Upór Irka Dudka sprawił, że mekka muzyki bluesowej jest tu, na Śląsku
Skąd pomysł na pierwszą edycję festiwalu? – Wziął się stąd, że jeździłem na Folk Blues Meeting w Poznaniu i tam blues był traktowany trochę po macoszemu. Bardziej stawiano chyba na folk. Pomyślałem więc, że trzeba zrobić imprezę bardziej dla bluesmanów - mówi Irek Dudek, pomysłodawca i dyrektor Rawa Blues Festival, którego 34. edycja rozpocznie się dzisiaj, 10 października w nowej sali NOSPR, a zakończy jutro, 11.10. w Spodku.
Dlaczego w nazwie pojawiła się Rawa? Nie tylko z powodu katowickiej rzeki. - Kiedyś bardzo popularna w Polsce była żyletka „Rawa Lux”. Przypasowała mi więc i ta żyletka, i rzeka. To, że mamy taką swoją czarną Missisipi. Myślałem też o tych ludziach, którzy byli rzucani w kąty przez różne media. Bo blues praktycznie medialnie nie istniał - mówi Irek.
W latach 70. i 80. blues był w Polsce bardzo niszową muzyką. - Tymczasem tutaj praktycznie każdy zespół, który rozpoczynał swoją przygodę z muzyką, nawet jeszcze w latach 60., zaczynał od bluesa. Czasami szedł w innym kierunku, ale mieliśmy szczęście, że wyrastaliśmy na rhythm’n’bluesie. Na takim rocku bardzo mocno usadowionym w bluesie.
Dlatego w Katowicach zaczęło się tworzyć prężne środowisko bluesowe.
- Byliśmy takim undergroundem. Nawet nie byliśmy zapraszani przez telewizję publiczną czy radio. Pograć mogliśmy jedynie w klubach studenckich - dodaje.
W 1981 roku w Katowicach odbyła się pierwsza Rawa Blues. - Poszedłem do studentów, bo nie mogłem być właścicielem własnego pomysłu i pod studenckim patronatem zrobiliśmy ten pierwszy koncert, który odbył się w Pałacu Młodzieży dla 500 osób. Było pełno ludzi - wspomina Irek.
Z kolei w klubie Akant, gdzie Dudek miał swoją Piwnicę Bluesową, odbyło się jam session. Klub Akant to była swego rodzaju mekka dla ludzi czujących bluesa. - Zawsze w piątek było tu jam session i przyjeżdżali do nas ludzie z całej Polski, by sobie tu pograć. Do północy trwały te nasze spotkania, bo do rana nie wolno było grać. Bardzo dużo początkowo nieznanych muzyków tutaj zaczynało. Przyjeżdżali tutaj z gitarami - dodaje.
Po paru latach Rawa Blues trafiła do katowickiego Spodka. Marek Jakubowski, ceniony dziennikarz, znawca bluesa i autor bestsellera „Blues. Encyklopedia Muzyki Popularnej” tak w 2013 roku wspominał na łamach „Rawa Blues Magazine” początki festiwalu: „Od 1985 roku główny koncert odbywał się w hali „Spodka” (wtedy z udziałem 7 tys. ludzi), mimo protestów tych, którzy za naturalne środowisko dla bluesa uznawali wyłącznie kluby. Ale nie mogły one pomieścić wszystkich, w tym przyjeżdżających z różnych stron kraju, koczujących np. koło „Akantu” w trakcie konkursowych przesłuchań (...) W następnym roku Rawa rozpoczęła się w południe pod katowickim Rondem, akustycznym prologiem, a „Spodek” znowu wypełniły tłumy.
Irek Dudek zamieszkał w 1988 roku w Holandii, i przez następnych kilka lat przyjeżdżał do Polski tylko po to, aby organizować Rawę. Dotychczas prezentowali się na niej wyłącznie rodzimi muzycy. Ci znani z płyt i regularnych występów, przez lata dość konsekwentnie pozostający w różnych nurtach bluesa, jak Kasa Chorych czy Nocna Zmiana Bluesa.
Jednak ambicje dyrektora artystycznego imprezy sięgały poza granice Polski. W którym momencie Irek Dudek pomyślał, że Rawa Blues stanie się jednym z najważniejszych wydarzeń w tej części Europy?
- Jestem pasjonatem bluesa i wierzę w swoją wytrwałość. Tylko dzięki temu ten festiwal mógł istnieć. Czasem były różne zakręty, niekiedy miałem mocno pod górkę. Ale cały czas byłem zdeterminowany. Kiedy Rawa Blues już się nieźle kręciła, była już wolna Polska i nie było przeszkód dla bluesa - wpadłem na pomysł, by zrobić międzynarodowy festiwal. I wtedy studenci się wycofali - opowiada Irek.
Dudek wykorzystał więc pieniądze, które miał na wybudowanie domu.
- Dałem je jako wiarygodność festiwalu. Włożyłem je do banku - zdradza. Nim podjął ostateczną decyzję, zadzwonił oczywiście do żony Iwony.
- Ona wierzyła, że ich nie zmarnuję. O dziwo na tym zarobiłem. Mieliśmy więc potem swoje pieniądze plus naddatek, bo okazało się, że w Spodku zabrakło biletów. Taka dobra była frekwencja na pierwszej międzynarodowej Rawie - opowiada.
10 tysięcy osób oklaskiwało wówczas koncerty kilku artystów, na czele z z holenderskim wokalistą i harmonijkarzem, Harrym Muskee. Tak naprawdę pierwszą wielką gwiazdą festiwalu był Junior Wells, potem Luther Allison...
– A ja co roku pokazywałem inne spojrzenia na bluesa. Tak się to rozrastało z każdym rokiem, aż dwa lata temu mogliśmy zaprosić Roberta Crey’a. To już najwyższa półka, na której znajduje się też Keb’ Mo’ gwiazda sprzed roku - podkreśla i za chwilę dodaje: - Można oczywiście zastanawiać się, czy Eric Clapton jest wyżej... - uśmiecha się Irek.
Ale raczej nie należy spodziewać się występu Claptona na Rawa Blues Festival.
- Są takie gwiazdy, które same zapełniają sale. Z drugiej strony jego zaproszenie strasznie obciążyłoby budżet festiwalu, a trzecia i najważniejsza rzecz dotyczy produkcji. Eric z pewnością musiałby mieć jakieś pół godziny przerwy, by wprowadzić sprzęt... Mogłoby się okazać, że to koncert Claptona na Rawie Blues, który jest oddzielną rzeczą. A ja nie chcę do tego dopuścić. U nas są wszyscy jednakowo traktowani. Pomimo tego, że finansowo są wynagradzani różnie, bo nie ma demokracji w sztuce. Ci artyści muszą też rozumieć, że to jest festiwal, więc nie mogą mieć fanaberii, superprzerw. Przysyłają swoje ridery techniczne i dopasowujemy im najlepsze rzeczy - dodaje Irek, który dzisiaj wieczorem wystąpi z Narodową Orkiestrą Symfoniczną Polskiego Radia, podczas inauguracji swojego festiwalu w otwartej tydzień temu przepiękniej sali NOSPR.
Co należy wiedzieć o tegorocznej edycji Rawa Blues Festival. Dwie największe to Robert Randolph & The Family Band oraz The Blind Boys of Alabama. Po raz pierwszy od wielu lat impreza znów będzie dwudniowa. Oprócz „Spodka“ festiwal zagości również w nowoczesnym gmachu Narodowej Orkiestry Symfonicznej Polskiego Radia w Katowicach.
Pierwszy dzień 34. edycji jednego z największych i najbardziej prestiżowych bluesowych festiwali w Europie zaplanowany został w nowej siedzibie NOSPR. To idealne miejsce, by pokazać nieco inne oblicze bluesa, adresowane do koneserów gatunku. Taka z pewnością jest muzyka Erica Bibba - amerykańskiego gitarzysty, wokalisty i kompozytora, specjalizującego się w akustycznym bluesie. Artysta był nominowany do nagrody Grammy za album „Shakin’ a Tailfeather“.
Pamiętacie płytę „New Vision Of Blues“ i koncerty Irka Dudka z orkiestrą symfoniczną? Pierwszego dnia Rawy Blues będzie okazja, by powrócić do tej niezwykłej fuzji bluesa i muzyki klasycznej. Irek Dudek zaprezentuje się bowiem wraz z Narodową Orkiestrą Symfoniczną Polskiego Radia.
W sobotę, 11 października festiwal zagości w katowickim Spodku. Na dużej scenie wystąpi aż pięciu wykonawców zza Oceanu, prezentujących szeroką paletę bluesowych i okołobluesowych brzmień. Największe nazwiska to gitarzysta Robert Randolph i jego Family Band oraz The Blind Boys of Alabama. Na talencie Randolpha szybko poznał się sam Eric Clapton i zaprosił muzyków na wspólne tournee po Wielkiej Brytanii. Randolph & Family Band mają na koncie sześć płyt, ostatnia jak dotąd - „Lickety Split“ - wydana została w 2013 roku. Ich muzyka to energetyczna mieszanka soul, funky i bluesa.
Z kolei The Blind Boys of Alabama to żywa legenda muzyki gospel, pięciokrotni laureaci nagrody Grammy, których początki siegąją czasów II wojny światowej. Ich koncert będzie z pewnością duchową ucztą, nie tylko dla fanów klasycznego bluesa.
Drugi dzień festiwalu to również popisy latorośli słynnych bluesmenów. Cassie Taylor to córka Otisa Taylora, niebanalnego artysty, którego mieliśmy okazję posłuchać w Katowicach w ubiegłym roku. Natomiast Shawn Holt & The Teardrops to formacja dowodzona przez syna Magica Slima, chicagowskiego muzyka, również gwiazdy Rawy Blues sprzed lat.
Ostatnią z amerykańskich gwiazd 34. edycji festiwalu będą The Fox Street All-Stars, łączący w swojej twórczości blues, rock, jazz i soul.
Podczas finałowego koncertu Rawy Blues nie zabraknie także wspomnienia Ryszarda Riedla. W tym roku przypada 20 rocznica śmierci tego wybitnego wokalisty. Z tej okazji Ryśka wspominać będą tuzy śląskiej sceny bluesowej i rockowej, wśród nich Sebastian Riedel - lider zespołu Cree.