W kręconym na Podkarpaciu filmie "Ciepło-zimno" Eryk Lubos gra Michała, kierowcę TIR-a samotnie wychowującego córkę [ZDJĘCIA, WIDEO]
Mądra, emocjonalna historia o ojcostwie, dojrzewaniu, budowaniu i odbudowywaniu relacji. Tak zapowiada się nowy film kręcony między innymi na Podkarpaciu - „Ciepło-zimno” w reżyserii Anny Maliszewskiej. Gościliśmy na urzekającym urodą i swojskością planie w Kalwarii Pacławskiej. - Cieszę się, że powstaje ten projekt, bo mało jest tematu ojcostwa w kinie - przyznaje Eryk Lubos, grający główną postać.
Eryk Lubos wciela się w postać Michała, kierowcy TIR-a i i ojca samotnie wychowującego córkę Miśkę. Długie godziny za kółkiem, samotność i ciągłe życie w drodze to dla niego codzienność. Najważniejsze, żeby dotrzeć z towarem na czas. Kiedy jest w trasie, córką opiekuje się ukraińska sąsiadka. Jej wnuczka Lena i Miśka są nierozłączne. Gdy niania nagle umiera, Michał zabiera dziewczynki z sobą. Przymusowa podróż z dziećmi sprawi, że w końcu przestanie uciekać przed demonami i pozwoli mu odkryć, co tak naprawdę jest w życiu najważniejsze. Tak w wielkim skrócie wygląda treść debiutu fabularnego Anny Maliszewskiej, która jest również autorką scenariusza.
- W takim trochę cykającym zegarze czasu i napięcia, nasz bohater wsiada do kabiny i jedzie z dziewczynkami wiele, wiele godzin. Pierwszy raz rozmawiają o ważnych, trudnych sprawach. Układają relacje. Okazuje się, że nie tylko więzy krwi są najważniejsze, ale też to, kto z kim czuje się blisko i kto kogo potrzebuje – dopowiada uznana reżyserka teledysków, reklam i filmów krótkometrażowych, absolwentka Mistrzowskiej Szkoły Filmowej Andrzeja Wajdy, która na koncie Fryderyki za teledyski dla Kasi Nosowskiej i Sistars, a robiła też klipy dla takich wykonawców jak Myslovitz, Raz, Dwa, Trzy, Hey czy Marii Peszek.
Dlaczego zajęła się takim tematem?
- Sama jestem mamą. Jako kobieta pracująca dosyć często opierałam się na mężu, który zajmował się dziećmi – tłumaczy dodając, że temat ojcostwa zawsze ją bardzo intrygował. – Zwłaszcza, że sama wychowywałam się bez taty. W tych czasach, kiedy tak dużo mówi się o macierzyństwie, o sile kobiet, gdzieś gubi się ta siła mężczyzn.
Od razu poczuła, że to Eryk Lubos będzie najlepszym odtwórcą napisanej roli?
- Wcześniej zrobiłam teledysk dla Marii Peszek, pt. „Samotny tata". Tak sobie wówczas pomyślałam, że tirowcy są najbardziej samotnymi facetami na ziemi. Wtedy Eryk, który jest połączeniem szaleństwa, chropowatości, ale też ma w sobie dużo ciepła, wydał mi się najlepszą osobą. Kręcąc teledysk, bardzo zżyliśmy się z sobą. I ta postać Michała powstała właśnie w tym momencie.
Na pytanie, jaki obraz mężczyzny wyłania się z filmu, przyznaje, że ten ojciec jest przez długi czas bardzo nieporadny.
- Staramy się opowiadać całą historię w lekko komediowym, nie tylko tragicznym tonie. Obserwujemy więc taką nieporadność, niedojrzałość mężczyzny, nerwy, wybuchy. Dziewczynki też są zwariowane, szalone, śmieszne. Łobuziary. W pewnym momencie on musi złożyć broń i nauczyć się, jak się nimi opiekować, jak widzieć w nich człowieka, ważną osobę, jak ich słuchać, jak patrzeć na to, że one dla siebie nawzajem również są bardzo ważne. Zapomnieć czasami o sobie, pobawić się, powygłupiać. I w tym wszystkim znaleźć jakby dostrojenie siebie.
Michał w trakcie podróży nabiera dojrzałości. Czy będziemy mu kibicować?
- Mam nadzieję, że tak. Czy będziemy go lubić? Może nie od początku, bo najpierw mamy wrażenie, że wygrał najgorszy casting na ojca, jaki moglibyśmy sobie wyobrazić. Mam nadzieję, że z rozwojem historii zaczniemy go rozumieć.
Filmowcy mówią, że Podkarpacie jest dla nich wdzięcznym planem.
- Tak naprawdę robimy film drogi, który głównie do tej pory powstawał na Mazowszu udającym większą część Polski. Oczywiście ze względów organizacyjnych i budżetowych. Podkarpacie wylosowaliśmy jako najbardziej malowniczą część, która ma pokazać urok naszego kraju. Inny niż właśnie drogi, pobocza, parkingi, przydrożne knajpy i cały ten świat, który kojarzy się z kierowcami tirów i ich trudnym życiem. Tutaj będzie taki najbardziej uroczy, magiczny moment polskiej części filmu.
Jak Anna Maliszewska czuje się debiutując w długim metrażu? Uśmiecha się, że postawiła przed sobą prawdziwe wyzwanie. Film nie jest łatwy realizacyjnie. Z wielu względów. Po pierwsze, praca
z dziećmi jest prostą rzeczą, lecz wymagającą a i Eryk też – jak słyszymy i widzimy - jest dość specyficznym aktorem, niezwykle utalentowanym, ale oryginałem. Poza tym ma sporo tzw. naturszczyków, czyli aktorów nieprofesjonalnych. - Wszystko to wymaga o wiele bardziej emocjonalnej pracy i wprowadza więcej niepokoju u reżysera. Poza tym ciągle zmieniają się miejsca. Zdjęcia w kabinie tira to także dosyć ciężkie wyzwanie. Jedno jest pewne. Na planie jest bardzo ciekawie.
Kiedy podglądamy pracę filmowców w urzekającej, malowniczej scenerii Kalwarii Pacławskiej akurat nagrywane są dwie sceny.
- W pierwszej nasi bohaterowie śpiesząc się, by zdążyć na przymusową przerwę, którą tirowcy muszą robić co dziewięć godzin, spotykają pielgrzymkę. Opóźniającą drogę. Jest ona dla nich pretekstem do rozpraw o duszy, Bogu, wierze, tym co jest po śmierci. Rozmawiają o zmarłej mamie. To taka scena troszeczkę z filozoficznym oddechem.
Marcin Wierzchosławski, producent filmowy kierujący Metro Films pracował już na Podkarpaciu, 6 lat temu, przy filmie „Na granicy” w reżyserii Wojciecha Kasperskiego. Obraz powstawał w Bieszczadach, a w obsadzie byli m.in. Marcin Dorociński, Andrzej Chyra, Bartosz Bielenia.
- Teraz do określonych scen podkarpackie lokacje wybrał duet: reżyserka Ania Maliszewska i operator Kajetan Plis - mówi. - Scenariusz wymagał takich miejsc, jak chociażby to piękne, w którym dziś pracujemy.
Nasz region jest wam przyjazny?
– Bardzo. Dziękujemy za wsparcie Podkarpackiemu Regionalnemu Funduszowi Filmowemu. Ludzie zawsze są tutaj tacy mili, pomocni. Miło było wrócić w ten region Polski – przyznaje. - Jeśli chodzi o polską część scenariusza, to zbliżamy się ku końcowi. Autentycznie, zgodnie z historią scenariuszową zmierzamy ku granicy – uchylił rąbka tajemnicy.
A ma pan jakieś konkretne plany, wobec tego filmu? Festiwale, konkursy, przeglądy?
- Oczywiście, ale nie chcę zapeszać. To wszystko zależy od finalnej jakości. Wierzę głęboko, że film będzie dobry. Proszę trzymać kciuki – prosi członek Polskiej Gildii Producentów (PGP) i Polskiej Akademii Filmowej (PAF), mający na koncie takie filmy fabularne jak „Mowa ptaków" Xawerego Żuławskiego, „Kret" Rafalea Lewandowskiego, a także wiele dokumentów.
Eryk Lubos dał się nam poznać jako prawdziwa indywidualność. Z pewnością nietuzinkowa postać o bardzo specyficznym, chwilami „zaczepnym” poczuciu humoru. Jak po pytaniu o jego rolę w filmie.
- Rola to jest tam – wskazywał na pola z pasącymi się krowami. - Te hektary to jest „rola”. A my próbujemy po prostu przedstawić świat, stworzyć prawdę z iluzji pod tytułem film drogi. Kierowca TIR-a ma ciężkie zadanie: oswoić, pogodzić się z pewnymi wcześniejszymi stratami i dojrzeć do roli ojca. Tyle.
Pytany, czy współpracę z dziećmi określiłby jako frajdę, znów nieco sarkastycznie, ale i żartobliwie rzucił: - Rozkosz. Naprawdę. Spontaniczność nie do okiełznania.
Faktycznie. Zwłaszcza jedna z młodziutkich aktorek (u jego boku są: 11-letnia Klaudia Kurak, która wystąpiła już m.in. w takich filmach jak: „Jakoś to będzie" (2019) i "Miłość do kwadratu” (2020) oraz 9-letnia Polina Gromova z Ukrainy, znana z filmów: "Shedryk" (2021), gdzie gra jedną z głównych ról, czy „Translation no needed" (2020), ukraińskiej wersji serialu „Curly Sue”) to chodzący wulkan energii, ekspresja i tzw. żywe srebro a druga zaś spokojna, powściągliwa w okazywaniu emocji.
Ma pan jakiś sposób na to, żebyście się dobrze rozumieli? Na przykład humor, zabawa?
- Nie dać się sprowokować. Do czego dzieciaki prowokują? - (śmiech) Do przypomnienia sobie „jak wół cielęciem był”. Coś czuję, że one sobie pana dobrze urobiły? - Tak pani myśli? (śmiech) Ja myślę, że nie.
Lubos, charyzmatyczny i uwielbiany przez polską widownię aktor, grający m.in. w „Underdogu”, „Sztuce kochania” czy „Drogówce”, nie udaje, że prowadzi tira. Słyszymy, że specjalnie dla tej roli (pozostańmy przy tym określeniu) zrobił prawo jazdy odpowiedniej kategorii. Ciężko było?
- Proszę spróbować - zachęca.
Podkarpacie go zachwyciło.
- Macie tu przepięknie. Brama na Bieszczady. Niebywałe miejsce. Przemyśl to perła! Naprawdę! Czego więcej chcieć? Ja jestem ze Śląska i też mam pagórki, ale mazowieckie to płasko linia - mówi. - Cóż tu zatem grać na Podkarpaciu? My tylko tak, wie pani, taką cieniutką linią przeprowadzamy marzenie o tym, że film dopełni pewnego rodzaju historię kierowcy z dwójką dzieci i to będzie się podobać.
Od razu po przeczytaniu scenariusza powiedział: „Wchodzę w to”?
- Jest tak mało dobrych scenariuszy… A ten przeczytałem, popłakałem się i powiedziałem: „Dziękuję. Jestem zaszczycony”.
Co ojcostwo robi z mężczyzną, który samodzielnie, samotnie wychowuje dziecko, dzieci?
- Przestaje być Piotrusiem Panem. A może właśnie staje się dojrzałym Piotrusiem Panem? Te wszystkie teorie na temat ojcostwa nigdy się nie sprawdzają. Życie wszystko weryfikuje.
Jaką prawdę dla siebie odkrył podczas zdjęć?
- Nie, nie, nie. To nie jest tak, że ja jestem od odkrywania. Ja jestem naprowadzany na pewne rzeczy i ja tylko użyczam jakby swojego materialnego jestestwa. Ja tu jestem na samym końcu. Ja się tu najmniej liczę.
„Ciepło-zimno” to kolejny polski tytuł po „Innych ludziach” czy „Jak się pozbyć cellulitu”, który będzie dystrybuowany przez Warner Bros. Pictures w Polsce. Koproducentami są: Family Production Studio (Ukraina) i Podkarpacki Regionalny Fundusz Filmowy. Współfinansowanie zapewnia Polski Instytut Sztuki Filmowej i State Film Agency of Ukraine.
- Anna Maliszewska przyszła do nas z mocną, urzekającą, chwytającą za serca historią, którą pokochają wszyscy widzowie, dlatego tym bardziej cieszymy się, że możemy wraz z naszymi partnerami z Metro Films realizować debiut fabularny "Ciepło - zimno" tej utalentowanej reżyserki - mówi Paweł Dutkalski, członek zarządu i dyrektor sprzedaży Warner Bros.
Premiera filmu: jesień 2022 r.