W Gorzowie jest coraz więcej bezdomnych
Ile osób w mieście nie ma dachu nad głową? Ostatnie, zeszłoroczne badania, mówiły o 205 osobach. - Jednak dziś jest ich więcej - mówi Sylwia Krasińska, kierownik Schroniska Towarzystwa Pomocy im. Brata Alberta w Gorzowie.
Niemal równo rok temu wraz z pani współpracownikami, strażakami, policjantami i wolontariuszami liczyłem bezdomnych. Pamiętam, że w sumie było ich wówczas 205. Ile jest dziś?
W tym roku akcji liczenia nie ma. Ale szacuję, że ta liczba jest jeszcze większa.
Skąd ten wniosek?
Niestety, ale widzę wśród bezdomnych nowe twarze. Oczywiście - w tym samym czasie niektórzy się odnajdują, wychodzą na prostą, usamodzielniają się, jednak cały czas więcej bezdomnych dochodzi, niż odchodzi „na swoje”. Martwi mnie jeszcze jedna rzecz.
Jaka?
Jest dużo młodych bezdomnych.
Młodych czyli w jakim wieku?
Od 18 lat wzwyż. Gdy z nimi rozmawiamy, okazuje się, że mają na koncie incydenty z narkotykami, ale przede wszystkim dopalaczami. Trudno mi opisać, jak dopalacze ich wyniszczają, jakie zmiany w psychice powodują... To zupełnie nowe zjawisko, którego wcześniej, w takiej skali, w Polsce nie było. Bezdomni, których zniszczyły dopalacze, wymagają szczególnej uwagi.
Jednego nie rozumiem: jakim cudem 18, 19-latkowie są bezdomni?
To osoby, których - np. właśnie przez problemy z dopalaczami - wyrzekły się rodziny. Drugą, liczną grupą, są ludzie o eksmisjach.
Dlatego nawet jeśli pochwalę się, że w zeszłym roku usamodzielniło się 18 osób, to i tak dużo więcej bezdomnych przybyło. Wynik jest, niestety, na plus.
To porozmawiajmy o konkretach: dziś, teraz (rozmawiamy w piątkowy poranek - dop. red.) ile ma pani podopiecznych?
54 osoby są w naszych ośrodkach na ul. Strażackiej, kolejne 10 osób w ogrzewalni, którą uruchomiliśmy przy ul. Walczaka.
O nią chciałem zapytać - ludzie z niej korzystają?
Mało powiedziane. Jest oblegana. Dosłownie. Maksymalnie może tam przebywać 10 osób i zawsze jest komplet. Dochodzi do tego, że ludzie czekają przed wejściem, by już móc się ogrzać. Boję się, że w większy mróz, w końcu nam pęknie w szwach.
Z drugiej strony co i rusz słyszymy, że gdzieś patrol namierzył bezdomnego, namawiał go na skorzystanie z ośrodka, ale ten zmarznięty gość pod kołdrą gdzieś w kanale odmówił przyjęcia pomocy i przewiezienia do ogrzewalni czy noclegowni... To sprawia, że ludziom czasami ciężko zrozumieć decyzje bezdomnych.
Nikomu nie można pomóc na siłę. Z czego wynikają takie odmowy? Mogę tylko wyrazić swoje, osobiste zdanie. Uważam, że to wynika z potrzeby wolności. Ci bezdomni nie chcą, by ktokolwiek, cokolwiek im narzucał. A schronisko czy noclegownia mają swoje normy.
Zaraz: odmawiają przyjęcia pomocy, ryzykując śmiercią, bo umiłowali sobie wolność?
Inaczej nie umiem tego wytłumaczyć.
Niektórzy wybierają na nocleg bezpieczne korytarze i klatki schodowe. Co ma zrobić mieszkaniec takiego bloku?
Odradzam pomaganie, rozumiane jako wyniesienie koca, herbaty, kanapki, obiadu. Rozumiem potrzebę takiego gestu, jednak jeśli źle trafimy, może to być początek trudnego problemu. Radze więc zawsze, bezwzględnie i bez wyrzutów sumienia dzwonić do straży miejskiej lub po policję.