Urzędnicy marnują publiczne pieniądze, kontrolując Ubera
ROZMOWA. - Z moich rozmów z prawnikami wynika, że działania krakowskich urzędników są ewidentnym przekroczeniem ich uprawnień. Jednocześnie nie zajmują się taksówkarzami naciągającymi turystów - mówi KACPER WINIARCZYK, dyrektor generalny Ubera w Polsce.
- Jak pan się czuje jako szef firmy zarabiającej spore pieniądze na luce w polskim prawie?
- Nie zarabiamy na luce prawnej, ale zgadzamy się, że im szybciej rynek zostanie uporządkowany, tym lepiej dla wszystkich działających na nim podmiotów. Po medialnych publikacjach i poselskich interpelacjach, pojawiła się chęć uregulowania tych przepisów przez urzędników Ministerstwa Infrastruktury i Budownictwa. To ważne, żeby stworzyć takie ramy prawne, które zabezpieczą interesy konsumentów, państwa i przedsiębiorców. Przepisy powinny rozwiązywać nie tylko problemy dnia codziennego. Obserwujemy, że społeczeństwa zachodnie odchodzą od posiadania własnego samochodu, co będzie się przekładać na coraz większą ilość wspólnych przejazdów. Nie tylko w ramach systemów takich jak Uber, ale również transportu miejskiego, współdzielenia przejazdów czy samochodów elektrycznych.
- Przypomnijmy, że rząd proponuje wprowadzenie licencji dla pośredników w przewozie osób, która będzie wymagana m.in. od Ubera. Czy państwa firma podporządkuje się takim regulacjom?
- Na razie trudno mówić o konkretnych propozycjach. Ministerstwo Infrastruktury i Budownictwa zamieściło na swojej stronie internetowej bardzo ogólne założenia, mieszczące się na kartce samoprzylepnej. A diabeł tkwi w szczegółach. Dopiero, jak urzędnicy zaproponuje projekt zmian w przepisach, będziemy w stanie odnieść się do niego w ramach konsultacji społecznych. Są takie rynki w Europie, gdzie wprowadzono definicję pośrednika przewozu np. w Londynie. Tam Uber posiada odpowiednią licencję, który nakłada różnego rodzaju obowiązki, jak weryfikacja dokumentów o kierowcach. W zamian za to pośrednik otrzymuje określone przywileje. Taki system nie jest nam obcy, możemy się do niego przystosować. Natomiast wszystko zależy od tego, co konkretnie znajdzie się w ministerialnym projekcie. A szczegółów brak.
- Uber w Polsce działa od trzech lat, a w Krakowie od 2015 r. W tym czasie ta amerykańska firma przyniosła milionowe zyski. Jaka część z tych pieniędzy została w naszym kraju?
- Lwia część przychodu zostaje w kraju. 75 proc. opłaty za przejazd trafia bezpośrednio na konta kierowców w Polsce i oni mają obowiązek w pełni rozliczyć się z fiskusem. Po każdym przejeździe wystawiana jest faktura z odpowiednimi danymi. Sprawdzamy również, czy kierowcy z nami współpracujący, mają założone działalności gospodarcze lub współpracują ze spółkami, biorącymi na siebie obowiązki skarbowe. Ponieważ płatności u nas są bezgotówkowe, nie ma możliwości, żeby te pieniądze nie zostały opodatkowane. Urząd Skarbowy może w prosty sposób sprawdzić, czy podatek za usługę przejazdową został zapłacony. My w Polsce mamy zarejestrowaną spółkę Uber Poland z ograniczoną odpowiedzialnością oraz drugą dla naszego Centrum Usług Biznesowych w Krakowie. Nad Wisłą inwestujemy duże pieniądze - 40 mln zł wydaliśmy na budowę centrum obsługi rynków Europy Środkowej, Bliskiego Wschodu i Afryki z ponad 200 pracownikami. Ten plan na pewno zostanie przekroczony, bo do końca roku zatrudnimy ponad 400 osób, przez co wartość inwestycji jeszcze wzrośnie. Z drugiej strony ponosimy w Polsce wydatki reklamowe i rozwojowe. Te działania również są objęte opodatkowaniem.
- Ilu kierowców Ubera mamy w Krakowie?
- Nie dzielimy się konkretnymi statystykami w tym zakresie. Jednak dynamika wzrostu jest bardzo wysoka.
- Kilka tysięcy?
- To nie są jeszcze tak wysokie liczby, proszę też pamiętać, że współpraca z Uberem charakteryzuje się często sezonowością. W ciągu 12 miesięcy zanotowaliśmy wzrost liczby kierowców o 100 proc.
- Co to za ludzie?
- O statystycznym kierowcy Ubera ciężko powiedzieć. To bardzo zróżnicowana grupa. Przekrój wiekowy jest olbrzymi, od 21 lat (minimalny wiek, jaki wymagamy od kierowców) po nawet 60- i 70-latków. Czasami zastrzegamy sobie prawo do wymagania dodatkowych badań medycznych od starszych kierowców. Różni ich sposób, w jaki współpracują z Uberem - część z nich traktuje to zajęcie jako dodatkowe, dla innych jest to główne źródło przychodu.
- Jak informuje Uber, jednym z głównych kryteriów współpracy z kierowcami jest przedstawienie oświadczenia o niekaralności. Tymczasem według informacji krakowskich urzędników, co najmniej dwóch kierowców Ubera kursowało po ulicach z prawomocnymi wyrokami na koncie. Jak to możliwe?
- To insynuacje jednego z urzędników krakowskiego magistratu. Po informacjach medialnych na ten temat, przeprowadziliśmy audyt wszystkich złożonych nam zaświadczeń o niekaralności w Krakowie. Nie stwierdziliśmy żadnych uchybień. Oprócz tego zgodnie z deklaracją urzędnika, który ujawnił te informacje, zwróciliśmy się do niego z prośbą o podanie danych tych kierowców. Otrzymaliśmy odpowiedź odmowną. Nasze ostatnie pismo w tej sprawie do Urzędu Miasta Krakowa z końca kwietnia jeszcze nie doczekało się odpowiedzi.
- Spór pomiędzy krakowskimi urzędnikami a Uberem zaognia się. Sprawy dotyczące kierowców trafiły na wokandę. Dlaczego państwa zdaniem urzędnicy nie mogą kontrolować kierowców Ubera?
- Trudno mówić o większej liczbie urzędników czy bardziej zakrojonej akcji. Tak naprawdę to osobista wendetta jednego z urzędników Wydział Ewidencji Pojazdów i Kierowców UMK. On usiłuje zaangażować w ten proceder jak największą liczbę służb np. policję i inspekcję transportu drogowego. Kilka razy sąd przychylił się do linii obrońców kierowców współpracujących z Uberem, że urzędnicy magistratu nie mają prawa prowadzenia takich kontroli.
- Bo?
- Nie mają podstaw prawnych. Te kontrole zostały przeprowadzone niezgodnie z procedurami. Owszem, zapadały wyroki sądowe skazujące kierowców Ubera za brak licencji, ale są one nieprawomocne. Kierowcy się od tych wyroków odwołują i z tego co wiem, są gotowi iść z tymi sprawami nawet do Naczelnego Sądu Administracyjnego. Z moich rozmów z prawnikami wynika, że działania krakowskich urzędników są ewidentnym przekroczeniem ich uprawnień. Urzędnicy marnują publiczne pieniądze, bo koszty zamówionych przez nich przejazdów na platformie Uber idą w setki, a nawet tysięcy złotych. To dziesiątki godzin pracy urzędników poza magistratem, więc zapewne są im wypłacane nadgodziny. A to nie są służby powołane do takich kontroli. Co ciekawe, koncentrują się one praktycznie tylko na kierowcach współpracujących z naszą firmą. Jednocześnie nie zajmują się taksówkarzami naciągającymi turystów, używającymi tzw. dopalaczy do liczników (na te i inne nieprawidłowości zwróciło w marcu uwagę Ministerstwo Rozwoju). Nie chronią najbardziej wrażliwych na przekręty grup, a skupiają się na niechlubnej polskiej tradycji urzędniczego tępienia przedsiębiorczości.
- Czy kierowcy współpracujący z Uberem mogą liczyć na pomoc prawników, jeśli ich sprawa trafia do sądu?
- Otrzymują wszelkie wsparcie z naszej strony.
- Czyli jak zapadnie skazujący wyrok prawomocny na kierowcę Ubera, firma też jest skłonna zapłacić ewentualną karę finansową?
- Na razie takich wyroków nie było. Nie będziemy mówić o hipotetycznych sytuacjach. Natomiast nie zostawimy na pewno kierowcy w takiej sytuacji bez wsparcia. Jeżeli kierowca decyduje się nie wchodzić na drogę sądową również otrzymuje od nas pełne wsparcie.
- Może znacznie taniej dla Ubera byłoby podjąć ze środowiskiem taksówkarzy jakąś współpracę?
- Ona się toczy, ale na indywidualnym poziomie. Około 17 proc. kierowców z nami współpracujących to czynni lub byli taksówkarze. Jak pokazują badania przeprowadzone przez Rzeczpospolitą z jedną z sondażowni gospodarczych, branża taksówkarska nie popadła w recesję, od kiedy Uber pojawił się w Polsce, wręcz przeciwnie - firmy są w dobrej lub bardzo dobrej kondycji finansowej. Co więcej prawie we wszystkich miastach, gdzie jesteśmy obecni, co roku rośnie liczba wydawanych licencji taksówkarskich. Cała branża przewozowa rośnie, bo ludzie przesiadają się z własnych samochodów do wspólnych środków transportu.
- Jednak o żadnych związkach zawodowych w Uberze nie ma mowy.
- One ze względów prawnych nie mogą być założone, ponieważ współpracujemy z przedsiębiorcami. Jesteśmy otwarci na dialog ze społecznością kierowców tak, żeby byli zadowoleni ze współpracy z nami. Im więcej oni zarabiają, tym my mamy większe zyski. To wszystko jest ze sobą powiązane. Ponadto widzimy sporą szansę w elektromobilności, którą również rozwija administracja publiczna i samorządy. Chcemy być częścią tego projektu.
WIDEO: Nowe logo Balic - trójkąty zamiast dmuchawców
Źródło: dziennikpolski24.pl