W przepełnionej szkole zabraknie miejsca do nauki dla ósmych klas
Rodzice dzieci ze Szkoły Podstawowej nr 53 czekają na dobudowę skrzydła placówki. Teraz warunki nauki są tam tragiczne.
W najbardziej zatłoczonej szkole podstawowej w Krakowie - SP nr 53 na Ruczaju - na 35 klas przypada tylko 19 sal lekcyjnych.
Sytuacja pogorszy się jeszcze w ciągu najbliższych dwóch lat, ponieważ sześcioklasowa szkoła zamieni się w ośmioklasową. To efekt reformy edukacji, w wyniku której w podstawówkach zrobi się ciaśniej. W szkole na Ruczaju może być jednak znacznie trudniej niż gdzie indziej, ponieważ placówka znajduje się na jednym z najbardziej rozbudowujących się osiedli w Krakowie, gdzie mieszkają młode rodziny z dziećmi.
Rozbudowa zakończy się dopiero za dwa lata
Aby uniknąć tego, że w szkole nie będzie miejsca nawet dla dzieci, które trzeba obowiązkowo przyjąć, urzędnicy zmniejszyli w styczniu tego roku rejon placówki. Dzięki temu od września tego roku utworzone zostaną w niej tylko trzy pierwsze klasy. Gdyby nie ograniczenie rejonu, pękająca w szwach szkoła musiałaby utworzyć 10 pierwszych klas, a oprócz tego znaleźć miejsce dla pięciu siódmych. Szkole groziło, że lekcje będą trwały do godz. 20.
Zdaniem dyrekcji placówki ograniczenie rejonu nie rozwiąże jednak problemu. Wszyscy czekają na obiecywaną od kilku lat rozbudowę placówki, która nadal się nie rozpoczęła. - Apelujemy o to do władz miasta od dawna, do tej pory jednak nie było na to pieniędzy w budżecie - mówi Dorota Tatarczuch z Rady Rodziców SP nr 53. Rodzice byli w ubiegłym roku szkolnym w tej sprawie u prezydenta Jacka Majchrowskiego i wiceprezydent ds. edukacji Katarzyny Król.
- Dodatkowe skrzydło szkoły potrzebne jest nam już za rok. Bez tego trudno sobie wyobrazić, jak będzie wyglądała nauka w szkole za dwa lata - mówi Elżbieta Panufnik-Buczek, wicedyrektor szkoły.
Tymczasem zgodnie z planami magistratu rozbudowa szkoły zakończy się dopiero za dwa lata. Gotowe jest pozwolenie na budowę, w najbliższych dniach ma zostać ogłoszony przetarg na wykonawcę inwestycji. W ramach rozbudowy powstanie sala gimnastyczna, świetlica, biblioteka, dwie sale lekcyjne i kotłownia. Po przeniesieniu obecnej świetlicy do nowego pomieszczenia szkoła zyska cztery sale lekcyjne.
Teraz placówka nie ma nawet normalnych szatni, ponieważ zostały one zamienione na sale lekcyjne, a ubrania dzieci zostawiają na wieszakach w korytarzu. W efekcie mają jednak jeszcze mniej miejsca w czasie przerw.
W ubiegłym roku szkolnym dzieci musiały się uczyć na dwie zmiany nawet do godziny 16.20, ale miejsca i tak było za mało. Dlatego dwie klasy miały zajęcia w wynajętym przez magistrat domku w pobliżu placówki.
Przy takim zatłoczeniu nie ma gdzie organizować lekcji wuefu. - Sytuację ratują zajęcia na boisku szkolnym, gorzej jest w okresie jesienno-zimowym - przyznaje Elżbieta Panufnik-Buczek, wicedyrektor szkoły.
Hałas, tłok, brak miejsca do odrabiania lekcji
W takiej sytuacji dwie klasy muszą ćwiczyć w tym samym czasie w jednej sali gimnastycznej. - Młodsze dzieci mają czasami ćwiczenia w salach dydaktycznych albo, zamiast lekcji wuefu, jest spacer wokół budynku - mówi jeden z rodziców.
O szkole zrobiło się głośno trzy lata temu, kiedy opis warunków, jakie w niej panują, znalazł się w raporcie stowarzyszenia Ratuj Maluchy. „Jeden wielki jazgot i hałas, dzieci starsze zwalczają młodsze, krzyk, popychanie, brak jakiejkolwiek organizacji czasu, brak miejsca do odrabiania lekcji” - tak rodzice opisywali sytuację w szkole. Narzekali także na ogromny hałas w świetlicy, gdzie stłoczone dzieci czekały na rozpoczęcie lekcji albo na odebranie przez rodziców po lekcjach. W szkole panował taki tłok, że uczniowie wymyślili żart - o tym, że nie można w niej zemdleć, bo jest taki ścisk, że nie da się przewrócić.
- Od tego czasu warunki się nie poprawiły, a teraz nawet się pogorszą, ponieważ w szkole pojawi się pięć siódmych klas - mówi Dorota Tatarczuch.
Kilka miesięcy temu rodzice napisali list do władz miasta, w którym proszą o to, aby nowe skrzydło zostało dobudowane w 2018 roku, a nie w 2019, jak planuje magistrat. Jak nas jednak poinformował wczoraj Jan Machowski z biura prasowego Urzędu Miasta, rozbudowa szkoły ma się zakończyć w 2019 roku.
Ta inwestycja ma kosztować prawie 8 mln zł, z czego w roku 2018 zostanie wydane 4 mln zł i w roku 2019 - 3 mln zł.
Rodzice chcą szkoły za rok, urząd ma pieniądze na dwa lata
Jeśli w tym roku uda się wyłonić wykonawcę, to do stycznia 2018 roku planowane jest wykonanie fundamentów. - Nie możemy się już doczekać rozbudowy szkoły. Kiedy zobaczymy wbitą łopatę w teren i pracujące na budowie ciężarówki, odetchniemy z ulgą. Jednak nasze dzieci będą musiały się jeszcze pomęczyć dwa lata, jeśli rozbudowa nie zostanie przyspieszona i skrócona do roku - mówi Dorota Tatarczuch.
Zdaniem rodziców dobudowanie nowego skrzydła pod względem technicznym jest możliwe w ciągu jednego roku. Problem w tym, że w planie finansowym miasta radni rozłożyli tę inwestycję na dwa lata. - Inwestycję można zakończyć za rok. Być może jednak dojdzi e do takiej sytuacji, że wykonawca dostanie zapłatę później, tak było w przypadku wielu krakowskich inwestycji - mówi Bogusław Kośmider, przewodniczący Rady Miasta Krakowa. Na razie nie wiadomo, czy wykonawca się na to zgodzi.
Rafał Komarewicz, szef prezydenckiego klubu Przyjazny Kraków, który zabiegał o rozbudowę szkoły na Ruczaju, uważa, że większym problemem może być znalezienie wiarygodnej firmy do rozbudowy szkoły w tak krótkim czasie. - Jeśli jednak uda się ją wyłonić w przetargu, możemy dokonać przesunięć w planie finansowym miasta - zapewnia Rafał Komarewicz.
W Szkole Podstawowej nr 53 od września będzie się uczyć 755 dzieci. W poprzednim roku było ich 716.
WIDEO: Magnes. Kultura Gazura - odcinek 17
Autor: Gazeta Krakowska, Dziennik Polski, Nasze Miasto