SKOK. Spółdzielcze kasy upadają, ale rekompensaty pokrywają klienci istniejących banków.
Spółdzielcze kasy oszczędnościowo-kredytowe, czyli SKOK-i, szybko znikają. Słono za ich upadłość płacą klienci banków, czyli miliony Polaków.
Od przejęcia w listopadzie 2013 r. nadzoru nad kasami spółdzielczymi przez Komisję Nadzoru Finansowego (KNF), z Bankowego Funduszu Gwarancyjnego (BFG) wypłacono ponad 5 mld zł. Otrzymali je klienci zlikwidowanych kas. Pieniądze formalnie pochodzą z BFG. W praktyce banki mają je od nas. Schemat jest taki: upadające SKOK-i powodują, że rosną składki banków na BFG. Banki zaś rekompensują swoje wydatki na fundusz, podwyższając klientom opłaty i prowizje. Przeliczając te 5 mld zł na każdego Polaka, wypada średnio 132 zł.
Dekadę temu kas było 70. W 2013 r. - 55. Dziś jest ich 37. Jaka jest ich obecna kondycja finansowa? - Nie możemy udzielić szczegółowych informacji, bo obowiązuje nas tajemnica - mówi Jacek Barszczewski, rzecznik KNF. - Możemy podać tylko podstawowe dane.
Rzecznik odsyła nas do raportu KNF za rok 2016. Wynika z niego, że tylko wtedy ubyło 8 kas. Trzy kolejne zniknęły w tym roku, a miały prawie 160 tys. członków, którzy zgromadzili łącznie ok. 500 mln zł depozytów.
Los kilku następnych kas jest marny, bo w czterech obecni są już zarządcy komisaryczni KNF, w tym w działającej m.in. w Małopolsce SKOK Jaworzno. Ta czwórka zgromadziła 660 mln zł depozytów. Ale KNF zastanawia się nad wprowadzeniem komisarzy do 10 następnych kas. Jeżeli komisarz wchodzi do kasy, to szuka innej, która mogłaby przejąć tę, która ma kłopoty. Jeżeli to się nie uda, a najczęściej takie poszukiwania kończą się dziś fiaskiem, stara się znaleźć bank. Jeżeli i to się nie uda, kasa upada. Mateusz Namysł, analityk Raiffeisen Polbank, ocenia, że banki nie są skore do przejmowania kas: - Banki mocno tną koszty, zmniejszają liczbę placówek. Tylko częścią SKOK-ów, i to przy bardzo atrakcyjnej cenie, mogą być zainteresowane.
Z raportu KNF wynika też, że rosną straty SKOK-ów. W 2016 r. wyniosły 450 mln zł. - Ta sytuacja nie zagraża systemowi finansowemu, bo skala ich działalności jest dosyć niewielka - uspokaja Namysł.
W 2013 r. SKOK-i posiadały ok. 2,7 mln członków. Obecnie 1,8 mln. Klientów mają, bo oferują sporo wyższe oprocentowanie niż banki. W niektórych kasach sięga ono nawet 3 proc. w skali roku, tj. dwa razy więcej niż w bankach. Wkłady są jednak stosunkowo niewielkie. 70 proc. ma wartość mniejszą niż 100 tys. zł. Ale 30 proc. klientów powierzyło kasom od 100 do 500 tys. zł, a ok. 300 członków zdeponowało ponad pół miliona. W razie upadku kasy obawiać się mogą tylko ci, którzy wpłacili do niej większą sumę niż równowartość 100 tys. euro (420 tys. zł.). Dlaczego tyle? Ponieważ do tej sumy BFG zapewnia zwrot pieniędzy ulokowanych w SKOK-ach.
SKOK-i przez lata znajdowały się poza państwowym nadzorem. Przed objęciem ich kontrolą skutecznie bronili politycy PiS, m.in. były prezydent Lech Kaczyński, który w 2009 r. zawetował ustawę poddającą kasy nadzorowi KNF. Od strony prawnej wspomagał go wtedy Andrzej Duda, dziś prezydent. Gdyby w końcu nie trafiły pod ochronę KNF, to kilkaset tysięcy ludzi z kas, które upadły, straciłoby bezpowrotnie pieniądze. Prof. Leszek Balcerowicz twierdzi, że SKOK-i są największym przekrętem w dziejach III RP. Opozycja chce powstania sejmowej komisji śledczej w ich sprawie. - Nie ulega wątpliwości, że SKOK-i to afera, ale zdecydowanie nie największa - twierdzi jednak prof. Ryszard Bugaj, ekonomista z PAN.
WIDEO: Firmy które unikają płacenia 13 zł za godzinę nie unikną kary
Źródło: AIP