80-letnia Janina robiła na wszystkich dobre wrażenie. Nic więc dziwnego, że uległ jej urokowi 77-letni Józef spod Bochni. I nie tylko on.
Na ogłoszenie 77-letniego Józefa zamieszczone w gazecie „Kontakty” odpowiedziało wiele pań, ale to Janina M. wzbudziła jego największą sympatię.
- Zadzwoniła, przedstawiła się, chciała przyjechać - wspomina mieszkaniec wioski pod Bochnią (woj. małopolskie). Przez chwilę pomyślał, że to może być „ta jedyna”, z którą spędzi resztę życia. - Na nogi szwankuję, na ubaw nie pójdę, chciałem znaleźć fajną kobietę - mówi starszy pan.
Szukał osoby o podobnych zainteresowaniach jak on: lubiącej kwiaty, zwierzęta i las. - Chciałem spokoju, wiele lat żyłem u boku alkoholiczki - zwierza się pan Józef, który po 25 latach małżeństwa się rozwiódł. Gdy znalazł mały domek pod lasem, przeprowadził się bez wahania. Brakowało mu tylko towarzyszki życia. Wydawało się, że może być nią Janina.
- Chciała przyjechać. Ale zwierzyła się, że nie ma na podróż. Tłumaczyła, że zmarła jej kuzynka, zostawiając gromadkę dzieci bez pieniędzy. Zapewniała, że oddała im wszystko co miała - pan Józef przyznaje, że pomyślał wtedy „sympatyczna, a na dodatek ma takie dobre serce”. Przelał jej 200 złotych.
Następnego dnia Janina pojawiła się w Brzesku. Odebrał ją z przystanku autobusowego, twierdziła, że przyjechała z Nowego Targu. - Zobaczyłem elegancką panią, ładnie ubraną, starannie uczesaną - mówi.
Na dzień dobry przywiozła mu prezent: ciasto, które upiekła, dobre wędliny i owoce. Okazała się osobą inteligentną z poczuciem humoru, ale wyważoną. Jednym słowem chodzący ideał. - Dobrze się nam rozmawiało, mieliśmy dużo wspólnych tematów - wspomina pan Józef.
Rozmawiali więc, chodzili na spacery, a znajomość się zacieśniała. Następnego dnia podczas śniadania Janina poprosiła pana Józefa o pożyczkę 500 złotych. - Nie bój się - mówiła do niego - oddam zaraz, jak tylko dostanę emeryturę.
Jako zastaw zaproponowała piękny, męski sygnet.
Nie wzbudziło to moich podejrzeń. Sympatyczna kobieta chce ode mnie kilkaset złotych na kilka dni, w zamian proponuje zastaw. Co w tym złego? - pyta 77-latek.
Pieniądze wyciągnął z kieszeni garnituru, który wisiał w szafie i wręczył kobiecie. Sygnet schował do szkatułki z rodzinną biżuterią. Przez myśl mu nie przeszło, że widzi te swoje skarby po raz ostatni.
Obiad tego dnia gotowali razem. Były ziemniaki, mięso i ulubiona potrawa pana Józefa, czyli kapusta zasmażana. To do niej Janina musiała wsypać sporą dawkę Lorazepamu, leku psychotropowego, który uspokaja, ale też powoduje senność. Po obiedzie mieli iść na spacer, ale Janina prosiła, by zostali, bo nie najlepiej się czuje. Usiedli na wersalce i rozmawiali. Tyle pan Józef pamięta. Gdy się obudził, było ciemno. Chciał wstać, ale przewrócił się po raz pierwszy. Później wywracał się jeszcze wiele razy. - Całą twarz miałem we krwi, bo padałem gdzie popadnie, bezwładnie. Nogi miałem jak z waty, nic nie mogłem utrzymać w ręku - mówi.
Wołał Janinę, ta jednak nie odpowiadała. Gdy tylko zorientowała się, że gospodarz śpi, wyciągnęła pieniądze z kieszeni garnituru. Do reklamówki wrzuciła też zawartość szkatułki z biżuterią. I wybiegła. Po drodze spotkała sąsiadkę pana Józefa.
- Potrzebuję dostać się do Brzeska, Józef ma uszkodzony akumulator w samochodzie, a mi bardzo się spieszy - tłumaczyła. Zapytała, czy ktoś może ją zawieźć, zapłaci. Nic niepodejrzewający sąsiad odwiózł 80-latkę na dworzec.
Pan Józef potrzebował całego następnego dnia, by dojść do siebie. Do nikogo nie mógł zadzwonić, bo Janina zabrała mu oba telefony. W sumie straty oszacowano na ponad 8 tysięcy złotych. - Kiedy poczułem się lepiej, wsiadłem w samochód i pojechałem na policję. Opowiedziałem, co mi się przytrafiło, poprosiłem o zbadanie krwi - mówi pan Józef, który po kilkudziesięciu godzinach nadal miał w organizmie sporą dawkę leku.
Przecież to mogło mnie zabić, tego nigdy nie wybaczę tej kobiecie - mówi.
Policjanci, którzy przyjęli zawiadomienie o oszustwie, Janiny szukali kilka miesięcy. 80-latka nie ma stałego meldunku. Była za to bohaterką kilku podobnych historii, jak ta, która przytrafiła się 77-latkowi spod Bochni. - Wobec niej zostało orzeczone już dziewięć wyroków za oszustwa, których dopuściła się wobec mężczyzn na terenie całego kraju - mówi Bożena Waresiak, sędzia Sądu Rejonowego w Brzesku.
80-letnia uwodzicielka nie próżnowała. Kiedy wyjechała od pana Józefa, zainteresowała się mieszkańcem Kozienic. Zabierała mu ponad 4 tys. zł oszczędności. Tutaj jednak w pośpiechu zgubiła notes z adresami i numerami telefonów.
- Są tam namiary na mężczyzn z całej Polski, także księży - mówi pan Józef. O notesie dowiedział się od mieszkańca Kozienic, którego przypadek został włączony do postępowania prowadzonego przez prokuraturę w Brzesku. 80-latka po siedmiu miesiącach została ujęta w Krakowie i osadzona w areszcie śledczym. Sporo do sprawy może wnieść analiza notesu z zapiskami. - Mogę powiedzieć tylko tyle, że prowadzimy postępowanie w sprawie dwóch rozbojów i oszustwa - wyjaśnia Arkadiusz Bara z Prokuratury Okręgowej w Tarnowie.
- Że też dałem się omotać - ubolewa pan Józef. Nie ma się mu co dziwić. Janina zrobiła wrażenie nie tylko na starszych panach.
- Myślałam, że nic mnie już nie zaskoczy, ale myliłam się bardzo - mówi sędzia Bożena Waresiak.
Pod wrażeniem 80-latki był też Andrzej Leśniak, zastępca Prokuratora Rejonowego w Brzesku. - Nigdy bym nie pomyślał, że jest zdolna do takich rzeczy, ale też, że ma 80 lat. Nie wygląda na ten wiek - mówi. Janinie, która czyny popełniła w recydywie, grozi 20 lat więzienia.