W Kiermusach znowu spalą czarownicę Barbarę Królkę
Tę szokującą inscenizację będzie można zobaczyć już w niedzielę. Będą także średniowieczne narzędzia tortur i egzekucji.
Ta historia wydarzyła się blisko 350 lat temu. Barbara Królka, pochodząca z Wizny bądź jej okolic, była pogodną i piękną kobietą o rudych włosach i odważnym spojrzeniu. Ale ponoć miała nadprzyrodzone talenty. Zarzucano jej, że jest czarodziejką z krwi i kości. Miała rzucić urok na poborcę ziemi wiskiej - Wacława Jeziorkowskiego i jego rodzinę.
Barbarę Królkę obwiniano też o doprowadzenie do morowej zarazy w Łomży, która spowodowała śmierć aż 5021 osób. Za to w 1670 roku kobietę spalono na stosie. Skazał ją tamtejszy burmistrz dekretem sądu wójtowskiego zapisanym w łomżyńskiej księdze miejskiej.
Po pokazowym procesie o czary, Barbarę Królkę przewieziono na drugą stronę Narwi, w okolice wsi Kiermusy. Na specjalnie usypanym kopcu chłopi z Nieciec ułożyli pokaźny stos z drzewa sosnowego. Wieść o egzekucji zgromadziła ciekawskich z Zawad, Łopuchowa, a nawet mieszczan z królewskiego Tykocina.Barbara zginęła mając zaledwie 20 lat. Nie przyznała się do czarów, nie błagała o litość, a śmierć na stosie zniosła ze spokojem i godnością.
Dwie wiorsty od Kiermus, we wsi Nieciece, mieszkała Rzepicha Nieciecka. Była najmłodszą córką chłopów pańszczyźnianych, którzy doczekali się dziesięciorga dzieci. Dziewczynę chowali dziadkowie, bo rodzice swoimi pociechami opiekować się nie chcieli, woleli zaglądać do butelczyny.
W najbliższą niedzielę 11 września o godz. 14 odbędzie się inscenizacja - przywrócenia czci Barbarze Królce. Widzowie zobaczą, jak wyglądał proces kobiety oraz w jaki sposób wydobywano obciążające ją zeznania.
Rzepicha już od lat najmłodszych dorosłych bałamuciła, kury chłopom podkradała i w Narwi topiła. A gdy była starsza, bezwstydnie oglądała się za chłopakami. Nawet syna młynarza, który chciał zostać księdzem, zaciągnęła za stodołę.
Jesienią 1677 roku przyłapano ją pijaną w kiermusiańskiej gorzelni. Za karę karczmarz zamknął ją w beczce i na dziedzińcu Jantarowego Kasztelu wystawił na wstyd i pośmiewisko. Rzepicha bez wódki wytrzymała tydzień i wyzionęła ducha.
W Kiermusach dotąd ponoć krąży też duch Miłochny Sannickiej, pięknej córki majętnego płatnerza. Pewnego dnia przez Tykocin przejeżdżał hetman Stefan Czarniecki. Gdy ujrzał Miłochnę, zakochał się od pierwszego wejrzenia. Odtąd u jej ojca zamawiał szable, a dziewczynie posyłał prezenty.
Nie spodobało się to zazdrosnym mieszczanom. Zamknęli Miłochnę w baszcie Jantarowego Kasztelu, a Czarnieckiego przekonali, że padł ofiarą czarów. Na nic się zdały próby wykupienia niewinnej dziewczyny przez ojca. Za karę posadzono ją na drewnianym koniu. Cierpiała, ale do uprawiania czarów nie przyznała się. Po piętnastu dniach tortur zmarła w męczarniach.
Dr Piotr Guzowski, historyk - mediewista z Uniwersytetu w Białymstoku, przypomina, że o czary oskarżano nie tylko kobiety, ale i mężczyzn oraz dzieci.
- Kobieta mogła w sądzie oczyścić swoje imię. Ale oskarżający musiał znaleźć świadków, którzy by stwierdzili, że ma on rację. Potencjalna czarownica mogła też mieć swoich świadków, którzy jej by uwierzyli - opowiada dr Piotr Guzowski.
Do dzisiaj legenda o Barbarze Królce jest przekazywana z pokolenia na pokolenie. Teraz historię niezłomnej kobiety, której przyszło żyć w w siedemnastym wieku, przywołują twórcy ekspozycji średniowiecznych narzędzi tortur i egzekucji w Kiermusach.
- Chcemy zwrócić uwagę na te straszne czasy. W wielu miastach rehabilituje się kobiety oskarżone o czary. Na przykład w Słupsku nadano rondu imię jednej z czarownic - mówi Radosław Oryszczyszyn z biura promocji Dworku nad Łąkami w Kiermusach.
Wystawa w Kiermusach jest prezentowana w każdą niedzielę, od godz. 12 do 17.
- To jedna z czterech takich ekspozycji w Polsce i jedyna w naszym regionie. Podobne są także w Kazimierzu nad Wisłą, Krakowie i Zielonej Górze - dodaje Radosław Oryszczyszyn .
Wystawa pokazuje jedne z najbardziej wyrafinowanych w dziejach ludzkości sposobów zadawania cierpienia i bólu. Pokazowi towarzyszy specjalnie przygotowana muzyka - odtwarzająca szlochy, jęki ofiar oraz sentencje wyroków katów.
- Zamontowaliśmy też realistyczne postacie - dodaje przedstawiciel Dworku nad Łąkami w Kiermusach.
Dr Piotr Guzowski przypomina, że narzędzia tortur nie są specyficzne tylko dla Polski.
-Były one charakterystyczne dla wszystkich średniowiecznych systemów prawnych. Jednak nie wymyśliło ich barbarzyńskie średniowiecze. Tortury stosowano już wedle prawa rzymskiego. Chodziło o to, by oskarżona osoba sama przyznała się do zarzucanych jej przestępstw - opowiada dr Piotr Guzowski.
Tortur nie stosowano wobec królów i wysokich rangą duchownych. Warto jednak przypomnieć słynną sprawę biskupa krakowskiego Stanisława ze Szczepankowa. 11 kwietnia 1079 roku, według relacji Galla Anonima, doszło do przeraźliwej zbrodni. Biskup Stanisław został poćwiartowany. Na śmierć skazał go król Bolesław Szczodry, czym wywołał bunt możnych i musiał uciekać z kraju.
- W prawie średniowiecznym przyjęła się kara śmierci przez poćwiartowanie osób, które złamały przysięgę wierności władzy. Najpopularniejszym było ucięcie głowy za zabójstwo bądź zdradę - tłumaczy Piotr Guzowski.
Jako przykład podaje króla Anglii Karola I Stuarta, który został ścięty w czasie rewolucji angielskiej w 1649 roku.
- W przypadku Karola I nie można było w Anglii znaleźć kata. Bo monarcha w trakcie procesu dosyć dobrze się bronił. Osoby, które miały wykonać karę śmierci, bały się więc o swoją przyszłość. Dlatego wystąpiły w przebraniach, tak, by nie mogły się stać obiektami zemsty i nie były rozpoznawalne - mówi dr Guzowski.