W Lutowiskach psie zaprzęgi pędziły śladami wilka
Aura w tym roku sprzyjała. Lutowiska tonęły w śniegu. Choć w piątek do południa trochę przeszkadzał padający deszcz, ale wkrótce wyścigi psich zaprzęgów „W krainie wilka“ wystartowały.
- Bo śnieg i niska temperatura to warunki najbardziej odpowiednie dla psów zaprzęgowych - podkreślali musherzy, czyli poganiacze psów.
Zawody na średnim dystansie podzielone były na 4 etapy. Pierwszy etap odbył się w piątek, dwa w sobotę, a ostatni w niedzielę. W czasie tych trzydniowych wyścigów każdy z zaprzęgów pokonał trasę liczącą ponad 80 km.
- W Bieszczadach startuję po raz pierwszy - opowiada Łukasz Ptaś z Zagorzyc koło Sędziszowa Małopolskiego. - To jedyne takie zawody w niedalekiej okolicy. Trzeba mieć jednak doświadczenie. Trasa piękna i górzysta, ale bardzo wymagająca i trudna technicznie.
Ten sport łączy psy i ludzi
Pierwszy raz w tych zawodach uczestniczy również Dobrogniewa Lecyk z Sosnowca. - Bieszczady to ciekawe i piękne miejsce oraz górski klimat - podkreśla musherka.
Z kolei Jakub Słowik przyjechał na zawody w Bieszczady z Norwegii, gdzie mieszka i trenuje psy do znanych wyścigów. Podkreśla, że bieszczadzka trasa jest piękna, kręta i bardzo wymagająca.
- Aby wystartować, pożyczyłem psy od kolegów - mówi Jakub. - Psie zaprzęgi to sport, którym fascynuję się od bardzo dawna. On w niezwykły sposób łączy człowieka i psy.
Najważniejszy jest lider
Zazwyczaj przygoda i pasja z wyścigami psich zaprzęgów zaczyna się od jednego psa.
- Tak też było u nas. Nasza przygoda zaczęła się 9 lat temu, od suczki. Pies był bardzo wymagający, potrzebował wyjątkowej dawki ruchu. Podpinaliśmy go do roweru za pomocą liny i biegał. Zauważyliśmy jednak, że dobrze współpracuje w grupie. Dziś mieszka z nami cztery psy rasy husky syberyjski - opowiada Anna Czerepak, żona Piotra Czerepaka, uczestnika zawodów.
- A my mamy 16 psów - dodaje Łukasz Ptaś. - Pasją do wyścigów psich zaprzęgów zaraziłem się w wieku 5 lat. Od tamtego czasu czerpię wiele przyjemności i radości z przebywania z tymi energicznymi i mądrymi zwierzętami. Jednak to pasja czasochłonna i kosztowna, a trenowanie psa wymaga dużo wiedzy oraz doświadczenia.
Podczas imprezy można było wiele dowiedzieć się o tajnikach tego sportu.
- Kierowanie psim zaprzęgiem odbywa się za pomocą głosu - tłumaczy Anna Czerepak. - Bardzo ważne jest odpowiednie ustawienie psów w zaprzęgu. Najważniejszy jest lider. Po nim powinny biec psy najszybsze, a na końcu psy najmocniejsze.
- Trzeba znać predyspozycje każdego psa, aby ustawić go w zaprzęgu - potwierdza Juliusz Tomeczek z Katowic.
Psy przygotowywane są pod konkretny dystans. Treningi rozpoczyna się już w okolicach września, kiedy temperatura spada poniżej 15 stopni Celsjusza. Musherzy wydają komendy, w postaci różnych dźwięków, aby przyspieszyć zaprzęg.
- Im więcej psów, tym trudniej prowadzić zaprzęg - wyjaśnia Grzegorz Furdzik.
Wyścigi z tradycją
Bieszczadzkie zawody przyciągnęły pasjonatów nie tylko z Polski, ale m.in. z Czech i Słowacji.
- Pierwsze zawody w Bieszczadach odbyły się w 2003 roku. Wystartowało wtedy 18 zawodników z Polski i Słowacji. Trasy były długie, po 55 km. Od tamtej pory impreza organizowana jest regularnie. Ja uczestniczyłem we wszystkich, chociaż nie zawsze startowałem - opowiada Mariusz Krupa, prezes Klubu Sportowego Psich Zaprzęgów NOME - Rzeszów. - Trasa ciekawa, dużo otwartej przestrzeni oraz przepiękne widoki.
Czasem psy pogonią za sarenką
Bywa, że podczas wyprawy psim zaprzęgiem musherzy przeżywają nieoczekiwane przygody.
- Trzeba się zawsze liczyć, że pieski mogą zboczyć z trasy i polecieć za sarenką, która stanie im na drodze - śmieje się Dobrogniewa Lecyk.
- Pamiętam, jak jednego razu podczas wyścigów nocnych przygasła mi lampka na czole i psy odbiły o 90 stopni w pole - śmieje się Jakub Słowiek.
Z kolei Mariusz Krupa podczas wyścigu nocnego w Baszni Dolnej nie zdążył założyć lampki - czołówki.
- Nie miałem czasu jej szukać, bo już była moja kolej startu. - wspomina musher. - Od śniegu nie jest ciemno, a psy lubią biegać również nocą. Dotarłem na metę bez problemu. Tylko może zmyliłem trochę mojego kolegę, który wypatrywał z tyłu światła, a ja jechałem bez.