W murze z tarcz u toruńskich wikingów
Kilka lat temu Piotr Klepacki (żołnierz zawodowy z Torunia) odtwarzał II wojnę światową w mundurze 63 pułk piechoty. Później Ludowe Wojsko Polskie, a obecnie zajmuje się wikingami grupa Einherjej z IX - X wieku.
- W odtwarzaniu czasów wojny trzeba było być bardziej aktorem było dużo udawania - wspomina Piotr Klepacki (na zdjęciu). - Przecież nikt naprawdę nie strzelał z karabinu i nie przebijał bagnetem. Wszystko było na niby. Jako wikingowie bijemy się naprawdę. Ściana tarcz, pływanie łodzią, walka na miecze, topory i włócznie. Wszystko jest stępione, ale walczymy naprawdę.
Jeśli chodzi o stroje, to dziś nie ma już z nimi kłopotu. Wykształcił się już prawdziwy „przemysł”, ale oni wolą podglądać i odwzorowywać eksponaty z wykopalisk w Birce.
Dla niego to hobby, które pozwala oderwać się od codziennych zakupów, pracy i obowiązków domowych. - Z życiem coś trzeba zrobić, trzeba przeżyć je ciekawie zapewnia - Piotr. A dlaczego nie wcielić się w rolę mężnego wikinga i choć przez chwilę zostać bohaterem?
Fechtunku uczył ich kolega Haltan. - Mamy swoje imiona tłumaczy. Ja jestem Ragnar, mój syn - Olaf, a żona Sigrun. Mamy imiona wikińskie, żeby bardziej wczuć się w tamtą atmosferę. Imię powinno odpowiadać osobowości człowieka osoba potężnie zbudowana będzie Biornem - niedźwiedziem. Szczupły i wysoki dostanie imię Ivar.
W spisie telefonów Piotra znajduje się Hakkon, Ragnar, Olaf...bo na co dzień też tak do siebie mówią. - Czasami ludzie z boku na nas patrzą dziwnie, ale to nasz świat, w którym dobrze się czujemy - uśmiecha się Piotr - Ragnar.
Strój najbiedniejszego wikinga wymaga najmniejszych nakładów: buty (250-300 zł), spodnie (100 zł) i tunika (100 zł). Najbiedniejsi nie walczyli mieczami. To broń jarlów wyższych dowódców. Mieczy było niewiele, on w walce dawał krótki zasięg. Ragnar walczy prawie dwumetrowym toporem. Siła razy ramię, to uderzenie jest tak mocne, że nie powinienem się dziwić, że złamał Olafowi (synowi) nos. Miał hełm z nosalem, ale tak się przesunął, że niestety pojechali do szpitala.
Ragnar zamówił sobie właśnie saksa - rodzaj noża, krótkiego miecza. Koszt 1,6 tys. zł. Hełm (600 zł), miecz (600 - 700 zł). Tarcze robią sami: deski, kleje kostne i rzemienie bez współczesnej techniki. Wszystko po to, żeby poczuć atmosferę tamtych czasów. Dochodzi do tego, że na wikińsko - słowiańskim festiwalu organizator potrafi podejść i sprawdzić, jak szyta jest tunika i jeśli maszynowo, to pyta: a co ty tutaj robisz? Nie jesteś z tej epoki. Trzeba ręcznie.
Piotr opowiada, że prosi 77-letnia mamę, by maszynowo szyte tuniki spruła i przeszyła ręcznie. A jak mam krajkę - ozdobny pas, to organizator potrafi zapalniczką podpalić końcówkę, żeby przekonać się, jak się spala. Sztucznie czy prawdziwie.
- Kiedy walczę w ścianie z tarczy i popełniam błąd, to od razu to czuję - tłumaczy Ragnar. - Odsłonię się to dostanę w głowę. Bywa, że wracam z festiwalu poharatany, ale to męska sprawa.