W domowej pamięci: powstaniec w KL Auschwitz i PZPR, harcerz na Ostfroncie. Sagi górnośląskie znad Wisły i Przemszy
„Sagi górnośląskie znad Wisły i Przemszy” to nowa książka Henryka Ganobisa i Alojzego Lyski. Oto fragmenty tej obszernej, ponad 400-stronicowej publikacji, powstałej w oparciu o relacje kilkudziesięciu śląskich rodzin, głównie z powiatu bieruńsko-lędziń-skiego, zawierającej fascynujący zapis ich niepowtarzalnej, domowej pamięci o XX wieku.
Czas, który minął, to wczoraj, to przeszłość, dawność, dzieje. Czas, który nastąpi, to jutro, to przyszłość. Chwila, w której przeszłość spotyka się z przyszłością, to dziś, to teraźniejszość.
Każdy człowiek, podobnie jak każda wspólnota, odczuwa naturalną potrzebę poznania swojej przeszłości, gdyż jej poznanie, nawet fragmentaryczne, pozwala na lepsze ułożenie swego życia, lepsze zorganizowanie teraźniejszości i zaplanowanie przyszłości. Dążenie człowieka do poznawania swojej przeszłości, swoich korzeni rodowych i przodków, to gromadzenie wiedzy o niej, ustawiczne wzbogacanie pamięci rodzinnej, domowej. Zaś dążenie wspólnot (np. państwa) do poznawania przeszłości, swych dziejów, to pamięć zbiorowa. Pielęgnowanie obu tych pamięci to rzecz chwalebna, godna wspierania.
Jednak…
Każdej wspólnocie przewodzi jakaś władza, niestety władza chce panować nad przeszłością. Chce pielęgnować tylko takie fragmenty dziejów, które służą umacnianiu tej władzy. Posługuje się w tych zabiegach licznymi instrumentami: pieniędzmi, etatami, mediami, programami szkolnymi, a nawet policją, wojskiem.
W obecnym oficjalnym życiu i dyskursie społecznym, naszej, górnośląskiej przeszłości nie ma, a jeśli jest, to tylko we fragmentach pasujących do polskiej historii. Pozostałe fakty i wydarzenia są celowo pomijane, pomniejszane, przeinaczane - jednym słowem przeznaczone do zapomnienia. Przeto nie należy się dziwić, że wiedza o przeszłości Górnego Śląska wśród mieszkańców regionu jest nikła. Całe szczęście, że pamięć o dziejach górnośląskich pielęgnuje się w rodzinach, całe szczęście, że w wielu rodzinach przechowuje się dokumenty, fotografie, kroniki, stare książki i czasopisma, obrazy święte, pamiątki rzeczowe, jak stylowe meble, dawne narzędzia, przyrządy, stroje, ordery itp. I najważniejsze, że spisuje się, nagrywa, filmuje relacje najstarszych osób, pielęgnuje się zwyczaje i rytuały. Że się nie zapomina! Bo zapomnienie jest naszą zgodą na wykreślenie swego istnienia na świecie, wymazanie własnego życiorysu.
Tą książką sięgnęliśmy do zasobów pamięci domowej ludzi stąd - mieszkańców naszego powiatu. Odwiedziliśmy kilkadziesiąt rodzin z okolicznych miejscowości, nie pytając o ich dokonania i zasługi. Interesowały nas tylko zasoby pamięci domowej. Na miarę swoich możliwości i dobrej woli samorządów opracowaliśmy 32 historie rodzinne, które są namacalnym dowodem na to, z jaką mocą rodziny górnośląskie trzymają się swoich korzeni, z jaką siłą bronią się przed zapomnieniem, przed wykreśleniem z mapy życia na skrawku Śląska nad Wisłą i Przemszą.
Jeszcze raz dziękujemy za współpracę. Chylimy czoła przed wszystkimi rodzinami górnośląskimi, które swoją niewzruszoną postawą moralną trwały w swej tożsamości i przeniosły to trwanie do dni współczesnych. Dziękujemy za przykłady pięknej miłości cementującej rody i stanowiącej duchową moc naszej Ojczyzny Śląskiej.
Książkę otwierają relacje rodziny Józefa Różoka
Ja, Józef Różok, urodziłem się 1 stycznia 1903 roku w Zabrzu.
Ojciec Henryk był z zawodu górnikiem, matka Augusta, z domu Simon, zajmowała się rodziną. W domu mówiło się po śląsku (z polska), co było w monarchii niemieckiej niemile słyszane, a publicznie zakazane. W szkole, pod surowymi rechtorami, uczyłem się po niemiecku. W 1911 roku ojciec wziął udział w strajku i z tego powodu, że był z przekonań socjalistą, został z kopalni zwolniony, a wkrótce i wydalony do Austrii. Matce z „ćwiorma” dziećmi natomiast wypowiedzieli pomieszkanie w kopalnianym familoku. Co miała biedna robić? Musiała się gdzieś „przebrać”. Nowe miejsce do życia znalazła w Starym Bieruniu. W 1914 roku zrobiła się wojna światowa, więc ojciec natychmiast przedostał się do nas, do Bierunia. Nie zwlekając ani chwili, „chycił” się roboty na dole w kopalni Mysłowice.
W dalszej części:
- O bieruńskiej szkole podstawowej
- O trzecim powstaniu śląskim
- Jak cykliści z Imielina dali znak ogniem i dymem
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień