W Bieszczadach stary niedźwiedź lekko śpi. Jak się zbudzi, to nas zje?
Przeskoczył potok i zaczął wspinać się w górę wąwozu. Był w bieszczadzkim lesie sam. Nagle podniósł wzrok i zobaczył na szczycie niedźwiedzia. Drapieżnik był dwa, trzy metry od niego. I zaatakował.
Tak 27-letni mieszkaniec Czaszyna w powiecie sanockim relacjonował policjantom dramatyczne chwile, jakie przeżył w lesie w okolicy Szczawnego w gminie Komańcza. Rejon, w który się wybrał w niedzielne popołudnie, to trudno dostępny i rzadko odwiedzany przez ludzi teren. Tutejsze lasy to ostoja dzikiej zwierzyny.
- Niedźwiedzie bytują na tym terenie. Ślady ich żerowania, oznaczania terytorium i tropy widują nasi leśnicy, robotnicy pracujący w lesie, grzybiarze - opowiada Wojciech Jankowski, zastępca nadleśniczego z Leska.
Nie bez powodu leśnicy po obu stronach drogi przebiegającej przez leśnictwo Szczawne ustawili tablice: „Uwaga, niebezpieczeństwo spotkania z niedźwiedziem”.
Bronił się siekierką
27-latek z Czaszyna zapuścił się głęboko w leśne ostępy trudną do pokonania drogą. Przejechał samochodem bród na Osławie. Dalej poszedł pieszo.
- Nie zamykamy lasu na kłódkę, jest dostępny na ludzi
- mówi Wojciech Jankowski.
Z relacji 27-latka wynika, że nie był całkiem bezbronny.
W dalszej części tekstu przeczytasz m.in.:
- jak próbował się bronić mężczyzna
- czym grozi spotkanie z niedźwiedziem
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień