Gdyby szanse w wyborach samorządowych liczyć według długości ławki potencjalnych kandydatów, Platforma w Łodzi miałaby już prezydenturę w kieszeni. Ale to działa inaczej. Ławka została wymuszona przez plany PiS, który chce administracyjnie wyeliminować z rozgrywki takich naturalnych faworytów jak Hanna Zdanowska. Brak faworyta działa dwojako: z jednej strony wymusza od Hanny Zdanowskiej namaszczenie potencjalnego następcy, z drugiej może zaowocować wysypem kandydatów spoza PO, którzy nigdy poważnie nie rozważaliby swoich szans, gdyby mieli stanąć naprzeciw obecnej prezydent Łodzi.
Z namaszczaniem jest w PO pewien kłopot - na tej długiej ławce potencjalnych kandydatów, żadnego nie można określić jako oczywistego następcę Hanny Zdanowskiej. Kandydatom albo brakuje rozpoznawalności i charyzmy, albo jest im nie po drodze z Hanną Zdanowską. Przy odrobinie organizacyjnego wysiłku łatwo jest przeprowadzić wybór ulubionego polityka na szefa Platformy w regionie czy w Łodzi, ale zadekretować, że łodzianie na takiego kandydata zagłosują w wyborach prezydenta to już inna sprawa.
To pokazuje dwoistość dwóch światów: świata partii i świata wyborców. Pytanie na ile świat partii rozumie świat wyborców. Tacy potencjalni kandydaci jak Paweł Bliźniuk czy Tomasz Piotrowski, są dobrze znani, ale w stosunkowo wąskim kręgu samej Platformy i magistrackich urzędników.
Z drugiej strony jest taki polityk jak Cezary Grabarczyk - formalnie rzecz biorąc tylko szeregowy poseł Platformy. Ale w ostatnim rankingu Dziennika Łódzkiego na najbardziej wpływową postać w regionie łódzkim ów szeregowy poseł po ubiegłorocznym wypadnięciu z pierwszej dziesiątki, wrócił na wysoką, 6 pozycję, w kręgu polityków PO ustępując tylko Hannie Zdanowskiej i Witoldowi Stępniowi. Nawet jeśli założymy, że część elektorów identyfikuje wpływowość z rozpoznawalnością, to przemawia to tylko na korzyść Grabarczyka. W pokonanym polu zostawił przy tym Bliźniuka i Piotrowskiego.
Wiosną 2010 roku Platforma przeprowadziła ciekawy eksperyment: wewnętrzne prawybory na kandydata na prezydenta. Bronisław Komorowski wygrał wtedy z Radosławem Sikorski. Platforma była z tego eksperymentu bardzo dumna. - Mieliśmy odwagę podjąć to wyzwanie, którego nikt w Polsce jeszcze nie podejmował - powiedziała wtedy Hanna Gronkiewicz-Waltz i dodała, prawybory te przejdą do historii polskiej polityki.
No właśnie, do historii. Czy jest rzeczą wyobrażalną, aby Platforma w Łodzi wyłoniła dziś swojego kandydata na prezydenta w tajnych prawyborach? Na taką utratę kontroli na biegiem wydarzeń Hanna Zdanowska raczej sobie nie pozwoli, ale - puszczając wodze fantazji - ciekawe na kogo by postawili członkowie PO w Łodzi, gdyby pozwolić im zagłosować? Mogłoby się okazać, że jest to jednak ktoś zupełnie inny, niż chciałaby prezydent Łodzi.
Dodatkowym problem z wyborami samorządowymi jest taki, że z punktu widzenia skuteczności kandydat PO powinien być jednocześnie kandydatem całej opozycji, a na to się nie zanosi. Nawet w miejskiej koalicji widać, że Tomasz Trela, wiceprezydent z SLD, od dłuższego czasu ewidentnie gra na siebie. Wejście w ostry spór z kuratorem oświaty w sprawie sieci szkół w Łodzi, czy ostry list skierowany do kurii w związku ze spoliczkowaniem gimnazjalisty przez księdza, mają go identyfikować jako wyrazistego, twardego polityka. Takiego w sam raz na prezydenta.
Takich możliwości zaprezentowania się lokalnie jak Trela nie ma już Katarzyna Lubnauer z Nowoczesnej, znana bardziej ze swojej działalności na szczeblu krajowym, a w zasadzie parlamentarnym. Gdyby zdecydowała się wystartować. Argumenty za taką decyzją są poważne. Nawet jeśli nie przyniosłoby to Nowoczesnej prezydentury Łodzi, mobilizacja partii w wyborach byłaby okazją do wzmocnienia lokalnych struktur.
Takie rozdrobnienie po stronie opozycji nie musi mieć większego znaczenia, bo w spodziewanej II turze nastąpi zapewne mobilizacja, aby nie dopuścić do wyboru kandydata PiS. Chyba, że PiS zrobi woltę i przeforsuje tylko jedną turę, gdzie prezydentem zostaje kandydat z największą liczba głosów.
PiS ma inny problem - z brakiem kandydata wyrazistego i rozpoznawalnego. Joanna Kopcińska już raz przegrała z Hanną Zdanowską, a Waldemar Buda to polityk stosunkowo młody, który dopiero buduje karierę.