Łodzianie mogą już zaglądać do każdego zakątka Ogrodu Botanicznego. Wcześniej obowiązywał zakaz wstępu do niektórych miejsc w arboretum i w dziale flory polskiej, gdzie leżały drzewa, powalone lub połamane przez nawałnicę, która przetoczyła się nad miastem.
Drzewa powyrywane z korzeniami lub z uszkodzonymi konarami usunięto z alejek i trawników, a następnie pocięto. Gałęzie trafią do kompostowni. Drewno zostanie wykorzystane w ogrodzie, np. na ogniska podczas organizowanych imprez, oraz przeznaczone na sprzedaż.
Jednak skutki działania niszczycielskiego żywiołu będa usuwane nawet do wiosny przyszłego roku.
- Trzeba usunąć karpy - pnie i systemy korzeniowe - pozostałe po wycięciu kilkudziesięciu drzew. Będą wyrywane ciągnikiem, potem miejsce trzeba będzie przygotować dla nowych nasadzeń - mówi Dorota Mańkowska, naczelnik „Botanika”.
W całej swojej historii drzewostan ogrodu nie doświadczył takich zniszczeń. Wichura powaliła i uszkodziła sto dziesięć drzew - wiele z nich to dorodne, stare okazy. Czterdzieści sztuk wyrwała z korzeniami, dwadzieścia trzeba będzie wyciąć, reszta ma połamane konary lub odłamane czubki. Z kolekcji dendrologicznej zniknęło m. in. 19 świerków, 8 cyprysów, 13 wierzb.
- Straciliśmy cenne okazy, takie jak sosna limba, jodła grecka, guzikowiec zachodni, żółtnica pomarańczowa i glediczja trójcierniowa. Szczególnie nam żal cedrzyńca kalifornijskiego, który rósł od 40 lat. Zwiedzającym mógł się wydawać niepozorny, ale to rzadki gatunek, do tego trudno się aklimatyzuje w naszych warunkach - dodaje Dorota Mańkowska.
„Botanik” będzie musiał zmienić plan wydatków. Część pieniędzy została przeznaczona na usuwanie skutków nawałnicy i nie wystarczy funduszy na przycinanie żywopłotów. Ogród planuje uzupełnić kolekcję drzew, które stracił. Zapewne uda się w innych ogrodach pozyskać sadzonki. Jednak by wyrosły z nich okazałe drzewa, trzeba będzie znowu czekać 40 lat.