W każdym mejlu Janosch wspomina Zabrze i swoje śląskie dzieciństwo
Janoscha, popularnego w Polsce i w Niemczech pisarza, oglądaliśmy kilka dni temu podczas specjalnej wideokonferencji. Dr Angela Bajorek, autorka jego biografii, opowiada nam o śląskich tęsknotach sławnego twórcy
Niedawno w języku niemieckim ukazała się książka „Heretyk z familoka”, czyli biografia Janoscha pani autorstwa. Jak książka została przyjęta w Niemczech?
Premiera była niedawno, bo pod koniec lutego, na krótko przed Janoscha 85. urodzinami. Bardzo się cieszę, bo to tempo było naprawdę szybkie. Dopiero w marcu ubiegłego roku mieliśmy polską premierę tej książki w Znaku. Tłumaczka, Paulina Szulc, przetłumaczyła książkę w trzy miesiące. Zrobiła to genialnie, ale ja mimo to nad tą książką pracowałam razem z nią, w sumie przez pół roku. To było jak pisanie książki od nowa, bo musiałam wszystkie cytaty Janoscha odnaleźć, przejrzeć wszystko od początku. Dopiero co ode-tchnęłam po polskiej wersji, a już z rozpędu „wskoczyłam” w niemiecką. Ale takie terminy narzuciło niemieckie wydawnictwo, że pod koniec ubiegłego roku książka już była gotowa. W styczniu trafiła do drukarni, a w lutym była na rynku księgarskim. No i muszę się pochwalić, że w marcu, tydzień po premierze, książka była na liście bestsellerów Spiegla na 15. miejscu. Także myślę, że na ponad pięć tysięcy tytułów, książka nieznanej germanistki z Krakowa okazała się w Niemczech wielkim sukcesem.
Czy nadal Janosch jest bardziej popularny w Niemczech niż w Polsce?
Myślę, że teraz jest odświeżony, biografia odświeżyła pamięć kilku pokoleniom, bo kilka pokoleń się wychowało na Janoschu. Myślę, że cała gama produktów, która wyszła w latach 80. w Niemczech: książeczki, gadżety, pamiątki sprawiła, że on nie dał o sobie długo zapomnieć. Cały czas są także wznowienia. No a teraz feta 85. urodzin pokazała, że media niemieckie są nim ogromnie zainteresowane. W ciągu dwóch tygodni udzieliłam chyba 20 wywiadów niemieckim różnym mediom. Zainteresowanie duże jest też w Szwajcarii i Austrii.
Od jak dawna interesuje się pani twórczością Janoscha?
Moja przygoda z Janoschem zaczęła się w 2010 roku. W 2011 roku po raz pierwszy pojechałam na Teneryfę, czyli zaczęłam z wielkim przytupem naszą przyjaźń. Byłam członkiem delegacji, która pojechała wręczyć mu Honorowe Obywatelstwo Zabrza razem z panem wiceprezydentem (Krzysztofem Lewandowskim - red.) i kierownikiem COP-u w Zabrzu (Czesławem Zdechlikiewiczem - red.). Ale chwilkę wcześniej zaczęłam korespondencję z nim na potrzeby mojego artykułu i pracy naukowej na uczelni. No i tak wymiana mejlowa przerodziła się w wielką korespondencję, która trwa do dzisiaj i okazała się być moją przygodą życia.
Dlaczego to właśnie Janoschowi poświęciła pani tyle czasu i energii? Co panią najbardziej fascynuje w jego twórczości?
Myślę, że to, że jest człowiekiem o wielu twarzach, człowiekiem prostolinijnym, ale też takim, który potrafi zaskoczyć. On jest tak pełen sprzeczności, taki nieoczekiwany... Bywa skrajny: czasami jest dobroduszny, ale potrafi się zdenerwować też jakąś błahostką. Choć jego filozofia życia jest taka, aby nie przejmować się drobnymi problemami, to czasem nie do końca mu się to udaje. Myślę, że urzekła mnie jego natura jako człowieka, jego filozofia, którą stworzył sobie na potrzeby trudnego świata, w którym mu przyszło żyć, zwłaszcza bardzo trudnego dzieciństwa spędzonego przecież w latach 30. na Górnym Śląsku, w Zabrzu (wtedy miasto nazywało się Hindenburg - red.). Jest człowiekiem, który żył w trudnych warunkach, dorastał w skomplikowanych okolicznościach historycznych, a pokazał całemu światu, że coś osiągnął bez wsparcia kogokolwiek, bez skończenia wybitnych uczelni wyższych. Pokazał, że silna wola walki, prze-trwania, ciekawości świata znaczy tak wiele - dzięki temu jest na takim etapie życia jak teraz jako artysta, jako pisarz, malarz, jako pustelnik na tej swojej Teneryfie (śmiech). Myślę, że to jest wybitna postać. Bardzo interesująca, moim zdaniem.
Potrafi pani wybrać pięć najciekawszych utworów Janoscha?
Myślę, że ta paleta jest dużo szersza niż tylko pięć (śmiech). Myślę, że najpierw zakochałam się w „Cholonku...”. Ja czytam podwójnie Janoscha, bo w jego języku (niemieckim - red.) i w tłumaczeniu polskim. „Cholonek” - książka i sztuka, zafascynowała mnie, bo jest wielopłaszczyznowa. Tak, jak sam Janosch. Można odkrywać wielkie pokłady tematów. To jest otwarta księga. Nie do końca jednak, muszę się przyznać, lubię pozostałe jego książki dla dorosłych. Bo ani „Polski blues” nie przypadł mi do gustu, ani „Szczęśliwy, kto poznał Hrdlaka”, która miała być kontynuacją „Cholonka...”. To książka jakby na bis. Ale wydaje mi się, że zbyt wiele powtórzeń już tam jest. Zazwyczaj część druga książki czy filmu nie cieszy tak i nie fascynuje jak pierwsza, powtarzalność jednak gubi, zatraca książkę. I dlatego nie oceniam jej tak dobrze jak „Cholonka...”. Ale bardzo lubię „Wörterbuch der Lebenskunst”, czyli książkę, w której Janosch zawarł prawdy, morały dotyczące życia, czyli taki słownik życia. Bardzo lubię oczywiście „Panamę”, historie dla dzieci o Śwince, która jest rubaszna i zalotna. I jeszcze opowiadanie „Historia konia Wałka” czy seria o samochodziku Ferdynandzie - moim zdaniem są ciekawe i warte przeczytania. W każdej książce można coś odnaleźć z Janoscha: motyw podróżnika, motyw samotnika. Także paleta książek Janoscha dla dzieci bardziej mnie przekonuje niż dla dorosłego czytelnika.
Jaki jest Janosch prywatnie?
On jest zupełnie inny, jeśli ma się okazję porozmawiać z nim w cztery oczy, w spokoju. Nawet przy żonie taki nie jest. Inaczej rozmawia, jeśli jest skrępowany okolicznościami, np. publiką czy jakimś wydarzeniem, gdzie ma wystąpić. Inaczej odbieram go poprzez korespondencję mejlową, dał mi się poznać, taką mam nadzieję. Ja już wiem, czego mogę od niego oczekiwać, nauczyłam się z nim rozmawiać. Wiem, jakie pytania go irytują, czego nie lubi, a wiem, o co mogę go spytać. To dla mnie głębokie doświadczenie i znajomość krótka, ale bardzo intensywna, niepowtarzalna.
Wraca często w rozmowach do Śląska, do Zabrza?
Bardzo często ostatnio. Jak długo milczy, czyli w jego wypadku, tydzień, to wystarczy, że rzucę mu hasło-klucz związane z Zabrzem, a ostatnio okazji było sporo: najpierw jego urodziny fetowaliśmy na Teneryfie, potem ukazała się książka po niemiecku, wreszcie była konferencja, którą zorganizowałam w Zabrzu w jego urodziny, a teraz to wydarzenie, wideo-konferencja w Katowicach. On wraca wspomnieniami do dzieciństwa, mówi o sobie, że jest z Górnego Śląska. Nasze rozmowy są bardzo szczere, bez ogródek, nawet jeśli on ma mi coś do zarzucenia, to mi powie, więc nie ma sytuacji niekomfortowych, nie ma o nic pretensji. 1200 mejli wymieniliśmy już, sprawdziłam specjalnie, więc to świadczy o tym, że mamy o czym ze sobą rozmawiać.