W Niemczech seniorami zajmuje się kilkanaście tysięcy łodzian. Opiekunki dla Hansa i Helgi
Kilkaset łodzianek wyjedzie na święta z domu, aby opiekować się wiekowymi emerytami za naszą zachodnią granicą. Zapotrzebowanie na opiekę jest duże, bo czynni zawodowo Niemcy lubią wyjeżdżać na święta.
Samouczek razy 15
46-letnia Jowita Badowska od 9 lat opiekuje się schorowanymi Niemcami. Była już we wszystkich landach, za każdym razem w małych miejscowościach. Pracę za granicą podjęła, gdy sprywatyzowano przychodnię, w której przez kilkanaście lat była higienistką stomatologiczną.
– Wyjeżdżając po raz pierwszy, do Landau, znałam jedynie podstawy języka niemieckiego, ale wiozłam w torebce samouczek, który, jak potem policzyłam, przerobiłam 15 razy – wspomina.
Trafiła od razu na głęboką wodę. Starszy sparaliżowany mężczyzna, Friedrich, wymagał całodziennej opieki. Trzeba go było wykąpać, nakarmić, rehabilitować. W wolnej chwili posprzątać mieszkanie i przygotować posiłki.
– W ramach kontraktu firma, z którą współpracowałam, zapewniła mi osobne mieszkanie w tym samym budynku, w którym mieszkał mój podopieczny – opowiada pani Jowita. – Jego żona, schorowana pani po osiemdziesiątce, dobrze mnie przyjęła. Posiłki przygotowywałyśmy razem, raz ona gotowała niemieckie dania, a ja pomagałam, kolejnego dnia ja przygotowywałam polską potrawę, a ona mi asystowała. Codziennie po obiedzie, gdy jej mąż odpoczywał, uczyła mnie języka niemieckiego. Gdy po roku mój podopieczny zmarł, podjęłam się opieki nad starszą panią, która miała początki alzheimera. Gdy odeszła, zaopiekowałam się kolejną osobą, zawsze pracując legalnie.
Kawa, spacer i kreacje
42-letnia Barbara Smuda przez trzy miesiące opiekowała się w Illingen 83-letnią panią z początkami demencji. Podstawową wiedzę medyczną zdobyła przed laty w studium medycznym, a języka zaczęła się uczyć rok przed wyjazdem. Kilka dni temu wyjechała po raz kolejny, tym razem na trzy tygodnie, aby na święta wrócić do Łodzi.
– Głównie dotrzymywałam towarzystwa starszej pani, pomagałam jej kilka razy dziennie się przebrać, była zamożną, elegancką kobietą i bardzo dbała o siebie, chodziłam z nią po sklepach, spacerowałam po miasteczku. Ale jeśli już trzeba było wykonać większe sprzątanie w domu, to przychodziła osoba do pomocy – wspomina pani Basia.
U podopiecznej miała zapewniony, w ramach umowy, osobny pokój, ale i tak – jak mówi – większość czasu spędzała z nią w salonie i kuchni. Od córki kobiety, poza uzgodnionym wcześniej przez firmę honorarium, dostawała też kieszonkowe oraz pieniądze na wydatki podczas spacerów ze starszą panią.
– Dzięki pieniądzom, które zarobiłam, po powrocie do Polski utrzymywałam przez wiele miesięcy siebie i córkę – dodaje pani Basia.
Busy pełne kobiet
Praca podobna do tej, jaką wykonywały pani Jowita i pani Basia, daje utrzymanie kilku tysiącom łodzian. Zarabiają od 900 do 1600 euro miesięcznie, utrzymując w ten sposób rodzinę w Polsce lub odkładając pieniądze na życie po powrocie. W ciągu roku popyt na opiekunki z Polski nie maleje – w Niemczech każdy pacjent po 80. roku życia ma w ramach ubezpieczenia medycznego zagwarantowane 3 tygodnie takiej opieki. Ciężko chorzy, nawet jeśli mają współmałżonka i dzieci, na opiekę dostają co miesiąc 900 euro dodatku.
Wiele spośród wyjeżdżających opiekunek pracę podejmowało już wielokrotnie, u różnych podopiecznych. Gdy busy wiozące Polki do pracy w Niemczech zatrzymują się na parkingu przed granicą, czasami słychać jeden pisk – to panie, które po miesiącach lub latach spotkały koleżankę, z którą kiedyś pracowały w tej samej miejscowości.
– Ale opowieści, które słyszy się w busie od innych kobiet, czasami przyprawiają o dreszcze – twierdzi pani Jowita. – Generalnie wszyscy narzekają, że Niemcy są zrzędliwi, że im ubliżają, że jedzenie jest niesmaczne. Nie zgadzam się z tym, nigdy tego nie doświadczyłam, tym bardziej że nasze kontrakty gwarantują nam odpowiednie warunki pracy i pomoc, gdyby pojawiły się jakiekolwiek problemy. Oczywiście, są w tej pracy chwile trudne. Gdy się przyjeżdża do nowego miejsca, to na początku obie strony są siebie ciekawe, ale z czasem wkrada się rutyna. Praca jest trudna, dwoje moich podopiecznych odeszło, ale też wiele dobrych chwil tam przeżyłam i wiele się od nich nauczyłam. Dopiero tam znalazłam czas na codzienny spacer, książkę czy wycieczkę. W ramach naszych kontraktów mamy zapewnione w ciągu dnia wolne 2 – 3 godziny na rekreację.
Pani Basia i pani Jowita twierdzą, że gdy w miasteczkach, w których pracowały, rozeszła się wieść, że są Polkami, podobnie jak miejscowe panie były zapraszane na popołudniową kawę i ciasto.