W sądzie walczy z mafią mieszkaniową. Horror gdańskiej rodziny
Łukaszowi Z. śledczy zarzucają m.in. 11 oszustw i udział w zorganizowanej grupie przestępczej. Sylwia Chełminacka już raz w sądzie cywilnym z nim wygrała, ale sprawa znów trafiła na wokandę.
Z 7-letnim synkiem i niepełnosprawnym ojcem niemal z dnia na dzień zostaliśmy wyrzuceni z mieszkania - relacjonuje Sylwia Chełminacka, która na długo, zanim sprawą zajęła się prokuratura, poszła z Łukaszem Z. do sądu. Teraz 36-letni dziś Z. jest rekordzistą w śledztwie dotyczącym tzw. mafii mieszkaniowej i usłyszał już 14 zarzutów za lichwiarski biznes.
- Przez długi w spółdzielni oraz kłopoty finansowe schorowanego ojca trafiłam do pośrednika finansowego we Wrzeszczu. On z kolei kontaktował ze mną kilku - jak ich nazywał „inwestorów” mających prywatnie udzielić pożyczki, a zainteresowanych zyskiem z oprocentowania. Tak trafiłam do Piotra A., a potem Łukasza Z. - relacjonuje 43-letnia Sylwia Chełminacka, która - jak mówi - straciła warte 250 tys. zł 49-metrowe spółdzielcze mieszkanie na gdańskiej Zaspie.
Dalsze opowiadanie kobiety podobne jest do historii osób, które zgłaszały się do nas wcześniej jako pokrzywdzone przez tzw. mafię mieszkaniową: wpisana w umowę u notariusza kwota 113 tys. zł płacona do ręki, podczas gdy w rzeczywistości pani Sylwia mówi o 70 tys. zł (z czego jeszcze 10 tys. trafiło do pośredników), niezrealizowana obietnica pomocy w załatwieniu kredytu bankowego na spłatę, wreszcie - przejęcie własności mieszkania stanowiącego zastaw.
- Po przewidzianym terminie spłaty Łukasz Z. i inwestor zjawili się w moich drzwiach, tłumacząc, że chcą się dogadać, ale kiedy ich wpuściłam, powiedzieli, że już nie wyjdą - mówi kobieta. - Później wymienili zamki w drzwiach, ich pracownicy stłukli armaturę łazienkową, zerwali płytki i niszczyli meble, by wreszcie wprowadzić do mnie osoby bezdomne, którym przynosili alkohol. Wzywaliśmy policję, ale ona nie interweniowała. Policjanci tłumaczyli, że to sprawa cywilna między nami. Nie wytrzymałam tego horroru i musieliśmy się wyprowadzić - dodaje.
Właśnie cywilną sprawę z Łukaszem Z. kobiecie udało się wygrać. Zaocznym wyrokiem, niespełna 2 lata temu Sąd Okręgowy w Gdańsku nakazał Z. zapłatę Sylwii Chełminackiej prawie 183 tys. zł. Jednak 36-letni dziś Z. wniósł sprzeciw i ruszył „tradycyjny” proces, który trwa do dziś - wciąż w sądzie pierwszej instancji. Ostatnio jednak sytuacja diametralnie się zmieniła.
- Ta sprawa stanowi jeden z wątków objętych zarzutami przedstawionymi Łukaszowi Z. - potwierdza prok. Grażyna Wawryniuk, rzeczniczka prasowa Prokuratury Okręgowej w Gdańsku.
Prokuratura zdecydowała się postawić Łukaszowi Z. 14 zarzutów dotyczących mieszkaniowych przekrętów: 2 wyłudzeń, 11 oszustw i udziału w zorganizowanej grupie przestępczej, za co grozi do 8 lat więzienia. Wobec mężczyzny zastosowano tymczasowe aresztowanie, które może zastąpić poręczenie majątkowe na kwotę 120 tys. zł.
Jako sprawcę dramatu opartego na niemal identycznym mechanizmie, co w przypadku 43-latki z Gdańska, Łukasza Z. wskazywali również Małgorzata z Augustowa oraz Piotr z Kościerzyny. Obie historie (Małgorzata miała stracić mieszkanie po pożyczce 28 tys. złotych) opisywaliśmy wcześniej w „Dzienniku Bałtyckim”. Jak udało nam się ustalić - 36-latek usłyszał zarzut przynajmniej za sprawę z Augustowa.
Mniej eksponowaną rolę w historii pani Sylwii miał odegrać Piotr A. Również on - z 7 zarzutami oszustw, częściowo dotyczącymi mienia znacznej wartości i udziału w zorganizowanej grupie przestępczej, trafić ma do aresztu (o ile nie wpłaci 100 tys. zł kaucji) i również on był bohaterem publikacji „Dziennika Bałtyckiego”. W kwietniu ubiegłego roku został skazany na 8 miesięcy więzienia w zawieszeniu na 2 lata, grzywnę oraz - razem ze współoskarżonym wówczas Arkadiuszem P. - na zapłatę pokrzywdzonej - lekko upośledzonej kobiecie, która straciła mieszkanie - 84 tys. zł. Wyrok uprawomocnił się jesienią.
Śledztwo w sprawie mafii mieszkaniowej wciąż jest rozwojowe, a zarzutami objęto jak dotąd zaledwie ok. 20 z 80 wątków. Jak zastrzega prok. Grażyna Wawryniuk, dotychczas żadnemu notariuszowi nie przedstawiono zarzutu, choć - o czym pisaliśmy - w sprawach wciąż pojawiają się te same gdańskie kancelarie.