Ville Sołackie, nowa jakość w historycznej dzielnicy Sołacz
Zaprojektowana sto lat temu przez Josepha Stübbena dzielnica zyskuje dziś nową zabudowę. Ville Sołackie mają być alternatywą dla podmiejskich posiadłości. Są przestronne jak dom, ale blisko stąd do centrum i jego atrakcji.
Sołacz to nie tylko zanurzona w zieleni i tradycji jedna z najpiękniejszych dzielnic Poznania. To miejsce wciąż żywe, w którym co jakiś czas pojawiają się architektoniczne nowości. Spore zainteresowanie wzbudziły ostatnio wille przy ul. Podlaskiej.
Na Sołaczu powstała nowa jakość. Jak twierdzi inwestor, Ville Sołackie to efekt śmiałego i udanego połączenia ultranowoczesności z estetycznymi inspiracjami z przeszłości.
- Prześledziliśmy rynek, nie ma porównywalnej inwestycji w naszym mieście, która łączyłaby luksus i historię miejsca w takim wydaniu jak Ville Sołackie
- mówi Krzysztof Kruszona, prezes zarządu firmy Agrobex, która jest autorem inwestycji.
Ville Sołackie to siedem kameralnych budynków otoczonych zielenią, które mają być alternatywą dla podmiejskich posiadłości. Ich przewagą jest bliskość centrum Poznania.
Sołacz to pojęcie mentalne
„Sołacz to pojęcie mentalne. Nazwa pewnego wyrazistego, innego od sąsiednich świata, który, choć posiada swą urbanistykę i architekturę, to tak naprawdę rozgrywa się przede wszystkim w warstwie społecznej. Granice tego świata, które wyznacza w jakimś stopniu zamożność, a przede wszystkim styl życia jego mieszkańców wynikający z wykształcenia, pochodzenia i wykonywanego zawodu, są dużo bardziej uchwytne niż jakiekolwiek topograficzne podziały” - pisze w książce „Sołacz. Domy i ludzie” historyk sztuki prof. Piotr Korduba.
Zanim dolinę Bogdanki zaczęły otaczać imponujące wille, zlokalizowana była na tym obszarze niewielka osada młyńska, która następnie przekształciła się w XVI wieku w wieś szlachecką. Oprócz tego były tu hektary wolnej przestrzeni - łąki, pola, nieużytki, gdzieniegdzie tylko pojedyncze gospodarstwa. Początki osiedla, jakie znamy dziś, są związane bezpośrednio z postacią Eliasa Barucha, żydowskiego bankiera.
Do stworzenia dzielnicy willowej o wysokim standardzie dążyły wówczas także władze Poznania. Sołacz nadawał się do tego idealnie ze względu na dziewiczość i wiejski charakter, które to dawały szerokie możliwości zagospodarowania. Wzorem dla Sołacza miała być podobnego typu kolonia willowa tzw. Villen-Anlage-Keiser-Wilhelm, projektowana już w 1895 roku przy dzisiejszych ulicach Konopnickiej i Orzeszkowej.
Zielony Sołacz
Późniejszy architekt miasta Władysław Czarnecki wspomina wizytę Barucha w Poznaniu („To też był mój Poznań 1925-39”):
„Przy zatwierdzaniu parcelacji Magistrat postawił Baruchowi warunek, musiał własnym kosztem wykonać wszystkie ulice z kanalizacją, wodociągami, gazem i elektrycznością, posadzić drzewa, założyć trawniki, skwery, ścieżki, chodniki i nawierzchnie - jednym słowem teren kompletnie urządzić, dopiero potem pozwolono parcele sprzedawać i zabudować”.
Po I wojnie światowej Baruch, na prośbę ówczesnego prezydenta Cyryla Ratajskiego, przyjechał do Poznania. W towarzystwie Ratajskiego i Czarneckiego wybrał się na spacer po Sołaczu. Czarnecki wspomina, iż bankier był urzeczony parkiem Sołackim, zielenią, nasadzeniami drzew.
Autorem projektu osiedla była komisja, którą kierował znany urbanista dr H. J. Stübben.
To on zdecydował, by przede wszystkim wykorzystać istniejące ukształtowanie terenu i wykorzystać jego walory. Chodzi głównie o dolinę rzeki Bogdanki, która stała się zieloną osią przecinającą dzielnicę. Ośrodkiem założenia stał się rozległy park z dwoma sztucznymi jeziorami powstałymi na nadrzecznych łąkach.
Tak opisuje projekt Stübbena historyk sztuki Agnieszka Jakubowska w Kronice Miasta Poznania w tekście „Dzielnica willowa na Sołaczu i jej zabudowa w latach 1907-1939”:
„Znaczące miejsce w projekcie Stübbena zajmowała zieleń. Stała się ona jednym z głównych elementów kształtujących przestrzeń osiedla - pisze Jakubowska, a dalej dodaje. - Każda większa ulica miała być ukształtowana jako zadrzewiona aleja, a w każdym z zespołów zabudowy przewidziano miejsce na zielone place. (…) Cały szereg detali i zabiegów planistycznych daje dowód dbałości nie tylko o kardynalne zasady założenia osiedla willowego, ale przede wszystkim o wrażenia i komfort przyszłych jego mieszkańców”.
Jakubowska przekonuje, że dla Stübbena ważne było, aby ulice, place i aleje pełniły rolę nie tylko czysto komunikacyjną, ale także były miejscem wypoczynku i przechadzek.
- Skala urbanistyczna Sołacza, schodząca niemal do detali architektonicznych, czyni to miejsce niezwykle intymnym, zacisznym, prywatnym
- pisze.
Charakterystycznym elementem Sołacza jest park Sołacki, którego sława wykracza daleko poza dzielnicę. Korzystają z niego chętnie także inni mieszkańcy Poznania. Mimo to miejsce zachowało swoją kameralność.
„Park Sołacki do dziś stanowi oazę zieleni w mieście, często określany jest jako „Central Park” Poznania. (...) Do dziś zachwyca swoją kameralnością, znajduje się tam szereg drewnianych mostów i pomostów oraz wodospad. Utrzymane w klimacie początków lat dwudziestych alejki wzbogacają stylizowane na stare latarnie i ławeczki. Bogata, zadbana zieleń, obfitująca w liczne gatunki, tworzy wrażenie naturalnej oazy w centrum miasta. W zachodniej części terenu znajduje się obszerna, otoczona drzewami łąka, zaprojektowana do celów rekreacyjnych, na której znajduje się plac zabaw” - pisze Aleksandra Manyś, która swoją pracę magisterską poświęciła Sołaczowi.
Choć zieleń Sołacza to nie tylko parki. Znajdują się tam również ogrody działkowe, zadbane ogródki przydomowe i stuletnie, przyuliczne nasadzenia drzewne. Najbardziej reprezentacyjną trasą jest aleja Wielkopolska. Tworzą ją dwa pasma jezdni, oddzielone ciągiem pieszym obsadzonym z dwóch stron przez kasztanowce.
Sołacz jest położony w Zachodnim Klinie zieleni. System czterech klinów zaprojektował Władysław Czarnecki, profesor, który dostrzegł potencjał poznańskich rzek i cieków wodnych, a w ich dolinach zaprojektował zielone kliny przecinające miasto. Trasy piesze i rowerowe pozwalają dotrzeć z obrzeży miasta aż do jego centrum, poruszając się cały czas w sferze parkowej, zielonej. Kliny - poza walorami rekreacyjnymi i estetycznymi - mają za zadanie napowietrzanie miasta.
Mieszkańcy Sołacza
Sołacz od początku zamieszkiwany był przez prominentnych poznaniaków. Jak pisze prof. Jacek Wiesiołowski w Kronice Miasta Poznania już w 1914 r. „właściciele byli wyłącznie pochodzenia niemieckiego i reprezentowali standard inteligencki. Przewagę mieli urzędnicy średniego szczebla, pracujący w magistracie i biurach regencji, dalej nauczyciele, geodeci i architekt, kilku kupców i jeden przedsiębiorca” - pisze historyk.
Po pierwszej wojnie światowej spora część działek i domów została przekazana Uniwersytetowi Poznańskiemu na potrzeby nowo organizowanego, a bardzo potrzebnego w Wielkopolsce, Wydziału Rolniczo-Leśnego.
- Kilku profesorów wybudowało tu swoje własne wille. Nowymi inwestorami na Sołaczu byli przede wszystkim kupcy, przemysłowcy, inżynierowie i bankowcy. Trafiał się lekarz czy adwokat, sporadycznie nauczyciel gimnazjalny czy bogaty adiunkt uniwersytecki. Spora liczba willi stanowiła własność wdów, głównie z kupieckich czy przemysłowych środowisk Poznania, czasami też z kręgów ziemiańskich
- pisze prof. Jacek Wiesiołowski.
- Właściciele i lokatorzy sołackich willi reprezentowali wysoki standard towarzyski i intelektualny, co potwierdzała obecność obok uniwersyteckich i gimnazjalnych profesorów kilku pisarzy, artysty malarza czy znanego kompozytora - pisze dalej.
Barwną i szeroką galerię osób, które na przestrzeni lat zamieszkiwały Sołacz, opisał prof. Piotr Korduba w swojej książce „Sołacz. Domy i ludzie”. Z publikacji dowiadujemy się, że mieszkał tu kompozytor Feliks Nowowiejski z rodziną, jubiler Władysław Kruk z rodziną, a także wielu profesorów, w tym rektorów Uniwersytetu Poznańskiego. To z Sołacza pochodzi rodzina Gustowskich, a znana poznańska artystka Izabella Gustowska wciąż zamieszkuje jedną z willi. Po wojnie na Sołaczu zamieszkała rodzina książęca Adama Czartoryskiego. Była też hrabina Irena z Ponińskich Bnińska. Mieszkała tu wnuczka Włodzimierza Przerwy-Tetmajera. Z dzielnicą związany był pisarz Eugeniusz Paukszta, a jako student pokój wynajmował tu Krzysztof Komeda.
„Sołacz nie miał z pewnością tyle szczęścia do sławy, co jego warszawska daleka kuzynka - również willowa Saska Kępa. Nie śpiewa o nim Maryla Rodowicz, nie posiadał swojej Agnieszki Osieckiej. Stało się tak zapewne dlatego, że jego historia znana jest jedynie lokalnie, a dzieje jego mieszkańców nie wyszły daleko poza sąsiedzkie rozeznanie. Tymczasem jest to pod względem urbanistyczno-architektonicznym niewątpliwie najciekawsza dziś w Polsce dzielnica willowa” - ocenia w swojej książce prof. Piotr Korduba.
Współczesny Sołacz
Po stu latach Sołacz wciąż zachował swoje pierwotne walory. Dużo zieleni i kameralny charakter to nadal największe atuty tej dzielnicy. Przewodniczący tutejszej rady osiedla przekonuje, że to najlepsza w mieście dzielnica do zamieszkania.
- Mnie żyje się tu świetnie. Nie wyobrażam sobie innego miejsca - mówi Paweł Szwaczkowski, który mieszka tu od urodzenia. - Sołacz nie jest wioską, a jednak mieszkańcy się tu znają, rozpoznają na ulicy. Panuje serdeczna atmosfera. Nie ma wyjścia do sklepu, żeby nie spotkać kogoś znajomego. Ciągle ktoś podchodzi, wita się, zagaduje. Lubię taki styl, więc taki dodatek do mieszkania tutaj podoba mi się - mówi radny.
Dodaje, że wiele z rodzin żyje tu od pokoleń, pewnie w dużej mierze z tego wynika atmosfera ogólnego zaufania na Sołaczu. - Spośród moich sąsiadów wielu znało wzajemnie swoich dziadków, rodziców, a teraz zna się kolejne pokolenie. Nie jesteśmy dla siebie obcy - mówi.
Szwaczkowski sam mieszka tu ponieważ ojciec jest pracownikiem naukowym Uniwersytetu Przyrodniczego, wielu innych mieszkańców również. - Tu chodziłem do przedszkola i szkoły podstawowej, przesiąknąłem tą atmosferą.
Sołacz zna jak własną kieszeń, wskazuje park Sołacki jako centrum rekreacji i odpoczynku, kościół jako miejsceniedzielnych spotkań i plac Spiski, jako najlepiej zagospodarowane miejsce publiczne.
- Przydałaby się nam jeszcze kawiarnia. Mam już upatrzone miejsce i chętnych, którzy chcieliby taką kawiarnię prowadzić. Pracuję nad tym, by pomysł udało się zrealizować
- mówi Szwaczkowski.
Nowe na Sołaczu
Wśród starych willi powstaje też nowa zabudowa. Czasami mieszkańcy przyjmują ją z obawami, ponieważ boją się o utratę charakteru swojej dzielnicy, do którego tak przywykli, nowe budynki jednak powstają, a Sołacz zyskuje kolejnych mieszkańców.
Nie inaczej jest w przypadku Villi Sołackich, inwestycji Agrobexu, które powstały przy ulicy Podlaskiej tuż obok kościoła św. Jana Vianneya.
Ville Sołackie to siedem ekskluzywnych trzyrodzinnych budynków z halami garażowymi. Całość zaprojektował znany poznański architekt Sławomir Rosolski.
- Lokalizację wybraliśmy nieprzypadkowo. To dzielnica o walorach urbanistyczno-architektonicznych, z zielenią, a do tego ma bogatą historię, zamieszkiwały ją znane osobistości - mówi Krzysztof Kruszona, prezes zarządu firmy Agrobex.
Nie bez znaczenia była też bliskość terenów rekreacyjnych, szczególnie Golęcina, gdzie nie tylko można grać w tenisa, ale także pojeździć na rolkach.
Prezes Agrobexu opowiada, że wewnątrz firmy trwały długie dyskusje, czy nowa inwestycja powinna być historyzująca, nawiązująca do dotychczasowej zabudowy dzielnicy, czy też stanowić nowoczesny akcent na Sołaczu.
- Konserwator zabytków zgodził się na obie wersje i dał nam, jako inwestorowi, pole do decyzji. Wybraliśmy wersję historyzującą, nie chcąc zaburzać charakteru Sołacza - mówi.
Priorytetem była jakość. I to zarówno jakość architektury, jak i użytych materiałów. Wille zostały pomyślane jako alternatywa dla posiadłości podmiejskich. Mają gwarantować równie dużo przestrzeni i kameralność otoczenia, ale i więcej: bliskość centrum miasta z jego atrakcjami, życiem towarzyskim i kulturalnym.
Ville Sołackie nawiązują do architektury dzielnicy. Każdy z budynków został zaprojektowany dla trzech rodzin. Każda z willi ma swoją nazwę i charakterystyczne cechy. W Villa Clara użyto białego marmuru bianco carrara, a w Villa Flora szarego marmuru. Oba pochodzą z Włoch, ale różnią się odcieniem i strukturą.
Do willi wchodzi się poprzez monumentalne wejście. Wchodząc do wnętrza, napotyka się reprezentacyjną klatkę schodową z elegancką balustradą, marmurowymi schodami i lustrami, które nadają przestronności. Uwagę przykuwa lampa, która zwisa z sufitu ostatniej kondygnacji aż do parteru. Klatka schodowa jest użyteczna dla mieszkańców parteru oraz przede wszystkim gości, ponieważ mieszkańcy wyższych kondygnacji mogą do apartamentu wjechać bezpośrednio windą, także z hali garażowej. System spełnia wysokie standardy bezpieczeństwa.
- Zabezpieczenia w windzie są tak skonstruowane, że dźwig nie uruchomi się, jeśli wsiądzie ktoś obcy. Winda może obsługiwać tylko mieszkańców oraz gości, których wjazd jest autoryzowany przez gospodarzy - tłumaczy Bartosz Ratajszczak z firmy Agrobex. - Autoryzacja jest potrójna: przy wejściu na teren posesji, do samego budynku i trzeci raz w windzie - precyzuje.
Dodaje także, że szyby windowe są specjalnie wygłuszone, przez co praca dźwigu jest w mieszkaniu niemal niesłyszalna.
Mieszkania są ultranowoczesne. Co to znaczy? Przede wszystkim to, że są inteligentnie sterowane. Rolety zewnętrzne we wszystkich oknach można zamknąć lub otworzyć jednym kliknięciem. Poprzez specjalną aplikację na telefon można jadąc do domu i stojąc w korku włączyć klimatyzację, ustawić odpowiadającą nam temperaturę, ale także muzykę, jaka nas powita oraz stopień opuszczenia rolet w oknach. Każdy z mieszkańców wraz z kluczami otrzymuje specjalny czujnik, każdorazowo przy wejściu system w mieszkaniu wykrywa go i np. włącza ulubioną, wybraną wcześniej piosenkę lub całą playlistę. Z poziomu aplikacji sterować można także zapachami w pomieszczeniach. Każde pomieszczenie ma swój wbudowany atomizer. Inny zapach można wybrać do gabinetu, gdzie urządzamy spotkanie służbowe, inny do sypialni czy kuchni. Stopień nasilenia zapachu również możemy ustawić przez aplikację.
- Dodatkowym atutem jest fakt, iż mieszkańcy nie muszą martwić się o wietrzenie pomieszczeń. Szczególnie, gdy mamy gości i zrobi się duszno. System myśli za nas. Na bieżąco bada stężenie CO2 w powietrzu i zapewnia dostęp świeżego powietrza. Na przyjęciu nie trzeba martwić się o uchylanie okien
- opowiada Bartosz Ratajszczak.
Mieszkania w siedmiu willach są różnej wielkości. Najmniejsze ma 124 mkw., a największe 180 mkw. Każdy z apartamentów ma zapewnioną ekspozycję dzienną na wszystkie cztery strony świata. Mieszkania są sprzedawane w stanie deweloperskim, a instalacje są zaprojektowane tak, że panuje pełna dowolność, co do aranżacji wnętrza i lokalizacji nie tylko sypialni czy gabinetu, ale także łazienek czy kuchni. - Każdy apartament można wyposażyć nawet w pięć sypialni, gdzie każda z nich będzie miała swoją łazienkę - mówi Ratajszczak.
Przedstawiciel Agrobexu zapewnia także, że użyte materiały związane z instalacją wodną zapewniają całkowite wygłuszenie ewentualnego hałasu. Przy budowie użyto tzw. rur niskoszumowych. Sąsiedzi nie słyszą u siebie wzajemnie odkręcanej wody w kranie, jak to bywa w budynkach wielorodzinnych.
W apartamentach możliwy jest też montaż prawdziwego kominka z podłączeniem do komina.
W pakiecie z każdym mieszkaniem są też miejsca w luksusowej hali garażowej oraz dostęp do strefy fitness. W podziemnej kondygnacji willi zlokalizowano siłownię oraz salę do masażu, którą można wcześniej zarezerwować na konkretną godzinę. Przestrzeń tę dzielą mieszkańcy wyłącznie dwóch sąsiednich willi.
- Zrobiliśmy badania u potencjalnych klientów, pytając, czego im brakuje w dotychczasowych mieszkaniach i czego poszukują na rynku. Okazało się, że problemem jest korzystanie z usług masażu, który często zamawiany jest z dojazdem do klienta. Masażysta ma ze sobą specjalistyczny stół, który trzeba rozłożyć, a w domu robi się zamieszanie. Dlatego proponujemy naszym mieszkańcom specjalną przestrzeń do tego typu zastosowań lub innych zabiegów kosmetycznych. Obok jest łazienka z prysznicem, gdzie można odświeżyć się po zabiegu. Co ważne, aby skorzystać z tej strefy, nie trzeba wychodzić z budynku
- mówi Ratajszczak.
Na usługi mieszkańców jest też concierge, któremu można zlecić zrobienie zakupów, kupno biletu do kina czy na koncert, ale także umówienie specjalisty do drobnych napraw w mieszkaniu. To na jego głowie będzie dbanie o zapewnienie niezbędnych przeglądów klimatyzacji, wszelkich systemów i urządzeń w apartamentach.
Mieszkańcy będą mieli także swojego ogrodnika, który zadba o obejście oraz ochronę i osoby sprzątające części wspólne.
Wartość dodana
Całość projektował uznany poznański architekt Sławomir Rosolski, który ma na swoim koncie wiele realizacji mieszkaniowych, a obecnie projektuje nową siedzibę Wydziału Architektury Politechniki Poznańskiej.
- Projektowanie Villi Sołackich było wyzwaniem. Cały czas miałem świadomość tożsamości historycznej Sołacza. Nowa inwestycja nie mogła naruszyć tej struktury - mówi Rosolski.
Zanim powstał projekt budynków przy ul. Podlaskiej architekt przeanalizował blisko sto willi, które już stoją w okolicy.
- Przeanalizowaliśmy dziesiątki budynków. Ich detale architektoniczne, układ dachów, elewacji, otoczenie. Było to ważne także ze względu na ustalenia z konserwatorem zabytków, wszak cały Sołacz objęty jest ochroną konserwatorską. - Przykładem wymogu konserwatora są zastosowane w willach mansardowe dachy. Każde ograniczenie traktujemy jednak jak wyzwanie. Dla projektanta spotkanie z historią to nobilitacja - deklaruje Rosolski.
Analizie podlegało także ukształtowanie terenu, akustyka, intensywność i wysokości zabudowy wokół. Architekt poświęcił także sporo czasu na studium detalu, koloru.
- Moją ambicją było, żeby nowa zabudowa nie tylko szanowała wytyczne konserwatorskie i historyczną zabudowę, ale była dla Sołacza wartością dodaną
- mówi Rosolski.
Jednym ze sposobów, by to uzyskać, jest postawienie na majestatyczność zabudowy. Do gmachów wchodzi się przez krużganki, po schodach, elewacja willi częściowo jest wykonana z drewna - konkretnie z mahoniu. - Wyglądają przez to bardziej reprezentacyjnie, szlachetnie, stają się charakterystyczne, każdy je rozpozna - mówi Rosolski. - Sprawia to również, że budynki, jak to się mówi w architektonicznym żargonie, będą ładnie się starzeć. Są jak wino, im starsze, tym lepsze - dodaje.
W willach Agrobexu stanie siedem rzeźb uznanego artysty Pawła Orłowskiego, wykładowcy Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie.
Artysta przyznaje, że wrażenie na nim zrobiła klasa założenia architektonicznego willi.
- Pierwsze, na co zwróciłem uwagę, to także dbałość o detale oraz jakość wykonania. Naturalne materiały użyte w realizacji to coś, co wyróżnia inwestycję. Architektura i styl obiektów nawiązują do mojego ulubionego i w tym momencie bardzo modnego stylu Art Deco - mówi i zaraz dodaje, że wrażenie robi też sam Sołacz, zielona okolica, park Sołacki.
Jak sam mówi, podstawowym założeniem, jakie przyjął realizując projekt, to aby rzeźby współgrały z wnętrzem willi i stanowiły spójny element reprezentacyjnych klatek schodowych, w których będą ustawione. Każda z siedmiu rzeźb jest indywidualnie zaprojektowana do każdej z willi.
- Proces projektowy rozpocząłem już w kwietniu 2017 roku i poprzedzony był wieloma spotkaniami i konsultacjami z samym inwestorem, jak i z architektami z pracowni architektonicznej Barchitecture, którzy są odpowiedzialni za aranżację wnętrz poszczególnych willi. W tym momencie gotowe są trzy z siedmiu rzeźb dedykowanych do inwestycji Ville Sołackie. Cały projekt zapowiada się imponująco. Siedem 2,5-metrowych dynamicznych, mocno skubizowanych rzeźb, nadających nowoczesny charakter wnętrzom. Założeniem naszym było, aby rzeźby „tańcząc” i „wirując”, swoim ruchem nawiązywały do łuków balustrad i rytmów marmurowych schodów. Rzeźby świetnie dopełniają przestrzeń klatki schodowej, nadając jej niepowtarzalny charakter, zbliżony do aranżacji architektoniczno-rzeźbiarskich spotkanych we wnętrzach pałacowych - mówi Paweł Orłowski.
Dodaje także, iż projekt zyskuje rozgłos w Polsce i nie tylko.
- Docierają do mnie pozytywne reakcje od bardzo wielu osób. Sławny krytyk i kurator sztuki współczesnej dyrektor National Portrait Gallery z Londynu Nicholas Cullinan zainteresował się projektem, pozytywnie reagując na zdjęcia z realizacji. Ostatnio miłe słowa i gratulacje udanego projektu przesłała mi aktorka Grażyna Szapołowska, artystka Joanna Sarapata oraz znana modelka Zuzanna Bijoch - cieszy się Orłowski. I dodaje, że jest bardzo zadowolony z efektu, jaki został osiągnięty wspólnym wysiłkiem inwestora oraz twórców projektu.
- Mam nadzieję, iż lokatorzy willi będą czuli się dobrze mieszkając w dobrze zaprojektowanych wnętrzach, mając na co dzień u siebie rzeźby mojego autorstwa
- podsumowuje.