W gminie wygrywasz wszystkie wybory? Musisz odejść!
Ograniczenie kadencji samorządowców ma rozbić układy panujące w gminach i miastach, ale zainteresowani go krytykują....
To będzie rzeź w powiecie bielskim i hajnowskim. PiS planuje wprowadzić ustawę, która ograniczy do dwóch liczbę kadencji wójtów, burmistrzów i prezydentów miast. Jak niedawno w jednym z wywiadów stwierdził Jarosław Kaczyńskiego, prezes PiS, nowa ustawa miałaby uwzględniać dotychczasowe kadencje. I to nie tylko te ostatnie, ale wszystkie poprzednie. W praktyce wójtem nie zostanie nawet osoba, która była nim dwa razy w latach 90.
Gdy taka ustawa wejdzie w życie, niemal wszyscy włodarze z powiatów bielskiego i hajnowskiego nie będą mogli startować w wyborach. W powiecie hajnowskim o reelekcję będą mogli starać się jedynie Lucyna Smoktunowicz, wójt gminy Hajnówka, i Grzegorz Kasprowicz, wójt Białowieży. W powiecie bielskim uchowa się jedynie Andrzej Jankowski, wójt Brańska, Mariusz Korzeniewski, wójt Wyszek, i Jarosław Borowski, burmistrz Bielska. A i z tym ostatnim nie wiadomo. Z wyboru burmistrzem jest co prawda pierwszą kadencję, ale wcześniej, po śmierci burmistrza Eugeniusza Berezowca, zarządzał magistratem jako komisarz. Nie wiadomo, czy ustawa nie potraktuje tego jako kadencji.
Prawo do startowania w wyborach stracą ci włodarze, którzy władają samorządem od dawna i ciągle cieszą się ogromnym poparciem wyborców...
Traktuje się nas jak przestępców
- Pierwsze 3 lata na stanowisku wójta lub burmistrza to zwykle nauka, jak to wszystko funkcjonuje. Następne lata to mozolne, ale coraz lepsze działanie na rzecz wspólnego dobra, budowanie, inwestowanie - mówi Jerzy Wasiluk, wójt Czyż, który jest oburzony propozycją zmian. - Po szesnastu latach ciężkiej pracy traktuje się mnie jak potencjalnego przestępcę stojącego na czele jakiejś wyimaginowanej sitwy. A to, co zrobiłem dla gminy i jej mieszkańców oraz to, że cieszę się ich zaufaniem i poparciem, nie ma znaczenia.
Ograniczenie liczby kadencji samorządowców do dwóch na razie jest jedynie propozycją. Nie ma nawet konkretnego projektu takiej ustawy. Wiadomo jednak, że ma ona objąć wójtów, burmistrzów, prezydentów miast. Nie wiadomo, czy do tej grupy dołączą też starości (ci nie są wybierani w wyborach bezpośrednich). Obecnie w Polsce ograniczona liczba kadencji obowiązuje tylko stanowisko Prezydenta RP (podobnie zresztą jak w USA).
- Wicepremier Morawiecki porównał działanie wielu samorządów do Wilkowyj ukazanych w serialu „Ranczo” - mówi z goryczą Piotr Selwesiuk, wójt Orli. - To bardzo przykre podziękowanie za naszą pracę. Zastanawiam się też, dlaczego kadencyjność ma dotyczyć tylko samorządowców, a nie posłów i senatorów. Przecież wielu z nich też pełni mandat od kilku kadencji.
Selwesiuk gminą włada już trzecią kadencję. To on sprowadził tu Ikeę, która zatrudnia kilkaset osób. A dzięki płaconym przez nią podatkom Orla z najbiedniejszej gminy w województwie stała się jedną z najbogatszych. Dodatkowo jej dochody zwiększyły się dzięki budowie farm wiatrowych. W rozmowie z nami przyznaje, że gdyby zaczynając karierę wójta miał przed sobą jedynie dwie kadencje, zastanowiłby się, czy w ogóle startować.
- Ja jeszcze mam pracę na politechnice, z której nie musiałem rezygnować - mówi. - Ale osoby, które robią karierę zawodową, nie rzucą jej, by po czterech lub ośmiu latach nie mieć do czego wracać. Poza tym kadencyjność odbiera samorządowcom motywację. W pierwszej kadencji jeszcze taki wójt będzie się starał, by go ponownie wybrali. Ale w drugiej po co? Żeby jego następca zebrał profity z zaczętych inwestycji lub - co gorsza - inwestycje te zniweczył?
Ściąganie takich inwestorów jak Ikea lub wiatraki to długi proces negocjacji, trwający przez parę kadencji. Brak stałych partnerów do rozmów działa zniechęcająco na inwestorów.
Podobne słowa usłyszeliśmy od Jarosława Borowskiego, burmistrza Bielska, który zanim został burmistrzem, miał całkiem niezłą pracę w prywatnej firmie i musiał z niej zrezygnować.
- Taka ustawa dąży do osłabienia samorządu - mówi. - Na razie nie znamy szczegółów, ale słyszałem nawet, że nowe przepisy możliwość wystawiania kandydatów dadzą tylko partiom. To zabije lokalne komitety i uzależni gminy od partyjnych władz. Kadencyjność może zmienić też podejście do pracy w samorządzie. Teraz staram się planować długofalowo. W tym roku staramy się oszczędzać i spłacić kredyty, by w przyszłych móc inwestować. Mając tylko dwie kadencje długoterminowych planów nie da się robić. Dla pazernych będzie to tylko okazja do zarobienia jak największej kasy, bo przecież po drugiej kadencji o głosy starać się już nie może.
Idąc za tą myślą, samorządowcy będą dbali bardziej o interes partii niż wyborców w nadziei, że ta wystawi ich w wyborach, gdzie indziej lub zapewni ciepłą posadkę w budżetówce.
Wójt - ni pies, ni wydra
W mniejszych miejscowościach istnieje jeszcze ryzyko, że na fotel wójta po prostu nie będzie solidnych kandydatów...
- To doprowadzi do tego, że radnym lub wójtem będzie „ni pies, ni wydra” - mówi Andrzej Anusiewicz, wójt Rudki. - Z racji tego, iż osoby cieszące się zaufaniem i poparciem mieszkańców nie będą mogły już kandydować, do władzy dojdą osoby zupełnie nie znające się na działaniu samorządu. Przecież co cztery lata są wybory i co cztery lata wyborcy rozliczają nas z tego, co zrobiliśmy.
W Rudce w ostatnich wyborach na wójta kandydował tylko Anusiewicz. W większości obwodów na radnego był tylko jeden kandydat i to często będący już radnym. A pojawiają się głosy, by kadencyjnością objąć też radnych. Gdyby ci nie mogli startować, możliwe, że kandydatów nie byłoby w ogóle...
Ale podobnie jest w wielu innych przypadkach: ustawa eliminuje takich wójtów, którzy od lat w wyborach wygrywają w pierwszej turze i to ze sporą przewagą głosów. Oprócz wspomnianych wójtów i burmistrzów wymienić tu można Raisę Rajecką z Bielska, Stanisława Derehajłę z Bociek, czy Jerzego Siraka, burmistrza Hajnówki. Oni od paru kadencji są murowanymi zwycięzcami w wyborach, niezależnie od tego, ilu mają konkurentów.
Ciekawym przykładem popierania sprawdzonego włodarza są też Kleszczele, gdzie w poprzedniej kadencji pojawiła się nowa wójt, ale po czterech latach mieszkańcy woleli wrócić do poprzedniego burmistrza Aleksandra Sielickiego, który władał Kleszczelami od czasów przemian.
- Do ostatniego dnia na tym stanowisku będę solidnie pracować - zapewnia Sirak. - Choć ciągle mam nadzieję, że ustawa nie przejdzie lub przynajmniej nie będzie działała wstecz, czyli że kadencja będą liczone dopiero od jej wejścia w życie.
Związki samorządowców już wysłały do rządu list protestacyjny, w którym proszą o rezygnację z takich planów.