W Chinach nic nie dziwi. Ani św. Mikołaj w lipcu, ani metka na plecach
W Chinach żyje ponad pięćdziesiąt grup etnicznych. Obserwowanie ludzi to nieustająca i fascynująca przygoda - mówi Kinga Lityńska, podróżniczka, autorka książki „Chiny - nie do wiary”.
W Chinach byłaś łącznie przez cztery lata. Kiedy dziś mówię „Chiny”, to jakie są pierwsze skojarzenia z tym krajem?
Chyba to, że Chiny są przepastne i niezmierzone. I bardzo różnorodne. Jeśli spytałabyś mnie, jakie są Chiny z punktu kulturowego, to i ja zadałabym serię pytań. Czy widziałaś kiedyś mężczyznę z jednym długachnym paznokciem? Czy widziałaś ludzi wędrujących miastem w piżamach i bamboszach? Świętego Mikołaja na wystawie sklepowej w kwietniu? Czy pojechałabyś samochodem po chodniku? A tort jadła w jednorazowej rękawiczce? Czy pomyślałabyś o tym, żeby choroby, np. zapalenie płuc, leczyć gorącą wodą? W Chinach to bardzo popularna metoda i nikogo nie dziwi. W Chinach zachorowałam właśnie na zapalenie płuc i moje tamtejsze koleżanki zapytały mnie, czy piłam wystarczająco dużo gorącej wody. Idźmy dalej. Czy pomyślałabyś o tym, żeby po zakupie bluzki wyeksponować metkę w najbardziej widocznym miejscu? Mam taką anegdotkę. Idę ulicą i widzę pana w swetrze z taką wielgachną metką na plecach. Więc podbiegam do niego i pokazuję na tę metkę. On jej dotyka, patrzy się na mnie dziwnie i... idzie dalej. Wiesz, skąd u nich ten fenomen metek?
Nie mam pojęcia.
Chińczycy to naród zorientowany na pieniądz. Ich pozycję w społeczeństwie wyznacza tylko zasobność portfela. Skąd ta metka? Sweter jest nowy, a jeżeli szef w wirze codziennych obowiązków nie zauważy nowego swetra, to metkę z ceną zauważy na pewno. Po dniu albo dwóch metka jest zdejmowana. To samo widziałam przy kurteczce. Bardzo drogiej zresztą. Miała ją na sobie mała dziewczynka. Metka była duża, rozmiaru rączki dziewczynki. Tak więc jeśli miałabym określić Chiny jednym przymiotnikiem, to powiedziałabym, że są egzotyczne.
To może powiesz coś jeszcze na temat strojów.
W Chinach żyje ponad pięćdziesiąt grup etnicznych. To niesamowite zjawisko. Ludzie noszą oryginalne, etniczne stroje na co dzień, nie tylko podczas świąt narodowych. Szyją je sobie sami, maszyny do szycia stoją chociażby w lesie albo przed domem. Kobiety mają bardzo kolorowe spódnice, wciągają tasiemki pozłacane, posrebrzane, to wszystko jest ręcznie barwione, z naturalnych składników. Niesamowite!
Dałaś kolejny dowód na to, że Chiny naprawdę potrafią zszokować.
A to dopiero początek! Wróćmy do Mikołaja w sklepowym oknie. Święta już się skończyły, ale nikogo nie dziwi, że wciąż nie zmieniono dekoracji. Bo przecież Mikołaj jest ładny, to świetna dekoracja. Święty Mikołaj w Chinach nie jest zwiastunem świąt. Chińczycy to w ponad 90 procentach ateiści. Jest paru katolików, są też muzułmanie. Wielu świąt w Chinach się nie obchodzi, natomiast ich zwiastuny traktowane jako triki reklamowe są na topie. Taka wystawa przyodziana lametą i reniferami potrafi się utrzymać aż do lipca.
Co jeszcze warto wiedzieć o Chinach?
Jeśli pomyślisz o tym, że chciałabyś kupić bilet kolejowy w narodowe święto wiosny - to największe święto, jakie się obchodzi w Chinach - musisz wiedzieć, że to graniczy z cudem. Mao, lider komunistycznych Chin, powiedział, że nie jest człowiekiem ten, kto nie wdrapał się na Wielki Mur. A ja powiem, że bohaterem staje się ten, kto dokona pomyślnego zakupu biletu kolejowego w święto narodowe. To graniczy z cudem.
Jak to?
Bilety są sprzedawane w określonym terminie, w zależności od prowincji. Czasami nie może być to wcześniej niż trzy tygodnie przed planowaną podróżą. W związku z tym udałam się do okienka i mówię: poproszę bilet do Harbinu. To miasto narodowej spuścizny rosyjskiej, w którym odbywa się festiwal lodu i śniegu, można tam podziwiać piękne rzeźby lodowe, wszystko jest podświetlone. Bardzo chciałam to zobaczyć, tymczasem pani w okienku powiedziała mi, że biletów nie ma. Pytam się: jak to, już nie ma? A pani na to: jeszcze nie ma, przyszła pani o jeden dzień za wcześnie. Bilety będą dostępne jutro. Całą noc nie spałam, bo byłam tak podekscytowana i tak zdenerwowana, pełna niepewności czy dostanę ten bilet, czy nie. Następnego dnia stoję pierwsza przy okienku, skazana na chińskie koło fortuny. Proszę o bilet do Harbinu, a pani mówi: Nie ma. Jak to, jeszcze nie ma?- pytam. W odpowiedzi słyszę: Nie, już nie ma. Nie mogłam uwierzyć, jak to się stało, skoro dzień wcześniej jeszcze nie były dostępne. Ostatecznie biletu bezpośredniego nie kupiłam, pojechałam naokoło, z przesiadką. Stałam trzydzieści sześć godzin, wciśnięta między toaletę a wyjściowe drzwi. To jeden z przykładów na to, że Chiny są fantastyczne i beznadziejne jednocześnie.
Mówiłaś o podróży pociągiem. A jak wyglądają chińskie ulice?
Tłoczą się tam samochody, motory, riksze, rowery. Jedni trąbią na drugich, dają znać, że się zbliżają, zupełnie tak, jakby nikt nie miał lusterek. Można usiąść na niewielkim skrzyżowaniu, z aparatem w ręce, robić zdjęcia. To dopiero będzie pamiątka!