W atelier Teresy Kopias ubierają się znane Polki
Skończyła prawo i choć szycie było jej wielką pasją, nie spodziewała się, że tak potoczy się jej kariera zawodowa i stanie się ulubioną projektantką polskich celebrytek. Kreacje Teresy Kopias doceniała prezydentowa Maria Kaczyńska, ubierała się u projektantki Agata Kornhauser-Duda. Jej kreacje nosi wiele znanych aktorek i dziennikarek. Mimo sukcesu Teresa Kopias nadal swój dom mody prowadzi w Łasku...
Gdy w 1991 roku rozpoczynała Pani swoją działalność, przypuszczała, że osiągnie taki sukces w świecie mody i zyska sympatię wielu polskich celebrytek?
Nie wiem, czy ktoś na początku swojej działalności zakłada, że osiągnie sukces. Ja nie. Zakładając firmę myślałam o tym, by coś robić, pracować, utrzymać rodzinę. Zawsze chciałam jak najlepiej robić to co robię, ale nie miałam wielkich planów.
Jak się to wszystko zaczęło?
W moim życiu powstały zawirowania. Pomyślałam sobie, że muszę być niezależna. Okazało się, że w moim bloku ktoś miał pracownię krawiecką. Postanowił jednak zmienić branżę. Kupiłam od niego tę pracownię. I tam się wszystko zaczęło. Najpierw pracowałam sama. Potem zatrudniłam krawcową, krojczego. Z czasem pomyślałam, że mam za małe pomieszczenie, że muszę rozwinąć działalność. Przeprowadziłam się do segmentu. Tam założyłam pracownię, która miała 300 metrów kwadratowych. Wtedy postanowiłam zbudować dom mody. Minęło kilka lat i dom mody w Łasku powstał…
Gdy przypomina sobie Pani dziś swoje początki w branży modowej, to się Pani czasem uśmiecha?
Uśmiecham się z rozrzewnieniem, dziwię się, że tyle przeszłam. Pamiętam, jak jechałam maluchem, miałam na dachu ocieplinę i prawie nic nie widziałam. Zatrzymała mnie w Pabianicach policja, ale nie dostałam mandatu. Policjant pomógł mi za to wyjechać z ul. Wiejskiej. To były czasy, kiedy ciężko było zdobyć materiał na kreacje, zdarzało się, że czasem ktoś mnie oszukał. Trzeba było znaleźć odpowiednich ludzi - szwaczki, konstruktorów. Udało się jednak, wiele osób w moim zespole pracuje od początku.
Kiedy więc o Domu Mody Teresy Kopias usłyszała Polska?
To było po dwóch latach działalności. Od początku starałam się wszystko robić perfekcyjnie. Takie staranne wykonanie musiało jednak mieć swoją cenę. A jak miało cenę, to stawało się mało konkurencyjne w porównaniu z towarami z innych zakładów. Tak więc moje sukienki na początku nie sprzedawały się dobrze. Były ładne, dobrze wykonane, ale droższe. Przez kilka lat jeździłam na targi w Poznaniu. Tam pokazałam to, co robię, i myślę, że to był taki przełomowy moment w działalności naszej firmy. Był to 1993, może 1994 rok.
A kiedy Pani weszła na warszawskie salony?
Zaczęło się od pokazu zorganizowanego z okazji 10-lecia naszej firmy, który odbył się w Pałacu Lubomirskich w Warszawie. Potem poznałam Paulę Stobińską, moją menedżerkę. Polubiłyśmy się też z niektórymi znanymi dziewczynami i gwiazdami. Chciały się ubierać w nasze kreacje, doceniły je. Cenimy się tak samo jako ludzie.
Jedną z pierwszych gwiazd, która pokazała się w strojach Teresy Kopias, była Joanna Horodyńska.
Tak, pozowała nam do katalogu i była twarzą marki. Jedną z pierwszych była również Dorota Gardias, choć gdy zaczynałyśmy współpracę nie była jeszcze taka znana.
Teraz w Pani kreacje ubiera się wiele polskich celebrytek...
Można wymienić ich sporo, w tym na przykład Laurę Łącz. Czasami ubiera się u nas Edyta Górniak i Grażyna Torbicka. W naszych strojach chodzi Jolanta Fajkowska, Alicja Reslich-Modlińska, Ania Jurksztowicz, Iwona Pavlović, Grażyna Wolszczak, Olga Borys, Anna Powierza, Agata Młynarska, Anna Samusionek, Anna Popek. Pozowała nam Tamara Arciuch, Marcelina Zawadzka i Joanna Moro, trudno wymienić wszystkie panie. Czasami przyjeżdżają do Łasku, nieraz robimy kameralne spotkania w Warszawie.
Ubierały się u Pani pierwsze damy?
Maria Kaczyńska bardzo doceniała moje stroje. Miałyśmy okazję się spotkać osobiście. Agata Kronhauser-Duda, zanim jej mąż został prezydentem, już ubierała się u mnie. Czasami coś wybiera z naszej kolekcji, ale jeszcze nie była u nas w Łasku. Musimy ją zaprosić do siebie.
W Pani strojach prezentowały się też dziewczyny startujące w wyborach Miss Polonia...
Tak było przez kilka lat, w moich sukniach prezentowały się finalistki konkursu Miss Polonia. Każdą z nich trzeba było ubrać tak, by czuła się jak najlepiej w kreacji. Było to duże wyzwanie. Ale z przyjemnością to robiłam.
Jest Pani jedną z najbardziej znanych polskich projektantek. Pozostała Pani jednak wierna Łaskowi.
Cieszę się, że mieszkam w Łasku. Nigdy nie marzyłam, by mieszkać w Warszawie czy Paryżu. Projektuję, tak jak ja to widzę, tak jak czuję. Trzeba jednak pokazać to, co się robi, szerszej publiczności.
Jest Pani rodowitą mieszkanką Łasku?
W zasadzie tak. Pochodzę z miejscowości Dobra, od Łasku dzieli ją osiem kilometrów. Ale w Łasku kończyłam liceum, tu zamieszkałam, wychodząc za mąż.
Gdy była Pani małą dziewczynką, to szyła ubrania dla lalek, marzyła, by zostać projektantką mody?
Tak było. Moja siostra kończyła szkołę krawiecką, ja nie. Szyłam ubrania dla lalek. Było to o tyle prostsze, bo mama była krawcową, w domu były więc szmatki, nici, wszystko to, co mnie interesowało. Oczywiście oprócz czytania książek, które pochłaniałam.
Skończyła Pani prawo. Pracowała Pani w zawodzie?
Nie kontynuowałam prawniczej kariery, zresztą studia prawnicze skończyłam już w trakcie pracy. Pracowałam w różnych firmach, między innymi w urzędzie gminy, byłam kierownikiem Urzędu Stanu Cywilnego i udzielałam ślubów. Pracowałam w Montoprzemie i w Kastorze.
To projektowanie przyszło w takim razie nagle?
osiadam zdolności plastyczne, zawsze lubiłam rysować, malować. Nie przypuszczałam, że może się to przydać w projektowaniu mody. A jednak się przydało. Myślałam, żeby zająć się malowaniem. Tak się jednak złożyło, że pochodzę z wielodzietnej rodziny i nie posłano mnie na studia plastyczne. Na szczęście wszystko dobrze się ułożyło. Jestem w tym miejscu, które kocham, bardzo lubię swoją pracę. Jest ona moją pasją.
Ma Pani swój niepowtarzalny styl, któremu pozostaje wierna?
Rzeczywiście tak jest. Są to z reguły klasyczne sukienki, dobrze wykonane, ze smakiem, z pazurem, który przyciąga klientki. Na pozór są to proste stroje, ale nie do końca, bo posiadają swoistą magię.
Uwielbia Pani grochy?
Grochy, groszki... To moja fantazja, wariactwo grochowe. Od najmniejszych, rozsianych jak gwiazdy na granacie, do dużych. Jakoś intuicyjnie kocham te gwiazdy. To trwa długo. Nie tylko w moich kreacjach pojawiają się grochy. Myślę, że są inspiracją także dla innych. Lubię też lekkie, zwiewne materiały.
Grochy chyba są zawsze modne?
One wracają. W sukience w grochy chodzi między innymi bohaterka „Pretty Woman”. W moich sukienkach grochy pojawiały się jednak wcześniej. W moich kreacjach są obecne od prawie 30 lat, oczywiście w różnych wariantach.
Którzy wielcy projektanci najbardziej Panią inspirują?
Coco Chanel. To klasyka. Inspirują mnie nie tylko projektowane przez nią stroje, ale jej cała postać. Coco Chanel wszystko robiła z pasją i stworzyła swój styl.
I małą czarną...
Można powiedzieć, że mała czarną w różnych kolorach. Ale ja takie sukienki uwielbiam. Bez względu na to czy są czarne, czy mniej czarne.
Wiele młodych dziewczyn marzy, by zostać projektantką mody. Nie jest to chyba tak łatwa praca, jak się niektórym wydaje?
Na pewno. Trzeba podchodzić do tego z pasją. Myślę, że ludzie, którzy u mnie pracują też to robią z przyjemnością. Można powiedzieć, że moda jest zmienna jak kobieta... Podążanie ścisłe za modą nikomu nie służy. Moda polega na tym, żeby każdy kto chce dobrze wyglądać, coś dobrał dla siebie.Niekiedy kogoś trzeba do jakiegoś pomysłu przekonać, co nie jest łatwe. My projektanci musimy podążać za trendami mody obowiązującymi na całym świecie. Ja je obserwuję, podziwiam, śledzę. Tak, moda powraca. Gdy spojrzy pani na moje kolekcje, można w nich zauważyć lata dwudzieste, pięćdziesiąte, osiemdziesiąte. Jedną z osób, która pięknie prezentowała różne stroje była Marilyn Monroe. Moje pierwsze stoisko na targach w Poznaniu, było zainspirowane sceną z filmu: „Słomiany wdowiec”. Manekin był ubrany w rozkloszowaną suknie, która powiewała jak w filmie.
Ma Pani klientów z zagranicy?
Tak. Z Berlina, Pragi, Moskwy, Rygii, Mołdawi. Nasze kreacje trafiają do zagranicznych butików. Zależy mi, żeby sprzedawać stroje najlepszej jakości, bardzo dobrze wykonane, by wypełniły niszę na rynku.
Co Pani uważa za swój największy sukces?
Cieszę się, że mam miejsce, w którym dobrze się czuję, robię to, co lubię. Mam rodzinę, która mnie wspiera, pomaga. Córka mieszka w Anglii, gdzie propaguje nasze wyroby.
Dzieci nie poszły w Pani ślady?
Pracuje ze mną syn. Jest dla mnie dużym wsparciem. Nie projektuje, ale zajmuje się sprawami organizacyjnymi. Córka robi już swoje projekty.
Moda wciąga?
Idąc ulicą mniej dostrzegam twarz, ale widzę, czy ktoś jest harmonijnie ubrany. To takie skrzywienie zawodowe. Czasem zainspiruje mnie, na przykład podczas spaceru, jakiś drobny element - kwiat, czy motyw, który potem wykorzystuję przy projektowaniu.
Co radziłaby Pani młodym ludziom, którzy zaczynają biznes?
Trzeba lubić to co się robi, wtedy jest łatwiej. Gdy kocha się swoją pracę, to nie patrzy się na zegarek. Pamiętam, że na początku działalności zarywałam noce i nie czułam zmęczenia. Biznes pochłania dużo czasu.
A teraz, jakie ma Pani marzenia?
Żeby nasz Dom Mody rozwijał się jak teraz i najdłużej jak się da. I aby zawsze kreacje były trafione. Było ich wiele. Na przykład suknia Aida. Miała gorset ze spódnicą. Moja koleżanka, projektantka powiedziała, że to gorset typu Kopias i powinien wejść do kanonu mody. Potem podobne sukienki pojawiły się ma stoiskach największego targowiska pod Łodzią.
Ściągają z Pani kreacji mniejsze i większe zakłady krawieckie?
No tak... Z drugiej strony dobrze, że podoba się im to, co robię, jestem dla kogoś inspiracją. Denerwuję się jednak, że te suknie nie są zrobione tak jak powinny. Co zrobić, tego się nie da uniknąć. Jeden z kolegów powiedział, że powinnam się cieszyć, że ze mnie ściągają, a ja nie muszę z nikogo. Nie trzeba się tym przejmować, tylko robić swoje.