W Łodzi „Pancernych” witało kilkaset tysięcy ludzi
9 maja 1966 roku telewizja pokazała pierwszy odcinek „Czterech pancernych i psa”. Nikt wtedy nie przypuszczał, że „Pancerni” staną się kultowym polskim serialem. Wiele zdjęć kręcono w Łodzi i w województwie łódzkim
To był kultowy serial pokolenia dzisiejszych 40- i 50-latków. Nie było w Polsce podwórka, na którym dzieci nie bawiłyby się w „Czterech pancernych i psa”. Każdy chciał być Jankiem, Marusią, a nawet Szarikiem... Pierwszy, pilotowy odcinek serialu, „Załoga” , Telewizja Polska wyemitowała blisko pół wieku temu, 9 maja 1966 r. Regularną emisję rozpoczęto we wrześniu tego samego roku. „Czterej pancerni i pies” są do dziś jedną z najpopularniejszych naszych produkcji filmowych. Pomagała w tym TVP, która pokazywała „Pancernych” średnio co półtora roku. Teraz ta częstotliwość się jeszcze zwiększyła. Serial emituje nie tylko Telewizja Polska, ale też stacje komercyjne.
- „Czterej pancerni i pies” to dla mnie kawałek życia, które razem z kolegami spędziliśmy na planie - mówił nam przed laty w wywiadzie zmarły niedawno Wiktor Pyrkosz, który w „Pancernych” zagrał kaprala Franka Wichurę. - Rola Wichury miała być tylko epizodem w pierwszej serii. Ale postać pozostała i z „Pancernymi” dotarła do Berlina. Miałem dołączyć do załogi „Rudego”, ale pod pancerzem było mi za duszno - wspominał aktor.
Nakręcono 21 odcinków „Czterech pancernych i psa”, choć serial miał się skończyć po siedmiu. Kiedy Janek odnajduje ojca, załoga dochodzi do Bałtyku i ginie Olgierd, dowódca „Rudego”. Takie zakończenie miała też powstała równolegle książka. Popularność serialu była tak wielka, że Janusz Przymanowski zaczął pisać kolejne odcinki.
Janusz Przymanowski, autor scenariusza i frontowy przyjaciel Wojciech Jaruzelskiego, przygody załogi „Rudego” 102 napisał go na podstawie wspomnień polskich żołnierzy walczących na wschodnim froncie.
- Pisali do niego listy i opowiadali o swoim życiu, Przymanowski sam też wędrował z polskim wojskiem z Rosji do Polski. Scenariusz był uzupełniany w czasie realizacji filmu - mówił nam przed laty łodzianin Romuald Kropat, nieżyjący już dziś operator „Czterech pancernych i psa”, wieloletni wykładowca łódzkiej szkoły filmowej.
Wielu młodych widzów nie mogło przeboleć, że w kolejnych odcinkach nie występuje już Roman Wilhelmi. Ale choć jego bohater zginął, aktor miał się jeszcze pojawić w serialu. Jest w nim scena, kiedy „Pancerni” widzą z daleka żołnierza bardzo podobnego do Olgierda. Wątek miał być kontynuowany. Planowano bowiem, by Wilhelmi zagrał rosyjskiego sapera, który pojawia się w ostatnich odcinkach. Miał być łudząco podobny do Olgierda. Jednak wcześniej Wilhelmi przyjął propozycję zagrania w jakimś NRD-owskim filmie i w „Czterech Pancernych” się już nie pojawił. Rosyjskiego oficera zagrał Aleksander Bielawski.
W rolę Szarika wcielił się milicyjny pies Trymer. W pierwszej serii trenował go milicjant, który wyjechał do Izraela. W dwóch kolejnych częściach zastąpił go znany treser zwierząt pułkownik Franciszek Szydełko. Szarik miał dwóch dublerów.
- Kiedy w berlińskiej dekoracji Szarik nie chciał skoczyć z pierwszego piętra, to zastępował go dubler - wspominał Romuald Kropat.
Załoga „Rudego” i jej przyjaciele jeździła po całym kraju na spotkania z telewidzami. Urodzony w Łodzi aktor Janusz Kłosiński, grający sierżanta Czernousowa opowiadał, że kiedyś z Romanem Wilhelmim jechali na takie spotkanie z widzami. Przejeżdżali przez miejscowość, w której trwała właśnie niedzielna suma. Nagle ktoś krzyknął: Jadą pancerni! Wszyscy, łącznie z ministrantami wybiegli z kościoła.
- Wilhelmi, który nie był człowiekiem sentymentalny, mrugnął do mnie, puknął się w czoło i powiedział: Ci ludzie zwariowali - wspominał Janusz Kłosiński.
W Łodzi na ul. Piotrkowskiej i pl. Wolności „Pancernych” witały tłumy.
- Czterej pancerni na czołgu mieli przejechać z pl. Wolności, Piotrkowską do Hali Ludowej, gdzie miała się odbyć finałowa impreza - wspominał po latach Janusz Gajos, filmowy Janek. - Nikt się nie spodziewał jednak, że przyjdzie 250 tys. osób. Czołg stał na placu straży pożarnej, a przed nami zbity tłum, masa dzieci, no i my mamy niby tym czołgiem jechać. Nie zapomnę, jak z Romkiem Wilhelmim patrzyliśmy na ten falujący tłum i nagle on mówi: „Popatrz na bramę”. Brama wjazdowa była zamknięta na gruby łańcuch. Tłum napierał. I nagle, jakby w złą godzinę powiedział, ten łańcuch pękł, brama się otworzyła i rzeka ludzi po prostu wlała się na plac. Uciekaliśmy jak opętani, ze strachu, że nas stratują. Doszło do tego, że wsadzili każdego z nas w osobny wóz strażacki i na sygnale, bocznymi ulicami zawieźli do tej hali.
Tamto spotkanie z łodzianami dobrze zapamiętał też Roman Kropat.
- To było coś nie do wyobrażenia - opowiadał nam. - Drugie spotkanie zorganizowano w Łodzi, gdy akurat do miasta przybywał kardynał Stefan Wyszyński. Partia chciał w ten sposób odciągnąć łodzian od głowy kościoła. Jednak fortel nie powiódł się. Na spotkanie z „Pancernymi” prawie nikt nie przyszedł. Cała ekipa pojechała więc na przyjęcie, które zorganizowano koło Strykowa.
To drugie spotkanie z „Pancernymi” odbyło się 11 czerwca 1967 r. Wtedy w Łodzi i pobliskim Tumie odbywały się ogólnopolskie uroczystości kończące obchody Millenium Chrztu Polski. Przybyli na nie m.in. wspomniany prymas Wyszyński, a także przyszły papież i święty, Karol Wojtyła. „Pancerni” mieli odciągnąć łodzian od uroczystości religijnych. W parku na Zdrowiu, podobno na życzenie mieszkańców miasta, pokazano widowisko plenerowe „Ballada partyzancka”.
„To widowisko - gigant, w którym jego realizatorzy przedstawiają widzom chlubne karty z walk polskiej lewicy z hitlerowskim najeźdźcą” - informował wtedy „Dziennik Łódzki”. - „Zrzut skoczków i broni dla oddziałów partyzanckich, świece dymne, wystrzały oraz obrazy z biwaków leśnych ludzi wraz z piosenkami i satyrą okupacyjną to tylko fragmenty ‚Ballady partyzanckiej’. Po raz pierwszy w widowisku wezmą udział bohaterowie filmu „Czterej pancerni i pies”. Po zakończeniu ‚Ballady’ ulubieńcy młodzieży i dorosłych - ‚Pancerni’ wraz z psem Szarikiem przejadą ulicami miasta”.
Podawano dokładnie trasę przejazdu.
„Bohaterowie serialu udając się do Warszawy przejadą ul. Uniwersytecką (od Narutowicza), Strykowską, dalej Wycieczkową, Kryształową do autostrady warszawskiej” - informowano. Apelowano też, by podczas przejazdu aktorów nie niszczono znajdujących się na trasie kwietników, zieleńców, trawników.
Poniedziałkowa gazeta nie informowała już o tym, że przejazd „Pancernych” nie cieszył się tak wielkim zainteresowaniem, jakim się spodziewano. Pokazano tylko fotografię bohaterów serialu na czołgu.
Zdjęcia do serialu kręcono w wielu miejscach Polski. W pierwszej serii był to głównie Wrocław i Żagań. Potem dochodziły inne miejsca. W tym także te związane z regionem łódzkim. Wiele zdjęć powstało w okolicach Spały. W Spale ekipa miała swoją bazę. Zdjęcia kręcono natomiast w Inowłodzu i Poświętnem. Tam powstały sceny z odcinka „Kwadrans po nieparzystej”.
Wiele kilometrów taśmy filmowej nakręcono w łódzkiej Wytwórni Filmów Fabularnych. W „Pancernych” zagrały także dwa łódzkie pałace znajdujące się przy ul. ks. Skorupki, należące teraz do Politechnice Łódzkiej. Oba można oglądać w odcinku „Kwadrans po nieparzystej”. W obecnym rektoracie PŁ, a dawnym pałacyku Reinholda Richtera, przy ul. ks. Skorupki 6/8 kręcono zdjęcia z zewnątrz. W pałacu gdzie znajdował się kiedyś Urząd Stanu Cywilnego, należącym przed laty do Józefa Richtera, przy ul. ks. Skorupki 10/11, realizowano zdjęcia wewnętrzne.
Natomiast sceny, w których pancerni zdobywali Berlin zagrało lotnisko w Aleksandrowie Łódzkim. Tam ustawiono wielką makietę Bramy Brandenburskiej. Wykorzystano ją jeszcze w dwóch innych filmach, m.in. „Kierunek Berlin”.
Zdjęcia do „Pancernych” kręcono również w okolicach Niewiadowa koło Tomaszowa Mazowieckiego. Z tej miejscowości pochodzi aktor Cezary Pazura. Był kilkoletnim chłopcem, poszedł zobaczyć, jak kręcą kultowy serial. W przerwie zdjęć podszedł do Janusza Gajosa i poprosił o autograf, ale nie dostał go.
- Trzeba było powiedzieć, że to ty! - odpowiedział po latach koledze po fachu Gajos.
Na planie serialu nie brakowało dramatycznych sytuacji. Ciężkiemu wypadkowi uległ Janusz Gajos, filmowy Janek Kos. Romuald Kropat dobrze zapamiętał ten moment. Na miejsce, gdzie kręcono kolejne zdjęcia ciężarówki wwoziły sprzęt. Gdy wracały, skracały sobie drogę. Na miejscu byli już aktorzy. Janusz Gajos czekając na rozpoczęcie zdjęć zdrzemnął się na ziemi. Kierowca ciężarówki nie zauważył śpiącego aktora.
- Odwróciłem się i patrzę, że ciężarówka jedzie wprost na Gajosa - opowiadał Romuald Kropat. - Przednie koła przejechały przez aktora. Zacząłem krzyczeć, by samochód się zatrzymał. Ciężarówka stanęła. Gdyby tak nie było, to skutki wypadku byłyby o wiele tragiczniejsze. Janusz Gajos z pękniętą miednicą został odwieziony do szpitala.
Po tym wypadku trzeba było zmienić scenariusz „Pancernych”. „Rudy” został trafiony, zniszczono wieżę czołgu, a ranna załoga wylądowała w szpitalu. Wszyscy pamiętają odcinek, w którym Janek Kos leży cały w gipsie na szpitalnym łóżku. Gajosa przywożono ze szpitala na plan filmowy, na specjalnym łóżku i kręcono zdjęcia.
Aktorzy grający w „Czterech pancernych i psie” zdobyli ogromną popularność.
- Gdy serial był emitowany to biegały za mną dzieci, 7-, 8-latkowie i wołały: „Tomek, nie piskaj!” - opowiadał nam Wiesław Gołas, czyli Tomek Czereśniak. - Nie gniewałem się za to, bo nie jestem obraźliwy.
Przez wiele lat polskie podwórka i szkoły pełne były małych czołgistów. Ulubionym bohaterem młodych Polaków był Janek. Gdy na podwórku bawiono się w „Czterech pancernych i psa”, każdy chciał być dowódcą „Rudego”. Powodzeniem cieszyły się jeszcze Marusie i Lidki, choć zaszczytem było też mianowanie na Szarika.
- A moją ulubioną postacią był Grigorij, grany przez Włodzimierza Pressa - mówił nam Marek Łazarz z Wrocławia, slawista z wykształcenia, a pilot i przewodnik turystyczny z zawodu, autor książki „Czterej pancerni i pies. Przewodnik po serialu i okolicach”. - Może na przekór wszystkim tym, którzy kochali Janka, Lidkę lub Marusię.
Marek Łazarz jest jednym z najbardziej zagorzałych fanów serialu. Wie o nim wszystko. Przez trzy lata zbierał wiadomości na ten temat.
- Miałem z sześć czy siedem lat gdy pierwszy raz obejrzałem „Pancernych” - wspominał - Na początku najbardziej interesowała mnie technika wojskowa, a więc czołgi, działa, karabiny. Potem szybko zrozumiałem, że to wspaniały film przygodowy, opowiadający o przyjaźni. Był to polski odpowiednik na amerykańskie seriale typu „Zorro” czy „Wilhelm Tell”.
Na przełomie lat 50. i 60. w wielkich miastach i małych wsiach powstawały Kluby Pancernych. Tworzono załogi „Rudego”. Mogły one liczyć dowolną liczbę członków, ale koniecznie musiało być w niej zwierze. Nie koniecznie pies. Szarikiem były koty, rybki, a nawet żółwie.
- Do Klubów Pancernych należało 400 - 500 tys. dzieci - wyjaśniał Marek Łazarz. - Gdy w 1970 r. Kluby Pancernych organizowały egzaminy na Kartę Rowerową, to tylko w ciągu jednej niedzieli przystąpiło do niej 800 tys. dziewcząt i chłopców.
Franciszek Pieczka, aktor grający w „Pancernych” Gustlika Jelenia, pamięta, że członkowie Klubów Pancernych budowały na wsiach budy dla miejscowych Szarików, wykładały je słomą.
Wiele powiedzeń z serialu weszło do naszego języka, m.in. słynne już: „Pyrkosz, pyrkosz i nie jedziesz”. Słowa te mówił do Witolda Pyrkosza Franciszek Pieczka. Scena ta weszła do serialu przez przypadek.
- Wymyślili to córka i syn Konrada Nałęckiego, nieżyjącego już reżysera serialu, który był wspaniałym człowiekiem - wspominał w rozmowie z „Dziennikiem Łódzkim” Witold Pyrkosz. - Reżyser stwierdził, że nie wejdzie do filmu. Ja na to: Jak to nie wejdzie? Poszedłem do sklepu, kupiłem dzieciom po czekoladzie i w filmie się znalazła. Po latach wracaliśmy z żoną i córką z Zakopanego i na moście Dębnickim w Krakowie mój polonez zgasł. Podszedł do mnie milicjant popatrzył na mnie i mówi: „Pyrkosz, pyrkosz i nie ruszosz”. Bardzo się ucieszyłem, bo pierwszy raz zostałem zacytowany.
Mało kto wie, że Szarik bardzo lubił Wiesława Gołasa. Spędzał z nim więcej czasu niż z filmowym Jankiem.
- Gdy pan Szydełko musiał wyjechać, to Szarik spał u mnie w hotelu, a dietę na wyżywienie miał większą niż ja - opowiadał nam Wiesław Gołas.
Zarzuca się serialowi, że był propagandą komunistyczną, ale wielu fanów serialu to nie interesowało. Do dziś jest to dla nich serial o przyjaźni i przygodach, które sami chcieliby przeżyć.
- Nie wstydzę się udziału w tym serialu - mówi Franciszek Pieczka. - Że był wykorzystany przez tzw. czynniki do innych celów, to już inne zagadnienie. Ale takie to były czasy. Były zarzuty, że serial przekłamuje historię, ale myśmy szli ze wschodu na zachód, a nie z zachodu na wschód. Był to serial o przyjaźni. Teraz w serialach dla młodzieży leje się krew. Konsekwencją tego jest to jak się potem zachowują.
Losy aktorów serialu ułożyły się różnie. Roman Wilhelmi zmarł w 1991 r. „Pancerni” przynieśli mu wielką popularność. Choć potem widzowie bardziej kojarzyli go z rolą Nikodema Dyzmy i dozorcy Anioła z serialu „Alternatywy 4” niż z Olgierdem.
Wielkiej kariery nie zrobił 78-letni już Włodzimierz Press, czyli Grigorij. Sam przyznał, że chyba nie do końca wyzwolił się z tej roli. Na planie „Pancernych” poznał żonę Grażynę, która pracowała jako kostiumolog. Mają dwoje dzieci. Grzegorz jest fotografem, a córka mieszka we Francji.
Barbara Kraftówna, czyli niezapomniana Honorata ma już 88 lat. Niedawno Remigiusz Grzela napisał o niej książkę „Krafftówna. W krainie czarów”. Niestety pani Barbarze nie ułożyło się prywatne życie. Jej pierwszy mąż, Michał Gazda, też aktor, zmarł nagle, gdy miał 42 lata. Po latach znów wyszła za mąż. Jej mężem został Arnold Seidner, dyrektor międzynarodowego instytutu do spraw emigrantów w San Francisco. Dla niego wyjechała do USA. Ale po pół roku mąż zmarł. Barbara Kraftówna wróciła do kraju. W Kanadzie mieszkał z rodziną Piotr, jej syn z pierwszego małżeństwa. Umarł w 2009 r.
Wdową jest też Małgorzata Niemirska, która grała Lidkę. Jej mąż, znany aktor Marek Walczewski zmarł siedem lat temu.
Natomiast Marusia, czyli Pola Raksa, z którą Lidka walczyła o serce Janka, skończyła 76 lat. Już wiele lat temu odeszła z zawodu. Zajęła się modą.
Janusz Gajos jest dziś jednym z najwybitniejszych polskich aktorów.
Kilka lat temu pojawił się pomysł, by nakręcić dalsze losy „Pancernych”. Akcja filmu miała się rozgrywać 40 latach po zakończeniu wojny. Bohaterowie spotykają się i znowu razem walczą, choć tym razem nie z Niemcami.
Kapral Wichura został sprzedawcą mercedesów, Janek Kos - biznesmenem. Gustlik Jeleń miał siedzieć w Ustroniu pod pantoflem żony Honoraty, a Grigorij, który stał się alkoholikiem, miał zostać ściągnięty z Gruzji do Polski. Jednak skończyło się na planach. Taki film już nigdy nie powstanie...
Chyba, że nowa wersja „Pancernych”, z innymi aktorami.