W futbolu trzeba mieć szczęście...
W futbolu, obok wszystkich ważnych spraw, trzeba mieć po prostu szczęście. Miał je w sobotnie popołudnie Falubaz i dlatego zdobył, jakże ważne, trzy punkty.
Kiedy okazało się, że goście przyjechali do Zielonej Góry bez żadnego zawodnika, który jest w szerokim składzie pierwszego, ekstraklasowego zespołu, wydawało się, że miejscowym będzie łatwiej i czeka ich pewne zwycięstwo.
Trzy punkty zostały w Zielonej Górze i cieszyć może tylko ten fakt. Z resztą, czyli grą i poziomem było po prostu kiepsko.
Niestety, kolejny raz zespół zielonogórski nie potrafi pokazać dobrego futbolu na własnym boisku. W pierwszej połowie wyglądało to bardzo słabo. To rywale prowadzili grę, byli szybsi, mieli jakby większą ochotę. Ich akcje zdawały się groźniesze i mające w sobie zalążek bramki. Falubaz miał może dwie niezłe sytuacje, oddał też jeden strzał na bramkę rywala. To trochę za mało jak na zespół, który gra z sąsiadem tabeli i wie jak ważne może być ewentualne zwycięstwo.
Po przespaniu 45 minut, bo na nasze szczęście Śląsk nie potrafił wykorzystać tej słabości, Falubaz zaczął grać lepiej. Przede wszystkim szybciej i dokładniej. Atakowaliśmy, ale gola mógł strzelić Śląsk kiedy w 54 min Adrian Łyszczarz w kontrze wjechał w nasze pole karne, minął obrońców i strzelił, ale trafił słupek. Dwie minuty później szczęście uśmiechnłęo się do gospodrzy. Po ich ataku Piotr Andrzejczak wycofał piłkę z końcowej linii, a Łukasz Wiech starał się ją wybić, ale zamiast tego trafił do własnej bramki. Potem mieliśmy kilka bardzo fajnych minut. Zespół zaatakował chcąc uzyskać drugiego gola i spokój w tym meczu.
Mieliśmy kilka okazji, a najlepszą w 60 min Piotr Piwowarski. Potem nie wiedzieć czemu, zamiast kontynuować otwartą grę i myśleć o drugim golu zaczęliśmy bronić skromnego prowadzenia. Wrocławianie zaraz skorzystaćl z tej postawy Falubazu. Atakowali, siedzieli na n aszym polu karnym, dużo strzelali. Nasi bronili się całą drużyną, momentami desperacko, tak jakby mieli naprzeciw siebie nie sąsiada w tabeli, a lidera. W samej końcówce i doliczonym czasie kotłowało się w naszym polu karnym. W ostatniej akcji tak zwaną setkę miał dla gości Daniel Łuczak, ale na szczęście nie trafił.
Trzy punkty zostały w Zielonej Górze i cieszyć może tylko ten fakt. Z resztą, czyli grą i poziomem było po prostu kiepsko.