W Polsce zaraz po USA jest największy odsetek księży, którzy porzucają misję
Fundują sobie wielkie trudności: olbrzymie napięcie psychiczne, całkowite zagubienie w świecie, a do tego jeszcze większą samotność, wrogość, a nawet pogardę ze strony otoczenia. Dlaczego więc decydują się odejść?
Krzysztof (imię zmienione), który był księdzem przez 8 lat, mówi, że wybrał komfort sumienia. W kościelnej hierarchii był dość wysoko, nagle to wszystko porzucił, by zacząć nowe życie.
- Funkcja kapłana warunkuje sobą bardzo wyśrubowane wymagania. Jeżeli się ich nie spełnia, to w mojej ocenie trzeba wybrać. Albo życie w prawdzie, albo życie niezgodne z normami, ale wtedy pojawia się konflikt sumienia - tłumaczy Krzysztof. - Teraz jestem szczęśliwy.
Po 4 latach od odejścia z kapłaństwa (nie mylić z odejściem od Kościoła), nadal jest wierzący, siada tylko podczas mszy po innej stronie ołtarza. Ma dobrą pracę, narzeczoną i dość poprawne stosunki z rodziną. Choć nie tak dobre, jak w czasach, gdy był księdzem.
- Czas leczy rany, ale nie jest najlepszym chirurgiem plastycznym - zauważa.
Oprócz głośnych i elektryzujących opinię publiczną odejść znanych księży i zakonników, są także takie, którymi media się nie interesują. Gdy ze zgromadzenia czy szeregów księży diecezjalnych występuje kościelna gwiazda, może liczyć na jakąś intratną posadę komentatora czy wykładowcy. Gdy jednak stan kapłański porzuca bliżej nikomu nieznany wikary czy proboszcz, skazuje się na nie lada kłopoty.
Jeden z dolnośląskich księży przygotowuje rozprawę doktorską na temat narastającej liczby odejść ze stanu duchownego. Na razie nie chce ujawniać wniosków, dowiedzieliśmy się jednak, że Polska zajmuje drugie miejsce po Stanach Zjednoczonych pod względem liczby odchodzących księży.
- Na 25 tysięcy księży w Polsce rocznie ze stanu kapłańskiego odchodzi 30-40 osób - mówi ks. dr Wojciech Sadłoń, dyrektor Instytutu Statystyki Kościoła Katolickiego.
Po pomoc do fundacji
Lesław Juszczyszyn, który sam był księdzem katolickim, a teraz jest pastorem w Kościele Chrystusowym w RP i prezesem Fundacji Centrum Rozwoju i Poradnictwa Cereo (pomaga ona byłym księżom odnaleźć się poza Kościołem), mówi, że liczba odchodzących z kapłaństwa rośnie. A przynajmniej coraz więcej byłych księży zgłasza się do Fundacji po pomoc. Jakiego wsparcia potrzebują najbardziej?
- Na początek głównie psychologicznego. Muszą zmienić mentalność. Oni się czują jak po wyjściu z długoletniego więzienia - mówi Juszczyszyn. - Odchodzą nieraz po 20 latach. Świat się zmienił, a oni nie mają przygotowania czy wykształcenia, które byłoby atrakcyjne na współczesnym rynku pracy. Bo co można robić, będąc magistrem teologii? Byli księża najlepiej znają instytucje kościelne, ale Kościół ich nie przyjmie, a i wielu pracodawców katolików też nie.
Juszczyszyn dodaje, że pierwszą pomocą jest zapewnienie wracającego w cywilne szeregi, że ma prawo żyć własnym życiem, ma prawo zmienić zawód i że świat się z tego powodu nie zawali. Pracownicy Fundacji doradzają byłym duchownym, by korzystali z pomocy urzędu pracy, z programów unijnych, ale także z pomocy znajomych, by nie odsuwali się od nich i by szukali popleczników. A to nie jest łatwe. Bo mniej czy bardziej znany, młodszy czy starszy, każdy skazuje się na początku na odrzucenie ze strony otoczenia.
- W Polsce odejście księdza z kapłaństwa jest zjawiskiem wysoce kontrowersyjnym i problematycznym, społecznie nieakceptowalnym. Za każdym razem historia taka wywołuje oburzenie, szok społeczny, budzi wielką sensację - mówi Przemysław Staroń, psycholog i kulturoznawca z Uniwersytetu SWPS w Sopocie.
Jezuita o. Józef Augustyn, profesor Akademii Ignatianum w Krakowie, podkreśla, że dla wielu ludzi odejście księdza jest dramatem.
- Rozmawiałem z młodym człowiekiem, który prawie płakał po odejściu znanego księdza. Mówił: „Ja mu zaufałem, ja się u niego spowiadałem. Czy jego obowiązuje teraz tajemnica spowiedzi?” - wspomina jezuita.
Ludzie albo zupełnie nie akceptują decyzji byłych księży, albo mają z ich akceptacją duży problem.
- Nie jest to jednak tylko problem społeczeństwa, ale także samych kapłanów - zauważa Przemysław Staroń. - Oni muszą na nowo zdefiniować swoją rolę, a to nie jest łatwe.
Od księdza do kierowcy
I nie chodzi tylko o to, że trzeba się przekwalifikować zawodowo. Byli księża, którym pomogła Fundacja Lesława Juszczyszyna, pracują jako sprzedawcy energii, ubezpieczeń, jeden jest kierowcą, inny windykatorem, kilku zostało pastorami we wspólnotach innych wyznań. Należy zmienić czy przemodelować system wartości, poddać reinterpretacji niemal całe życie. Dodatkowo w przypadku księży, których wielu ludzi szanuje, zmiana ta jest trudniejsza jeszcze z jednego powodu. Nagle ci sami ludzie odwracają się od nich, przestają ich szanować, nierzadko nazywają zdrajcami.
- Na tę i tak trudną decyzję nakłada się napiętnowanie. Generalnie nie uświadamiamy sobie, jak aspekt społecznych relacji i tego, jak nas postrzegają inni, jest ważny, dopóki nie zaczynamy tracić szacunku, dobrej pozycji - dodaje psycholog.
Krzysztof, który odszedł prawie 4 lata temu, przyznaje, że jego bliscy byli zszokowani i zupełnie nie akceptowali jego decyzji. - Mój krąg przyjaciół stał się bardzo wąski. Zostało ich niewielu. Większość się odwróciła - opowiada były ksiądz. - Z 30 kolegów z mojego rocznika mam kontakt tylko z jednym. On jest księdzem, ale rozumie moją decyzję i nie ocenia mnie.
Byli księża zwykle zmieniają miejsce zamieszkania, bo otoczenie nie daje im spokoju. Nie chcą też przynosić wstydu rodzinie, bo nie brakuje „życzliwych”, którzy nie mogą sobie darować uwag w stylu: „Jak wychowaliście syna?”
- Z czasem jednak, zwłaszcza gdy byli księża zaczynają zwyczajne życie, pracują, zakładają rodziny i przede wszystkim, gdy pojawiają się dzieci, kontakty z rodziną w końcu się układają, chociaż nie zawsze - mówi Lesław Juszczyszyn.
Nie chodzi tylko o seks
Przemysław Staroń zauważa, że zazwyczaj, gdy ludzie dowiadują się, że ksiądz odchodzi z kapłaństwa, bo w jego życiu jest jakaś kobieta, od razu sugerują, że „nie wytrzymał”.
- Mówią: „Łe, na baby uciekł”. A prawda jest zupełnie inna. Jeśli chodziłoby tylko o seks, ksiądz nie decydowałby się na tak radykalną zmianę życia, bo nawet by nie musiał - mówi psycholog. - Nie odrzucałby wszystkiego, co ma. Tak naprawdę tym, co pcha go do tak radykalnej zmiany życia, jest samotność. Przejmująca i dojmująca samotność. Nawet więc gdy powodem odejścia jest kobieta, to nie chodzi stricte o seks, ale o bliskość emocjonalną. I co być może najważniejsze, o chęć życia w prawdzie. Sądzę, że na doświadczeniu tej ludzkiej samotności nabudowuje się cała reszta czynników, które pchają księży do decyzji o porzuceniu dotychczasowego życia.
Gdy mowa o powodach odejścia ze stanu kapłańskiego, Lesław Juszczyszyn wymienia jeszcze rozdźwięk między ideałami a praktycznym życiem, skandale pedofilskie czy gejowskie.
Praca nad sobą i modlitwa
O. Augustyn zaznacza, że każda historia odejścia jest inna, ale mają pewne wspólne punkty. - Każde odejście to proces bardzo złożony. Często jest skutkiem źle rozeznanego powołania, braku realnej decyzji przy przyjmowaniu święceń albo decyzji pochopnej - mówi jezuita. - Taka niedopracowana decyzja odbija się czkawką w sytuacjach kryzysu. Najważniejszym powodem jest zaniedbanie życia duchowego, modlitwy i braku pracy nad sobą. Tym, co księdza może trzymać w bardzo wymagającej, czasem bardzo niewdzięcznej pracy, jest głębokie zakorzenienie w Panu Bogu. Bycie księdzem nie jest zawodem, ale misją. Ksiądz rezygnuje z rzeczy fundamentalnych: z realizowania się w miłości ludzkiej, zakładania rodziny, bycia ojcem i dysponowania sobą. Jest do dyspozycji biskupa. Ludzka miłość i samostanowienie o sobie to są bardzo ważne wartości. Co może trzymać księdza, gdy rezygnuje z tych wartości? Tylko większa miłość.
O. Augustyn ma bardzo wiele zrozumienia i szacunku dla księży, którzy odchodzą w szczerości i w prawości, bo nie chcą żyć w podwójnej moralności i okłamywać wiernych ani biskupa.