W plakacie odejmować to znaczy dodawać - twierdzi prof. Drewinski
Plakat jest dziełem, które z założenia ma zapowiadać czy reklamować inne wydarzenie - mówi profesor Lex Drewiński. - Plakat „nie rapuje i nie twituje, a mimo to informuje i manifestuje”.
Mało kto wie, że sztuka polskiego plakatu jako pierwsza przełamała izolację kulturalną demoludów, zwaną czasami „żelazną kurtyną”. Potem dobry plakat zaistniał w miastach o bogatym artystycznie rodowodzie, jak Kraków, Poznań, Łódź, Wrocław, by zawitać wreszcie do Szczecina.
Urodzony w Szczecinie prof. Lex Drewinski, którego credo brzmi „w plakacie odejmować znaczy dodawać”, należy do najbardziej rozpoznawalnych plakacistów świata. Wykłada na Akademii Sztuki w Szczecinie.
- Nie było tradycji szczecińskiego plakatu, ja tego nie odczułem - wspomina początki kariery. - Plastyka owszem, ale jeśli chodzi o plakat, to właściwie wszystko drukowało się w Warszawie. Mam na myśli główny nurt. Plakaciści, którzy na przykład chcieli projektować plakaty filmowe, jeździli na kolaudacje do Warszawy. Ja również.
Od dziecka był kinomanem
Plakat, jaka każda dziedzina sztuki, przechodził zmiany. Każdy twórca miał swój własny styl, ale respektował ogólne trendy.
Po rozkolorowanym plakacie cyrkowym nastał czas plakatu filmowego, który rozsławił nas w świecie. To właśnie plakat filmowy zainteresował prof. Drewinskiego tą dziedziną sztuki.
- Od dziecka byłem kinomanem, czasami częściej chodziłem do kina niż do szkoły - wspomina. - Zdarzało się, że jednego dnia byłem na trzech różnych seansach w trzech różnych miejscach Szczecina. Najkrótszą drogą do kina jest plakat filmowy. A ja te plakaty oglądałem. Obok kina Kosmos był szpaler gablot z plakatami do filmów, wyświetlanych w różnych szczecińskich kinach. Podobne gabloty z plakatami znajdowały się w poczekalni kina Colosseum. To był substytut galerii. Można było zobaczyć tam, jaki film jest grany np. w kinie Bałtyk na Pogodnie, czy w kinie Polonia na Niebuszewie. W dużej mierze mój kontakt z plakatami zawdzięczam filmowi.
Jak stał się plakacistą
Ale to wcale nie oznaczało, że prof. Drewinski, który dzisiaj rozsławia Szczecin, zdobywając nagrodę za nagrodą za swoje dzieła, uczynił z plakatu swoje życiowe zajęcie.
- Na początku chciałem być związany z filmem - mówi prof. Drewinski. - Nie zakładałem, że będę plakacistą. Chciałem swoją przyszłość związać ze sztuką. Plakatem zainteresowałem się, pracując w Zamku Książąt Pomorskich jako dekorator. Do moich obowiązków należało m.in. projektowanie plakatów do imprez. Czasami powstawały tylko trzy plakaty, zapowiadające np. koncert zespołu jazzowego czy wystawy plastycznej. Takich wydarzeń na Zamku było mnóstwo, wówczas zacząłem wykonywać projekty unikatowych plakatów, które obsługiwały te wydarzenia.
Dzieje się w teatrze
Filmy powstawały daleko od Szczecina, ale u nas działały teatry. Gdy plakat filmowy zagryzła komercja, odrodził się plakat teatralny.
Z okazji 40-lecia Teatru Współczesnego w Szczecinie po raz pierwszy można było zobaczyć prawdziwe perły z archiwum teatru - cykl plakatów tworzonych na przestrzeni lat przez wielu wybitnych twórców. Wystawa objęła prezentację kilkudziesięciu oryginalnych plakatów teatralnych, stworzonych m.in. przez Jerzego Dudę-Gracza, Franciszka Starowieyskiego, Edwarda Lutczyna, Andrzeja Czeczota, Tomasza Bogusławskiego, Leszka Żebrowskiego.
Obecnie dla szczecińskich teatrów również tworzą uznani plakaciści. Lex Drewinski stworzył plakat do „The Turn of the Screw (Dokręcanie śruby)” Benjamina Brittena, premiery Opery na Zamku z ubiegłego sezonu. Marek Raczkowski przygotował plakat do „Koguta w rosole” dla Teatru Polskiego. Są w nim cechy charakterystyczne dla twórczości Raczkowskiego, które obserwujemy często w gazetach. Henryk Sawka zrobił plakat do „Pana Geldhaba” w Teatrze Polskim. Kilka plakatów dla Pleciugi zrobiła Kaja Kleśta.
Plakat społeczny
Ostatnio do głosu dochodzi plakat „nieobojętny”, uwrażliwiający nas na problemy polityczno- społeczne. Na światowych przeglądach szaleje nasz plakat studencki. Jest dobrze i twórczo. Ale to zarazem dosyć niebezpieczna dziedzina, bo balansuje na granicy ludzkiej wrażliwości. Łatwo można kogoś obrazić lub wywołać kontrowersje.
- Miałem kiedyś wystawę indywidualną w galerii „Design’ u” we Wrocławiu, gdzie poproszono straż miejską, by zainterweniowała w celu usunięcia moich plakatów z witryny wystawowej - wspomina prof. Drewinski. - Chodziło o pięć plakatów, które składały się na formę krzyża. Po jednej stronie krzyża była wyeksponowana seria plakatów „Ku Klux Clone”, a na drugiej seria „Szablony”, w której przedstawiłem szablonowość myślenia. W jej skład wchodziły takie prace, jak m.in. „Klerykalizm”, „Komunizm”, „Faszyzm” itd. Ostatecznie ich nie zdjęto.
Maksimum treści w minimalnej formie
Plakat to najbardziej skondensowana dziedzina sztuk wizualnych. Tutaj trzeba zmieścić jak najwięcej treści w minimalnej formie.
Akademia Sztuki sprawiła, że w Szczecinie zagościło wielu młodych i zdolnych artystów sztuk wizualnych, w tym plakacistów. Czerpią od mistrzów, ale różnią się od nich nie tylko stylem swoich prac.
- Nie chciałbym generalizować, ale odnoszę wrażenie, że wielu młodym brakuje odwagi - mówi prof. Drewinski. - Są zbyt ustępliwi i nieświadomi swoich praw. Chowanie głowy w piasek może doprowadzić do tego, że pozostanie ona w nim na zawsze.
Ale młodzi są także przebojowi. Już na etapie studiów wystawiają swoje prace i zdobywają nagrody. W ubiegłym roku, w Klubie 13Muz odbyła się wystawa „Roller Poster „- Ogólnopolski Przegląd Plakatu Autorskiego. Przegląd dotyczył konkretnego zjawiska w dziedzinie projektowania plakatu, jakim jest self-edition, czyli wydawanie i upublicznianie projektów własnym sumptem, bez komercyjnego zlecenia, w celu subiektywnej wypowiedzi artystycznej. Był to jedyny przegląd tego typu twórczości w kraju. Zgłosiło się mnóstwo twórców, a prace były naprawdę poruszające i przede wszystkim ciekawe.