Przybywa prywatnych domów opieki. W województwie osiem ma zgodę wojewody i wpisane są do rejestru. Jednocześnie prawie do wszystkich publicznych DPS dla dorosłych są kolejki. Największe - w Bydgoszczy i Toruniu.
NIK skontrolował, jak gminy i powiaty świadczą pomoc osobom starszym. Wyniki pokazały, jakie mamy z tym problemy. Tymczasem z roku na rok przybywa gospodarstw domowych, w których są tylko osoby po 65 roku życia.
To właśnie im pomoc potrzebna jest szczególnie. Często wystarczą usługi opiekuńcze, czyli pomoc w ubraniu się, zakupach, przygotowaniu posiłku. Usługi są odpłatne (w zależności od dochodu), a barierą okazuje się... konieczność przeprowadzenia wywiadu na temat sytuacji finansowej dzieci czy wnuków. Starsi ludzie często wolą sami borykać się z problemami, niż zgodzić się na wywiad w rodzinie.
Alternatywnym rozwiązaniem przynajmniej dla części tych osób byłyby inne formy pomocy, choćby domy dziennego pobytu. Gminy jednak mało w nie do tej pory inwestowały. Dopiero ostatnio, gdy pojawiła się ministerialny program Senior-WIGOR, zainteresowanie jest większe.
Drogie domy pomocy społecznej
Publicznych domów pomocy społecznej w województwie kujawsko-pomorskim działa prawie 50 (dla dorosłych i dla dzieci). Do niemal wszystkich dla dorosłych są kolejki. Największe do placówek dla osób przewlekle somatycznie chorych (129 osób czeka) i w podeszłym wieku (111). Choć są pojedyncze domy, do których kolejek nie ma.
Ze domami pomocy społecznej jest taki kłopot, że kieruje ośrodek pomocy społecznej. A robi to niechętnie jeśli dotyczy to osób samotnych, ubogich. Powód? Pieniądze.
Od 2004 roku mieszkaniec ponosi pełną odpłatność. Z jego dochodu można potrącić nie więcej niż 70 proc., resztę musi pokryć rodzina. Jeśli jej nie stać - gmina. Miesięczny koszt pobytu w domu pomocy to przeciętnie ponad 3 tys. zł.
W Tucholi ośrodek pomocy społecznej współfinansuje pobyt w DPS dla 13 mieszkańców. Rocznie to ponad 360 tys. zł. Tylko w trzech przypadkach dopłaca rodzina. Pracownicy ośrodka - pewnie nie oni jedni - mają problemy z wyegzekwowaniem opłat od rodziny przebywającej za granica, część pracuje na czarno i dochodów oficjalnie nie ma.
Tańsze domy opieki
Zmiana zasad odpłatności spowodowała, że w publicznych domach pomocy zaczęły pojawiać się wolne miejsca, a jednocześnie powstają placówki prywatne, które są tańsze.
Takie domy oferujące całodobową opiekę osobom niepełnosprawnym, starszym funkcjonują na zasadzie prowadzenia działalności gospodarczej. Muszą mieć zezwolenie od wojewody i być wpisane do rejestru. Wtedy działają legalnie.
Jak to możliwe, że są tańsze? Prywatne domy opieki muszą spełniać określone w ustawie wymogi dotyczące pomieszczeń, a nie obowiązują ich normy zatrudniania personelu i jego kwalifikacji.
A właśnie płace powodują największe koszty. - 70-80 proc. kosztów to wynagrodzenia personelu sprawującego opiekę - mówi Dorota Hass, dyrektor wydziału polityki społecznej urzędu wojewódzkiego w Bydgoszczy.
U nas do rejestru wpisanych jest 8 prywatnych placówek. Teraz jeden z nich chcę zwiększyć liczbę miejsc. Rejestr dostępny jest w BIP urzędu wojewódzkiego. Tak samo, jak wykaz placówek publicznych z liczba oczekujących.
Pojawiają się jednak nielegalne całodobowe domy opieki, czyli działające bez zezwolenia wojewody. Na Mazowszu, co wykazała kontrola NIK, na 150 domów prywatnych, tylko 86 posiadało pozwolenie wojewody i było wpisanych do rejestru, reszta działała nielegalnie. Właściciele próbują "ukrywać" je pod różnymi nazwami: schroniska, pensjonaty. agroturystki, domy czasowego pobytu.
W naszym województwie plagi nie ma, działały trzy takie placówki. Skontrolowali je urzędnicy wojewody. Jedna w tym czasie była już w likwidacji, na pozostałe dwie nałożono kary. - Jeden właściciel zapłacił i zlikwidował działalność, drugi się odwołuje - wylicza dyrektor Hass.
Najtaniej w ZOL
I rodziny, i ośrodki pomocy społecznej zorientowały się już, jak ominąć sprawę wysokich kosztów. Taniej jest w zakładzie opiekuńczo-leczniczym (ZOL). Tam choremu potrąca się tylko 70 proc. dochodów. ZOLe mają kontrakty z NFZ, - Oficjalnie nikt do nas z takim problemem się nie zwracał - mówi dyrektor Hass.
Barbara Muszyńska, naczelna pielęgniarka w szpitalu w Aleksandrowie Kujawskim i zarazem kierowniczka tamtejszego ZOL mówi, że na ich oddziale pacjentów, którzy mogliby już pójść do domu, jest sporo. - Na pewno nie jedna czy dwie osoby, ale może nawet jedna trzecia - szybko liczy w pamięci. Jej zdaniem wynika to właśnie z różnicy w odpłatności. - W przypadku osób starszych, samotnych, schorowanych opieka społeczna załatwi dokumenty, żeby pacjent trafił do ZOL, a nie do DPS.
Problem kosztów jest więc przerzucony na zakład opiekuńczy.
- Mamy sporo pacjentów urodzonych pod koniec lat 20, roczniki 1926, 1928, mają niskie emerytury, więc i płacą mało. A kontrakt z NFZ od lat jest taki sam, tymczasem koszty rosną - wylicza Barbara Muszyńska.
Na miejsce w ZOL w Aleksandrowie Kujawskim czeka ponad 70 osób.
NIK postuluje więc, by resort pracy rozważył zmianę zasad odpłatności w DPS i ZOL, by nie było takich różnic.