Urzędy pracy najbardziej potrzebują samych siebie [FELIETON SŁAWOMIRA SOWY]
Urzędy pracy nie rozwiązały problemu bezrobocia, gdy sięgało ono 20 procent i nie rozwiązują teraz, gdy bezrobocie w województwie łódzkim spadło do 7 procent. Ale cały czas są.
Bezrobocie w województwie łódzkim wynosi obecnie 7 procent, a prognozy wskazują, że będzie nadal spadać. Zaczyna się robić problem nie z brakiem pracy, ale z brakiem pracowników. A gdzie są pracownicy? W Anglii, na Ukrainie i... w urzędach pracy. Według ostatnich dostępnych danych (koniec roku 2016), w całej Polsce pracuje w nich ponad 22 tysiące ludzi.
W 2002 roku, kiedy bezrobocie sięgało 20 procent, w urzędach pracy różnych szczebli pracowało niespełna 16 tysięcy osób. Dane pochodzą z wydanego w ubiegłym roku opracowania Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej. Opracowanie świadczy o niemalże heroicznym wysiłku autorów. Zatrudnienie w urzędach pracy według płci, wieku, województwa i Bóg wie czego jeszcze opisano na 73 stronach okraszonych bardzo ładnymi mapkami i tabelkami.
To nie jest szczucie na ludzie pracujących w urzędach pracy. To jest pytanie, czy nie pora z tych instytucji zrezygnować. Powiedzmy sobie szczerze, kto z Państwa znalazł pracę dzięki szkoleniu w jednej czy drugiej PUPie? Kto znalazł pracę na tablicy ogłoszeń? I kto z pracodawców szuka poważnego pracownika w rejestrach urzędów pracy? Nie licząc oczywiście tych, którym staże są refundowane.
Właściwie to są nawet dwa pytania: czy potrzebujemy urzędów pracy, gdy bezrobocie wynosi 7 procent i czy na pewno ich potrzebowaliśmy, gdy wynosiło trzy razy tyle?