W Nowej Soli kolejna para łabędzi trafiła w dobre ręce
Dwa zagubione i ranne ptaki, dzięki strażnikom miejskim, trafiły pod fachową opiekę weterynarza. Niedługo powinny dojść do siebie.
Interwencje związane ze zwierzętami to chleb powszedni w pracy strażników miejskich. W styczniu informowaliśmy na łamach „GL”, że nowosolscy strażnicy w minionym roku odłowili 156 różnorakich stworzeń, w tym 16 niebędących psami i kotami. Były wśród nich m.in. łabędzie i... właśnie od łabędzi strażnicy rozpoczęli tworzenie tegorocznego zestawiania.
- Dostaliśmy zgłoszenie, że na stacji paliw przy ul. Wrocławskiej jest łabędź - opowiada Jacek Baranowski ze straży miejskiej. - Pojechaliśmy więc na miejsce i faktycznie zastaliśmy tam ptaka. Był wyraźnie poraniony i niechętny do fruwania. Udało nam się go złapać i czym prędzej zabraliśmy go do weterynarza - relacjonuje mundurowy.
Można sobie tylko wyobrazić, jakie było zdziwienie strażników, gdy podczas transportu rannego łabędzia, w ich krótkofalówkach rozległ się zniecierpliwiony głos dyżurnego, który pytał kiedy ptak zostanie zabrany z ul. Wrocławskiej. I choć jeden ze strażników twierdził, że ptak wciąż jest na wolności, drugi przekonywał, że siedzi tuż obok niego. Nieporozumienie szybko się wyjaśniło. Wyszło bowiem na jaw, że za stacją benzynową krąży... drugi łabędź. Ptak szybko dołączył do pierwszego, co wyraźnie uradowało oba zwierzaki. - Okazało się, że to parka - mówi J. Baranowski. - Jak tylko się zobaczyły, od razu zaczęły się do siebie tulić - dodaje.
Łabędzie, tak jak samoloty, muszą mieć po prostu porządny pas startowy
Oba łabędzie były dość mocno poranione w nogi. Najprawdopodobniej dlatego, że bezskutecznie próbowały odlecieć z terenu stacji. - Łabędź żeby pofrunąć, musi mieć rozbieg. Tam, skąd je zabraliśmy za wiele miejsca nie ma, więc pewnie poharatały się o jakieś krzaki - tłumaczy J. Baranowski. - Kilka lat temu, jak jeszcze woziliśmy zwierzęta do ośrodka w Starym Kisielinie, byłem zdziwiony, że leczone tam łabędzie chodziły sobie luzem po podwórku. Ale wówczas pan doktor wyjaśnił mi, że bez dobrego rozbiegu nigdzie nie odlecą. Łabędzie, tak jak samoloty, muszą mieć po prostu porządny pas startowy - wyjaśnia strażnik. Ptaki trafiły w ręce weterynarza Adama Michalskiego, który fachową ręką opatrzył rany. Podleczone i podkarmione trafiły do przytuliska działającego przy Wodnym Świecie.
Zwierzaki spędzą tam od siedmiu do dziesięciu dni. Jeśli po tym czasie okaże się, że mogą już wrócić na wolność, zostaną wypuszczone na wody Kociego Stawu, skąd bez problemów będą mogły wystartować i odlecieć, gdzie tylko będą miały ochotę.