W Muzeum Ziemi Lubuskiej czeka na nas 100 obrazów! [rozmowa]
- Bez życzliwych mieszkańców, którzy wypożyczyli nam obrazy Hilarego Gwizdały, ta wystawa by tak nie wyglądała - mówi Leszek Kania, dyrektor Muzeum Ziemi Lubuskiej.
W Muzeum posiadacie 40 dzieł Hilarego Gwizdały, ale zaapelowaliście też do zielonogórzan, by wypożyczyli na wystawę płótna z prywatnych kolekcji.
Dokładnie mamy 38 obrazów olejnych i cztery prace zrealizowane na papierze. Drugi pod względem wielkości zbiór - ok. 15 obrazów - znajduje się w WiMBP im. Norwida w Zielonej Górze. Natomiast odzew na nasz apel był znaczny. Są zielonogórzanie, którzy mają w swoich kolekcjach po kilka prac Hilarego. Wyróżnia się tu rodzina nieżyjącego już prokuratora Tadeusza Sojki, który był fanem twórczości Gwizdały - gromadził jego prace, ale także pisał wiersze poświęcone artyście. Ale również 16 innych mieszkańców Zielonej Góry oraz m.in. Świebodzina przekazało nam prace na ekspozycję.
Artysta malował portrety na zamówienie?
Portretów malował wiele, ale dla przyjaciół z własnej woli. Tak jak w przypadku obecnego na naszej wystawie portretu Klema Felchnerowskiego. Mieszkańcy Zielonej Góry zgłaszali się do niego i zamawiali nie tylko swoje własne wizerunki, ale też portrety dziecięce.
Stąd na wystawie portret dziewczynki, którą jest moja kilkuletnia wtedy koleżanka z redakcji - Katarzyna Borek...
Tak, choć Hilary specjalnie nie lubił malować dzieciaków, bo wiadomo, że im trudno się skupić, wiercą się, kręcą. To go trochę denerwowało. A pani Borek dobrze pamięta ten seans w pracowni przy Sowińskiego.
Widzimy na wystawie zielonogórskie ulice...
Ale jest też trzecia grupa obrazów z ważnego nurtu w dorobku artysty: martwe natury. To były specyficzne obrazy, ponieważ artysta przez większość swojego życia mieszkał przy ul. Sowińskiego, na poddaszu, w bardzo spartańskich warunkach, gdzie jego lokum praktycznie było jedną izbą. Z jednej strony była to pracownia, garsoniera, z drugiej strony salon artystyczny, w którym gromadziła się zielonogórska bohema. Któż tam nie bywał?! Przedstawiciele wolnych zawodów, dziennikarze, Henryk Ankiewicz, Ryszard Rowiński, Jan Muszyń-ski, który nie tylko lubił wypić z mistrzem kielicha, ale przyczynił się do tego, że w naszych zbiorach jest taka bogata kolekcja jego prac. I żyje pamięć o artyście - za sprawą jego kapitalnych tekstów, poświęconych Gwizdale.
Wchodząc na wystawę witają nas fotografie.
To cykl fotogramów Czesława Łuniewicza, zatytułowany „Gwizdała”, który został zrealizowany w roku 1980. I pokazuje moment, kiedy fotograf zachęcił Hilarego, aby wychodził z okna swojej pracowni na daszek, ze swoim autoportretem. I ten proces mocowania się ze swoim wizerunkiem został utrwalony. Kapitalne zdjęcia pokazujące tę malowniczą postać, która swoim wyglądem była jakby żywcem przeniesiona z XIX-wiecznego Krakowa czy paryskiego Montmartre’u.