W niedzielę cofamy czas? Ale o 4 lata czy o 30? I kto naprawdę tęskni za PRL?
PiS przekonuje, że jeśli wyborcy w wyniku zaćmienia serc i umysłów przerwą „dobrą zmianę”, to „będzie jak dawniej”: grabież, ośmiorniczki i kamieni kupa. Polska na kolanach i w ruinie. Utracimy raj: wyspę wolności z gospodarką błyszczącą najjaśniej od 30 lat. Opozycja potwierdza, że w najbliższą niedzielę dojdzie w Polsce do zmiany czasu. „Pytanie tylko, czy o 4, czy o 30 lat”. Jeśli odsuniemy od władzy PiS, to cofniemy zegar do 2015 i będzie super, a jeśli nie odsuniemy, to będziemy nadal podróżować wehikułem w kierunku komuny, aż do krytycznego 1989 r. Bo PiS w tej kadencji pójdzie na całość i zrobi nam z d… jesień PRL-u.
Obie paralele – rządzących i opozycji – uświadomiły mi, jak strasznie politycy zmanipulowali nam rzeczywistość. Bo są to paralele bzdurne. A nie da się na bzdurze zbudować sensownej wizji rozwoju Polski i współżycia Polaków (wiem, że "współżycie" ociera się o seksualizację, ale trudno, zaryzykuję gromy z mównicy arcybiskupa i ambony prezesa).
Owszem, słuchając Jarosława Kaczyńskiego można odnieść wrażenie, że jedyną wadą PRL było to, iż rządzili wredni komuniści, a nie hiperetyczni politycy PiS. Reszta była spoko. Cała władza, ustawodawcza, wykonawcza i sądownicza, pod kontrolą pierwszego sekretarza, pardon, prezesa. Wszystkie kontrole też. I służby.
Banki nasze. Elektrownie nasze. Stocznie nasze. Kopalnie nasze. Huty odbijamy. Szkoły narodowe. Muzea narodowe. Węgiel narodowy (nawet jeśli z Rosji). Gaz narodowy (nawet jeśli z Kataru). Organizacje narodowe (broń Boże pozarządowe!). Media narodowe. A naród - oczywiście - nasz. Płace regulowane, ceny (na razie tylko prądu) regulowane.
Wśród politologów i psychologów społecznych trwa spór, czy mózg Jarosława Kaczyńskiego jest faktycznie hybrydą mózgów Władysława Gomułki i Edwarda Gierka, czy też prezes rozgrywa po mistrzowsku sentymenty Polaków, wiedząc, że ponad połowa czterdziestolatków i starszych (zwłaszcza facetów) pozytywnie ocenia okres PRL.
Niezależnie od odpowiedzi na to pytanie, PiS susami zbliża się do chwili, w której wywiesi nam przed oczyma hasło „Żeby Polska rosła w siłę, a ludziom żyło się dostatniej”. I to na poważnie. Ba, poniekąd już to zrobił (prezes zajawił ostatnio, że premier Morawiecki może rządzić dłużej niż premier Cyrankiewicz). I – jak się wydaje – dzięki temu wygra kolejne wybory. Tym samym, straszenie nas przez opozycję groźbą „powrotu do PRL-u” okaże się głupie.
Jeszcze głupsze jest roztaczanie wizji cofnięcia czasu o cztery lata. Bo co sobie wtedy wyobraża, dajmy na to, kasjerka z francuskiego marketu koło mojego domu? Że znowu będzie zarabiać na śmieciówce 7 złotych za godzinę?
Ona nie jest ekonomistką i nie wie, że rewolucyjną poprawę swej sytuacji materialnej zawdzięcza demograficznej zapaści i znakomitej koniunkturze - czego efektem jest dotkliwy brak pracowników zmuszający pracodawców do podwyżek płac.
Ona myśli, że dostała te podwyżki od PiS, który dał jej w dodatku 500 zł na drugie dziecko, a teraz jeszcze dołoży 500 na pierwsze (świadomość, że to inni podatnicy dali i dadzą, jest wśród ludu wątła). Cofnięcie zegara o 4 lata zwyczajnie ją przeraża.
To już woli się cofnąć o trzy dekady. Ona PRL-u nie pamięta, a jej tata, który wtedy chodził na randki z mamą, wspomina go czule. Więc co? Przeżyjmy to jeszcze raz?