W Przysłupiu w Bieszczadach wilk pogryzł dzieci. Dlaczego? Takiego przypadku nie było od lat
Pierwszy atak wilka miał miejsce około godz. 19, w pobliżu stacji „ciuchci”. Ośmioletnia dziewczynka przyjechała z rodzicami na wypoczynek w Bieszczady.
Wtorkowe popołudnie, a właściwie już pod wieczór, bo było dobrze po godz. 18.
- Ale jeszcze jasno - zastrzega Teresa Sawińska-Wronowska. O tej porze jechała z dziećmi samochodem Wielką Pętlą Bieszczadzką od rodziców z Terki do Kalnicy, gdzie mieszka. - To było w Przysłupiu. Nagle patrzę, a poboczem idzie zwierzę. Pies czy wilk? Chyba wilk.
Droga była akurat pusta, zatrzymała się, włączyła światła awaryjne. Wyjęła telefon komórkowy, zaczęła robić fotki.
Wilk sobie szedł, strachu nie okazywał. Przeszedł koło jej auta. Z naprzeciwka nadjechał inny samochód, kierowca też się zatrzymał. - I tak popatrzyliśmy na siebie, zdziwieni, czy na pewno to, co widzimy, to wilk.
Tamten kierowca też zaczął pstrykać zdjęcia. Nadjeżdżały kolejne samochody, stawały, prawie korek się zrobił. I wszyscy zdziwieni, że wilk tak sobie główną drogą spaceruje, jak gdyby nigdy nic.
- Ja go zobaczyłam na takim ostrzejszym zakręcie. Kawałek dalej jest drugi zakręt, karczma, smażalnia ryb, przystanek bieszczadzkiej kolejki - relacjonuje Teresa Sawińska-Wronowska.
Pani Agnieszka wracała z dziećmi z placu zabaw. Dochodziły już do domu, gdy starsza córka spojrzała za siebie: Mamo, wilk! Pani Agnieszka chwyciła młodszą na ręce. Drapieżnik był dwa metry za nimi.
Wyszedł z prawej strony, od drzew. Przeszedł na lewą i kroczył asfaltem wzdłuż łąki, mijając jeden samochód, drugi...
- Z lewej strony to on nawet nie miał drzew, żeby się skryć. Zresztą nawet nie próbował. Dzikie zwierzę powinno być płochliwe i od razu uciec do lasu. To niespotykane, żeby wilk nie bał się człowieka - kręci głową pani Teresa.
Ludzie mówili: niemożliwe tak wilka na drodze spotkać, w biały dzień. No bo przecież wilki unikają ludzi. - Komentowali, że chyba się pomyliłam, że to musiał być pies - opowiada Teresa Sawińska-Wronowska.
Przyznaje, że wilka na żywo, można powiedzieć, spotkała pierwszy raz.
- Wcześniej tylko w zoo. I raz, bo mieszkam w leśniczówce, blisko lasu, zobaczyłam, że stoi na drodze. Wilk - pomyślała, ale nie była pewna. Może jednak pies? Wilki przecież, zawsze tak sądziłam, nie przychodzą pod zabudowania.
No i proszę: nie minęła godzina od spotkania drapieżnika na szosie, a pani Teresa dowiaduje się, że w sąsiedniej miejscowości wilk pogryzł dzieci. - Myślałam, że to żart. Ale przyjechało pogotowie, policja. Podejrzewam, że to był ten sam wilk, którego widziałam.
Chłopcy, nie uciekajcie!
Pierwszy atak miał miejsce około godz. 19, w pobliżu stacji „ciuchci”. Ośmioletnia dziewczynka przyjechała z rodzicami na wypoczynek w Bieszczady.
W dalszej części tekstu przeczytasz m.in.:
"- To były dzieci turystów. Krzyczałam do nich, żeby nie uciekali, ale oni się przestraszyli. Zaczęli biec, a wilk ruszył za nimi. - Wołałam „zostaw, zostaw” ale nie mogłam wiele zrobić - mówi.
Pani Agnieszka widziała, jak jakieś 200 metrów dalej wilk dopada młodszego z braci, ośmiolatek przewraca się na ziemię."
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień