W Europie tylko Polacy chcą umierać za Trumpa. Chodzi nie tylko o wojskowych, ale i cywili. I czy to... koniec wczasów 500 plus w Albanii?
Zapewne wielu was zginie, ale jest to poświęcenie, na które jestem gotów - kiedyś już cytowałem tutaj bon mot Lorda Farquaada ze „Shreka”, dziś jednak muszę przytoczyć go powtórnie, bo pasuje jak ulał, niestety. To zdanie ma w głowie (bo nie zawsze na ustach) każdy wódz wysyłający bliźnich na rzeź w imię… Hm, czasem tylko on wie, czego. Co gorsza, przypuszczenie zawsze się sprawdza: wielu ginie, na co on jest gotów. Na co jest gotów Donald Trump? I czy my, Polacy, jesteśmy gotowi poświęcić się dla tej tajemniczej sprawy? Czyli – mówiąc wprost – ginąć za Bagdad, Al Asad i Mosul?
Prezydent Andrzej Duda odpowie zapewne, że to sianie defetyzmu i zamętu, bo żaden Polak nie musi umierać za jakieś zapupia. Ale ja się kieruję prostą logiką: skoro oczekujemy, że amerykańscy żołnierze będą umierać za Gdańsk, Warszawę i Kraków, to winniśmy sami być gotowi na umieranie za cele wskazane przez Wielkiego Alianta. Ta logika jest nieubłagana: prezydent Duda po Radzie Gabinetowej zapewniał nas o pełnym bezpieczeństwie polskich żołnierzy w Iraku, a parę godzin później na bazę Al Asad, w której stacjonuje nasz kontyngent szkoleniowy, spadły irańskie bomby. Co pan prezydent może z tym zrobić? Szczerze? Nic.
W szczytowym momencie mieliśmy w Iraku 2500 żołnierzy. Od jesieni 2003 roku zginęło ich tam blisko trzydziestu, 150 zostało rannych (o tylu wiadomo). Teraz obyło się bez ofiar. Wspaniale! Czy jednak jesteśmy bezpieczni? I czy naprawdę chcemy walczyć o to, co Trump? My, bo nie tylko o wojskowych tutaj chodzi, ale i cywili.
Duże wrażenie na milionach użytkowników mediów społecznościowych w Polsce zrobiła perora ajatollaha Chameneiego o „małym, ale złym kraju w Europie, gdzie Amerykanie i irańscy zdrajcy spotkali się, by spiskować przeciwko irańskiej republice”. Suweren przestraszył się, że mściwy reżim, który po śmierci Sulejmaniego mobilizuje Persów i szyitów na świecie (czyli także w Szwecji i Niemczech oraz Grecji, Bułgarii i Gruzji, gdzie jeździ/mieszka wielu Polaków), zagiął parol na Lechitów.
Gdy okazało się, że ajatollahowi chodziło najpewniej o Albanię, suweren odetchnął. Acz nie do końca, bo Albania to ostatnio ulubiony kierunek wakacyjnych wojaży rodzin 500 plus.
Renomowane waszyngtońskie Pew Research Center ogłosiło w tym tygodniu wyniki badań przeprowadzonych jesienią 2019 r. Prawie 37 tys. obywateli 33 krajów świata zapytano, czy ufają polityce zagranicznej Donalda Trumpa. Odsetek odpowiedzi twierdzących okazał się w większości społeczeństw szokująco mizerny: w Turcji wyniósł 11 proc., w Niemczech 13, w Szwecji 18, we Francji 20 (tyle samo co w Rosji!), w Hiszpanii 21, w Grecji i Holandii 25, w Bułgarii 26, w Czechach 28, we Włoszech i Wielkiej Brytanii (!) 32, na Węgrzech 33, na Słowacji 34. Najwyższe poziomy osiągnął na Ukrainie (44) - i w Polsce (51 - rekord kontynentu).
Czyli jednak chcemy umierać za to, co siedzi w głowie Trumpa. Ale w Europie tylko my. W świecie są jeszcze: Nigeria, Kenia, Filipiny i – oczywiście - Izrael. Do którego jednakowoż prezydent Duda się nie wybiera, bo musiałby milczeć przy rozgadanym Putinie.
Osobliwa polityka zagraniczna. W stylu Farquaada. Tyle że my w tym porównaniu nie jesteśmy Lordem, a wersem w bon mocie.