Uraz w szkole zaboli też portfel
Ekspertka: - Najczęstsze obrażenia uczniów to złamania i zwichnięcia, a po nich wsparcie ubezpieczycieli, np. w razie rehabilitacji, jest iluzoryczne.
- Jestem mamą ucznia gimnazjum w Sławęcinku pod Inowrocławiem. Syn poinformował mnie, że do końca października ma zapłacić 38 zł za ubezpieczenie - opowiada pani Elżbieta (imię na jej prośbę zmienione).
- Szkoła nie przekazała rodzicom informacji na temat odpowiedzialności ubezpieczyciela. Zaznaczyła zaś, że polisa jest nieobowiązkowa. Jednak, jeśli uczeń pojedzie na wycieczkę, musi ją mieć. Zbulwersowało mnie, że odpowiedzialność za zgon dziecka to zaledwie 15 proc. sumy ubezpieczenia, a za utonięcie 165 proc. Nasi gimnazjaliści nie mają basenu. 38 zł to nie jest dużo, ale w takim razie po co firmy wyciągają od nas drobne pieniądze? W zeszłym roku przemilczałam sprawę dla dobra syna, ale teraz aż się we mnie zagotowało - denerwuje się pani Elżbieta.
Robert Orczykowski, dyrektor gimnazjum w Sławęcinku, mówi, że sprawę szkolnych ubezpieczeń pilotuje Rada Rodziców i odsyła nas do jej przewodniczącej Iwony Kujawy.
- Są to indywidualne decyzje i, jeśli rodzic uważa, że polisa nie spełnia jego oczekiwań, nie musi jej wykupić. Może ubezpieczyć dziecko na własną rękę - podkreśla Kujawa. - Rodzice zgodzili się na takie warunki i trzeba dodać, że suma ubezpieczenia wzrosła do 18 tys. zł z ubiegłorocznych 15 tysięcy.
- Nie chcę oceniać tej konkretnej umowy, mam jednak ogólne uwagi do konstrukcji wszystkich tego rodzaju polis - komentuje Krystyna Krawczyk, dyrektor Wydziału Klienta Rynku Ubezpieczeniowo-Emerytalnego w Biurze Rzecznika Finansowego. - Chodzi o symboliczne wypłaty w razie najczęściej występujących drobnych urazów: złamań czy zwichnięć. Ich konsekwencją jest niewielki, zaledwie 1-4-procentowy uszczerbek na zdrowiu. Tylko tyle dostanie rodzic po wypadku dziecka.
Krawczyk tłumaczy, że z jednej strony można zaapelować do rodziców, by decydowali się na wybór droższych wariantów. - Mamy jednak świadomość, że nie wszyscy zaakceptują wzrost kosztów powyżej 40-50 zł. Jednak towarzystwa mogłyby wprowadzić modyfikacje w ofercie, żeby wypłaty w przypadku najczęściej występujących urazów były odczuwalne i zapewniały możliwość pokrycia choćby kilku sesji rehabilitacji. Po złamaniach i innych urazach takie zabiegi pozwalają dziecku wrócić do sprawności. Tymczasem obserwujemy ciągłe poszerzanie ubezpieczenia o opcje, które zapewniają iluzoryczne wsparcie w razie takich problemów ze zdrowiem. Są już nawet opcje wypłaty w przypadku ukąszenia owada, ale musi to skutkować hospitalizacją dłuższą niż jeden dzień. Dzieci, które nie są uczulone, nie skorzystają z niej. Zawsze zachęcamy rodziców do zapoznania się z warunkami ubezpieczenia. Zgodnie z prawem powinny być one dostępne w szkole. Nie należy zadowalać się jedynie ulotką marketingową, ale sięgnąć do szczegółów umowy.
Dyrektor z Biura Rzecznika Finansowego podkreśla, że nie ma obowiązku kupowania tzw. całorocznego NNW szkolnego. - Mamy świadomość istnienia ministerialnego rozporządzenia w tej sprawie, jednak taki nakaz można wprowadzić tylko ustawą albo umową międzynarodową. Tymczasem obowiązek ubezpieczenia w zakresie NNW i kosztów leczenia istnieje tylko w przypadku wycieczki zagranicznej. Przy podróżach w Polskę nie ma takiego przymusu.
- Nasi uczniowie jeżdżą nie tylko na krajowe, ale także na zagraniczne wycieczki - podsumowuje przewodnicząca Rady Rodziców szkoły w Sławęcinku pod Inowrocławiem. - W razie pytań służymy rodzicom pomocą.