W krzyżowym ogniu pytań o interwencję
Wczoraj przed sądem w sprawie strzelaniny zeznawali policjanci.
„Wyszli z pojazdu. Zostali położeni na ziemię. Założyliśmy im kajdanki na ręce”
Wczoraj słupski sąd okręgowy przesłuchał policjantów z patrolu, który pierwszy dojechał na miejsce strzelaniny w okolicy stadionu przy ulicy Madalińskiego w Słupsku w sierpniu 2015 roku. Oddano wtedy piętnaście strzałów. Nikt nie odniósł obrażeń. Zatrzymani zostali trzej mężczyźni. Jednak wypuszczono ich na wolność. Dopiero później to zdarzenie stało się przedmiotem śledztwa po rozboju na kierowcy audi. Postępowanie ruszyło, gdy jeden z podejrzanych ujawnił okoliczności tych i wielu innych przestępstw. Według prokuratury, przy stadionie między członkami grupy doszło do kłótni.
W sprawie jest 16 oskarżonych. Zarzucono im m.in. udział w strzelaninie, podpalenia samochodów, posiadanie broni, rozbój, paserstwo, bójki i pobicie w Ustce z nożem, siekierą i mieczem. Według śledztwa zorganizowana grupa przestępcza wprowadziła do obrotu po dwa kilogramy amfetaminy i marihuany.
Na początku, gdy oskarżeni składali wyjaśnienia, rozprawa była niejawna. Teraz zeznają świadkowie. Dwaj funkcjonariusze z patrolu Artur S. i Wojciech P. stwierdzili, że w okolicy miejsca zdarzenia znaleźli się przypadkowo. Gdy usłyszeli strzały, pojechali Fiatem Ducato w ich kierunku.
Jednak dla obrońców i oskarżonych niezrozumiała jest sytuacja, że policjanci zatrzymali tylko osoby biegnące do Renault Koleosa, a nie innych biegnących mężczyzn.
- Te osoby krzyczały, że jest strzelanina. Zostały potraktowane jako świadkowie - zeznawał Artur S.- Znam osobiście Pawła M. (jednego z oskarżonych - red.) Jest żołnierzem. Jeśli taka osoba informuje, to wie, o czym mówi.
Na sali padały szczegółowe pytania o okoliczności przekazywania informacji przez mijającego radiowóz, biegnącego Pawła M. Ludzie biegli. Policyjny Fiat jechał. Sytuacja była dynamiczna, wszyscy znajdowali się w ruchu, a z zeznań policjantów dokładnie nie wynika, czy radiowóz miał otwartą szybę, czy nie. Skąd funkcjonariusze wiedzieli, kto strzelał?
Drugi policjant Wojciech P. zeznał, że jeżeli ktoś ucieka, to jest osobą przestraszoną.
- To dlaczego ci, którzy uciekali samochodem, nie zostali uznani za osoby przestraszone strzelaniną - dopytywał obrońca Marcina K. Funkcjonariusze twierdzili, że zatrzymując potencjalnych podejrzanych, działali w granicach prawa. Ci byli agresywni, a Marcin K. dobrze wiedział, co się dzieje. - No właśnie, nie wiedziałem - oświadczył oskarżony. Świadek Wojciech P. mówił, że policjanci zakładali, że ktoś potrzebuje pomocy. - To dlaczego nie szukaliście rannych nawet po skuciu zatrzymanych - pytał oskarżony Zbigniew S.