W PiS już widać grę rozbieżnych interesów
Rozmowa z Mateuszem Zarembą, politologiem z Uniwersytetu SWPS
W minionych kilku dniach zarysował się konflikt na szczytach Prawa i Sprawiedliwości. Czy rząd przetrwa konfrontację pomiędzy prezesem Kaczyńskim a ministrem Macierewiczem?
Zobaczymy po efektach. Póki co, tej otwartej wojny jeszcze nie ma. Pozostaje obserwacja tego, jak sytuacja będzie się rozwijać. Gdyby posłużyć się terminologią piłkarską, mamy zamieszanie w okolicach pola karnego PiS. Gra się zagęszcza, ale mówienie o golu jest stanowczo na wyrost.
To sytuacja poniekąd nowa, ponieważ przez ponad półtora roku gra toczyła się na połowie boiska należącej do opozycji.
Niewątpliwie zmienia się sytuacja wewnętrzna PiS. Ta partia była dotychczas postrzegana jako zintegrowana grupa z silnym, jednoosobowym przywództwem Jarosława Kaczyńskiego. Jednak odkąd to środowisko przejęło władzę po wyborach prezydenckich i parlamentarnych jesienią 2015 r., namnożyło się ośrodków władzy wewnątrz partii, która przestała być monolitem, jakim była, pozostając w opozycji i sięgając po władzę.
Jakie są to ośrodki?
Tradycyjnie jest to Nowogrodzka, czyli Jarosław Kaczyński, i jego przyboczni, ale zaznaczyło się także środowisko skupione wokół prezydenta Dudy oraz rządowe -wokół premier Szydło. W ośrodku rządowym jest oprócz pani premier jeszcze kilka indywidualności, czyli Antoni Macierewicz, koalicjanci Zbigniew Ziobro i Jarosław Gowin oraz będący outsiderem, ale politykiem znaczącym, Mateusz Morawiecki.
Za dużo ambicji?
W pewnym sensie tak, ale to także cena sukcesu. Zdobywając we wspomnianych wyborach właściwie wszystko, poza bezwzględną większością, PiS wytworzył dodatkowy silny ośrodek władzy poza partią i pałacem prezydenckim, czyli rządowy. Naturalnie pojawiły się konflikty interesów.
Czy to samo w sobie jest złe?
Nie zawsze, choć w tym akurat przypadku raczej tak. W Polsce, niestety, nie ma tradycji deliberacji, ucierania poglądów, dążenia do kompromisu, nad który przedkłada się jedność, nawet fałszywą. Liczy się homogeniczność, zgranie, dyscyplina.
W przypadku PiS tym czynnikiem stabilizującym był zawsze prezes Kaczyński.
Tak, on stara się tą homogeniczność trzymać tak jak dotychczas. Ale do polityki idą ludzie o określonych predyspozycjach, o silnych indywidualnych ambicjach, ludzie żądni władzy.
I mający instynkt walki jak Macierewicz?
Gdy zarysował się konflikt pomiędzy Kaczyńskim i Macierewiczem, pojawiło się zawahanie, poszczególne grupy próbują się ratować. Rozpoczęły się rozgrywki o władzę.
Może nastąpić poważna destabilizacja?
Homogeniczność PiS nie wynika z wartości, tylko z politycznej kalkulacji. Kilkuosobową większość, jaką PiS ma w parlamencie, teoretycznie łatwo wywrócić. Mogą się również pojawić nowe pola konfliktu, na przykład wokół ustawy o KRS. Sytuacja może ulec w najbliższym czasie zaognieniu.
Czy to kryzys, czy początek końca?
Myślę, że w obecnym sporze wiele osób na siłę dopatruje się klęski PiS. Moim zdaniem - przedwcześnie.
Teoretycznie to idealny czas dla opozycji. Możemy spodziewać się ofensywy?
W Polsce jest tak, że chwilowe emocje czyta się jako tendencje długofalowe. Trudno powiedzieć, czy obecne zawirowanie to początek rozłamu w PiS, czy tylko chwilowy kryzys. Zresztą opozycja już miała okazje wykorzystania słabszych momentów PiS i nie wykorzystała ich do końca. Nie potrafiła chociażby skonsumować w pełni sukcesu Donalda Tuska.
Co, według Pana, robi teraz opozycja parlamentarna?
Opozycja czeka na przełamanie i początek defensywy PiS. Moim zdaniem, do tej defensywy jeszcze daleko i opozycja powinna obecnie przygotowywać się już do wyborów parlamentarnych w 2019 r.