Kiedy w 2016 roku Anglicy powiedzieli Unii Europejskiej Good Bye, zadzwonił do mnie znajomy Wyspiarz i rzucił: „Teraz kolej na was!”
Długo rozmawialiśmy o tym, co się wydarzyło i jakie będą tego możliwe konsekwencje. Przekonywałem go, że głosowanie nie oznacza realnego wyjścia, że jest jeszcze czas, by z tej drogi, którą Anglicy udowodnili swoją niezależność, a Unia Europejska słabość i obranie złej drogi, że jest jeszcze czas zawrócić. Ten czas był i było go wiele, by zmienić bieg historii, by utrzymać europejską jedność i wrócić na właściwy szlak, wytyczony przez ojców założycieli. Zmarnowano. Nikomu decyzyjnemu w UE w tamtym czasie nie zależało na jedności. Zaryzykowałbym, że Niemcom w szczególności, więcej nawet, im było to na rękę. Głos Anglii w UE był im przeciwważny, a więc obecność Zjednoczonego Królestwa we wspólnocie była naszym sąsiadom niedogodną.
Strata jednego z dwóch najsilniejszych wieloobszarowo krajów w organizmie wspólnotowym powinna być asumptem do przenikliwej refleksji, okazją do wprowadzenia doraźnych działań naprawczych i reform długofalowych. Nie dokonano niczego. Nie zdobyto się nawet na refleksję, z której możliwa autokrytyka dałaby wspólnocie drugi oddech i możliwość nowego otwarcia. Niestety zdarzyło się coś zupełnie odwrotnego. Zamiast odejścia od parytetów, które doprowadziły do Brexitu, systematycznie je pogłębiano w formie i egzekwowano w cyniczny i niezrozumiały sposób.
Ta niezrozumiałość bierze się z jednego bardzo istotnego błędu. Błąd ten, popełniany przez wielu obserwatorów i interpretatorów sceny europejskiej, polega na tym, że zakładają oni iż Unia Europejska działa w interesie Unii Europejskiej. Przyjmując takie założenie, wszelkie działania antynarodowe, antykulturowe i anty w istocie europejskie, traktowane są jako, niezrozumiała ale jednak, troska wyrażana w duchu i poczuciu wspólnoty. Tymczasem coraz częściej staje się to oczywiste, obnażane wielokroć nie tylko kontekstem politycznym, sytuacyjnym, ale i przez samą wewnętrzną politykę za Odrą, że Unia Europejska działa w interesie Niemiec.
Działanie UE w interesie Niemiec, choć jest zjawiskiem nagannym, nie jest jeszcze rzeczą najgorszą. Najgorszym jest zaś to, że Niemcy działają wbrew interesowi Unii Europejskiej. Warto zwrócić na to uwagę szczególnie teraz, kiedy trwa wojna. Jest ona soczewką, w której skupiają się najgorsze cechy niemieckiej moralności. W czasie pokoju, choć z niemiecką subtelnością, ale potrafił się nasz zachodni sąsiad jakoś kamuflować. Dziś Berlin nie pozostawia nam złudzeń, kim dla nich są Polacy i co znaczy Europa. Rosnąca w siłę Polska, której pozycja na mapie geopolitycznej Europy zaczyna nabierać większego znaczenia niż Niemiec jest im solą w oku, cierniem, który chcieliby niepostrzeżenie usunąć.
Nie mając złudzeń, co do polityki Niemiec, czyż trudno nam zrozumieć, dlaczego wstrzymują fundusze z KPO mimo że Polska przyjęła na siebie największy ciężar wojny na Ukrainie? Czyż niezrozumiałym pozostawać może kategoryczne odsuwanie roszczeń, o których mówimy coraz głośniej i których domagać powinniśmy się bez względu na okoliczności, bo jako naród od Niemców ucierpieliśmy najbardziej?
W tym momencie warto sobie uświadomić jeszcze jedną rzecz. Polska polityka okazała się skuteczna. Niemiecka rujnuje Europę. Polska zabezpieczyła swój byt energetyczny, Niemcy stały się w tym ofiarą własnych, egoistycznych interesów. Polskę podziwia cały świat. O Niemcach albo się nie mówi, albo mówi źle. Niemcy nie potrafią się wznieść ponad własne kompleksy i będą robiły wszystko, by za wszelką cenę osłabić nas ekonomicznie. Za wszelką cenę. Berlin nie da nam żadnych reparacji, a że ma długie ręce, to i pieniądze zablokuje nam w Brukseli. Tyle mogą zrobić. Tyle mogą nam zaszkodzić.
Znajomy inżynier zwrócił mi uwagę na jeszcze jedną istotną rzecz. Mówi: „nad Niemcami unosi się widmo, mają nadzieję, że pierzchnie, ale jeśli stanie się jawą, będzie to cios dla ich gospodarki i dumy. To widmo CPK”.
Unia Europejska jest wartością, którą trzeba próbować ratować z rąk Niemców za wysoką cenę, ale nie za wszelką. Polska ma potencjał twórczy w dziedzinie jednoczenia narodów. My rozpadem UE, gdyby do tego doszło, martwić się nie musimy. Martwić muszą się Niemcy.