W Bieszczadach niedźwiedzica, broniąc młodych, uderzyła turystę
W Polanie w Bieszczadach niedźwiedzica zaatakowała turystę. Na szczęście dla pana Łukasza z Zakopanego skończyło się niegroźną raną stopy.
W Polanie jeszcze nie ucichły komentarze i emocje po częstych wizytach młodego niedźwiedzia, którego ostatecznie uśpiono i wywieziono w odludne tereny Bieszczadzkiego Parku Narodowego, a już doszło do kolejnego spotkania z niedźwiedziem. Na szczęście skończyło się tylko na niegroźnej ranie stopy turysty z Zakopanego i... na obitym nosie niedźwiedzicy.
- Wybrałem się na dłuższy spacer po okolicznych wzgórzach i lasach. Niestety, nieświadomie przechodziłem blisko gawry - opowiada pan Łukasz.
Jak się później okazało, jakieś 3 - 4 metry od legowiska.
- Zwierzę pojawiło się błyskawicznie. Potknąłem się i upadłem na plecy, wtedy niedźwiedzica złapała mnie za stopę i zaczęła szarpać. Jedyne, co mogłem zrobić, to drugą nogą uderzyć ją w nos - opowiada.
Taka strategia przyniosła efekt.
- Niedźwiedzica jeszcze chwilę krążyła wokół mnie, następnie, zostawiając potomstwo, odeszła. Zdołałem jeszcze zrobić im zdjęcie i odszedłem w stronę zabudowań - mówi pan Łukasz. Przed poważniejszymi obrażeniami nogi ochroniły go solidne buty.
- Doszło do nagłego i bezpośredniego spotkania. Matka profilaktycznie stanęła w obronie młodych. Widząc, że małe są bezpieczne, odpuściła - mówi Edward Marszałek, rzecznik prasowy Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Krośnie. - Gdyby do spotkania doszło z większej odległości, niedźwiedzica nie zaatakowałaby - dodaje.
Wiosna to okres, kiedy notuje się najwięcej spotkań z niedźwiedziami. Zwierzęta te często po zimie są rozdrażnione, w gawrach mają młode. Dlatego należy unikać spacerów w pobliżu młodników, a swoją obecność w lesie zaznaczyć na przykład głośną rozmową.
Nie wszystkie spotkania z niedźwiedziami w Bieszczadach jednak kończą tak jak to, którego doświadczył pan Łukasz. W wielu przypadkach potrzebna była interwencja lekarzy.
Niedźwiedź może zabić
W marcu 2015 roku w lasach w okolicach Terki i miejscowości Buk niedźwiedź zaatakował Kazimierza Kwiatkowskiego. Uderzył go łapą w głowę, a następnie potraktował zębami.
- Przewróciłem się. Nakryłem rękami, bo słyszałem, że to najlepszy sposób na niedźwiedzia. Złapał mnie wtedy zębami za prawy bok i jeszcze za kolano. Potrząsnął i rzucił tak, jak pies potrafi rzucić kotem - opowiadał nam tuż po zdarzeniu Kazimierz Kwiatkowski.
Kilka lat wcześniej ofiarą niedźwiedzia padła mieszkanka Teleśnicy Oszwarowej. Podczas spaceru po lesie również przechodziła obok młodnika. Niedźwiedź chwycił ją łapami, zdzierając spory płat skóry poniżej szyi.
- Zdążyłam ręką zasłonić twarz, tylko dlatego uratowałam oczy - opowiadała kobieta. - Potłukł mi żebra, poranił klatkę piersiową, udo, część tułowia i pośladek. Modliłam się tylko w duchu, żeby nie chwycił mojej głowy w pysk, bo chyba byłoby po mnie... - tłumaczyła kobieta.
Jednak do najtragiczniejszych wydarzeń doszło w 2014 roku w Olszanicy. 18 października Stanisław P. z Olszanicy wyszedł do lasu po drzewo. Gdy nie wrócił, zaczęto jego poszukiwania. Podczas akcji ratownicy GOPR zostali zaatakowani przez niedźwiedzia. Następnego dnia w pobliżu tego zdarzenia znaleziono ciało poszukiwanego. Po długich badaniach biegli uznali, że zginął od ran zadanych przez niedźwiedzia.