie, Toruń stoi przed szansą, by pokazać, że oba miasta potrafią ze sobą współpracować dla dobra regionu - twierdzi Pawłowicz.
Zdaniem Lenza jednak, tego nie widać. - Ta cała sytuacja działa na szkodę dla regionu. Bez zgody senatu UMK nie ma mowy o porozumieniu, dlatego dziwię się, że inicjatywa nie rozpoczęła się od rozmów z władzami uczelni, a od zbierania podpisów.
Jan Krzysztof Ardanowski, toruński poseł PiS: - Z zasady nie jestem przeciwny całemu pomysłowi, ale to nie mogą być emocje, konflikty i podkreślanie metropolitalności Bydgoszczy, ani sposób na poprawę samopoczucia bydgoskich polityków - a tak to właśnie odczytuję - komentuje i podkreśla, że w temat trzeba się zagłębić. - Sprawę trzeba dobrze przemyśleć - sprawdzić, czym powołanie nowej uczelni skutkowałoby dla UMK - czy na tym nie straci. A jeśli tak, to co? Należy też zadać pytania: jakie nowe możliwości za tym idą, czy w nowej uczelni będzie więcej studentów, nowa kadra, skąd ta kadra, czy poprawi się jakość kształcenia? Może lepiej po prostu wzmocnić UMK - ale to rozmowy, które powinny być prowadzone od dawna, a nie dopiero teraz.
Do tematu wrócimy.