W sobotę ruszają ogródki. Chociaż restauratorzy nie mogą dogadać się z urzędnikami
Powoli wraca to, za czym tęskniliśmy. Już w najbliższy weekend będziemy mogli usiąść w ogródkach ulubionych restauracji i po raz pierwszy od wielu miesięcy zjeść posiłek na miejscu. Już w sobotę – po siedmiu miesiącach zamknięcia – restauracje znowu będą przyjmować gości. Co prawda, jeszcze przez najbliższe dwa tygodnie będą serwować dania i trunki wyłącznie w ogródkach, ale to i tak duża zmiana, na którą czekają zarówno restauratorzy, jak i klienci.
Jest radość. A jednocześnie stres i lekkie podenerwowanie. Otwieramy się na nowo po siedmiu miesiącach. Bardzo długo bylimy zamknięci, ale liczymy na to, że goście do nas wrócą - mówi Joanna Kudrycka, która wraz z mężem Tomaszem prowadzi restaurację „Ratuszowy” przy ul. Lipowej. - Przygotowaliśmy ogródek i wiatę. W środku trwają jeszcze ostatnie porządki. Mieliśmy mały remont. Czas zamknięcia wykorzystaliśmy na odświeżenie lokalu. Zmiany zaszły również w menu, będą smaczne nowości - zapowiada właścicielka.
W czasie pandemii „Ratuszowy” działał w systemie „na wynos i dowóz”. Firma nie znalazła się jednak na liście popularnych aplikacji do zamawiania jedzenia, nie wprowadziła też własnego systemu. Wystarczyła komunikacja w mediach społecznościowych. W dużej mierze przetrwali dzięki stałym klientom, którzy nie zapomnieli o swojej ulubionej restauracji i ją wspierali.
Kelnerzy i kucharze poszukiwani
Dziś sporym wyzwaniem, związanym z ponownym otwarciem lokalu, jest konieczność znalezienia nowych pracowników. Przed tym problemem stanęło wielu przedsiębiorców w branży. Na portalach ogłoszeniowych poszukują kelnerów, pomocy kuchennych, kucharzy, a nawet szefów kuchni. Problem w tym, że rekrutują wszyscy naraz, a rynek pracownika jest ograniczony.
- Poszukujemy pracowników. Nie jest to proste, bo wielu studentów wyjechało do rodzinnych domów. Brakuje rąk do pracy. Mam jednak nadzieję, że i z tym sobie poradzimy – przyznaje Kudrycka.
Dla właścicieli tej i innych restauracji wiosenny czas otwarcia to szansa na odrobienie strat. Przykładowo „Baristacja” w czasie pandemii wykorzystywała zaledwie 30 procent swoich możliwości. Przetrwali dzięki kreatywnym działaniom i sprzedaży na wynos. Już niebawem przed lokalem stanie zupełnie nowy, letni ogródek. W tym roku pomieści więcej osób.
- Czekamy na zielone światło od miasta i będziemy rozstawiać nasz nowy ogródek. Przygotowujemy jeszcze elementy konstrukcji, są malowane deski, spawanie. W tym roku będziemy mieć na zewnątrz trzy stoliki, przy każdym będzie mogło usiąść sześć osób. Udostępnimy też leżaki. Goście będą mogli w komfortowych warunkach zjeść śniadanie czy wypić dobrą kawę. Będzie sympatycznie! - zaprasza Emilia Andrzejewska, właścicielka „Baristacji”. - Wprowadziliśmy też nowości do karty. Są kawy mrożone i lemoniady. Będziemy serwować śniadania i jak zwykle wypiekać na miejscu chleb. Pojawią się też nowe, nietypowe dania. Jeszcze na maj zaplanowaliśmy specjalne wydarzenie, z okazji naszych urodzin. Cieszę się, że przetrwaliśmy i wracamy do normalności - dodaje właścicielka kawiarni przy. ul. Sienkiewicza.
Na gości czeka też już ogródek Kafejeto przy ul. Mazowieckiej.
- Jest już gotowy. Nie było przy tym wiele do zrobienia, bo jest umieszczony przed lokalem na stałe. Nie musimy też przechodzić przez procedury, np. związane z pozwoleniem od miasta na rozstawienie konstrukcji. W ciepłe dni goście chętnie korzystają z ogródka - mówi Arkadiusz Klinicki, właściciel Kafejeto.
Będą się składać i rozkładać
Na ostatnią chwilę z rozstawieniem ogródków musieli czekać restauratorzy z Rynku Kościuszki i ul. Lipowej, którzy zajmują pas drogowy. Przez długi czas nie mogli dogadać się z zarządem dróg i transportu w sprawie terminu. Część przedsiębiorców złożyła wniosek z prośbą o możliwość rozstawienia konstrukcji wcześniej (np. od 7 maja), ale otrzymali decyzję, że prace mogą rozpocząć dopiero 14 maja.
W dodatku przedsiębiorcy, którzy mają swoje lokale na białostockim Rynku Kościuszki, będą musieli w przeciągu kilku dni – w związku z przechodzącą tu w Boże Ciało procesją, a później z rowerowym rajdem – dwa razy zdemontować ogródki. To generuje koszty i jest czasochłonne. Restauratorzy nie chcą się na to zgodzić. Poprosili o pomoc prezydenta Białegostoku. Napisali do Tadeusza Truskolaskiego list otwarty, pod którym podpisało się 10 osób.
- Proponowaliśmy zmianę trasy lub ograniczenie działalności w ogródkach na czas trwania uroczystości, ale bez konieczności usuwania ich z jezdni. Każdorazowe składanie i rozkładanie elementów ogródka może prowadzić do uszkodzeń przy demontażu lub w transporcie. Dodatkowym kosztem jest transport elementów, reorganizacja pracy lokalu oraz potrzebna zorganizowania dodatkowych osób do pracy - podnoszą restauratorzy w liście otwartym do prezydenta miasta. - Zdajemy sobie sprawę, iż procesja odbywająca się w naszym mieście jest już tradycją i ważnym elementem obchodów święta Bożego Ciała, jednakże mając na względzie sytuację lokalnej gastronomii, prosimy o możliwość wypracowania porozumienia, które skutkować będzie możliwością utrzymania raz postawionych ogródków przez cały sezon wiosenno-letni - proszą przedsiębiorcy Tadeusza Truskolaskiego.
Restauratorzy od lat ubiegają się o możliwość pozostawienia ogródków na czas procesji podczas Bożego Ciała. Bezskutecznie. Magistrat stoi na stanowisku, że w tej sprawie nie może pomóc przedsiębiorcom.
- Miasto Białystok nie jest organizatorem procesji Bożego Ciała, a zapytania w tej sprawie powinny być kierowane do Kurii Metropolitalnej Białostockiej - mówi Anna Kowalska z Urzędu Miejskiego w Białymstoku.
Rzecznik Archidiecezji Białostockiej ks. Andrzej Dębski informuje natomiast, że ze względu na sytuację pandemiczną nie podjęto jeszcze żadnej decyzji dotyczącej przebiegu tegorocznych obchodów Bożego Ciała.
Czują się oszukani
Kolejnym problemem dla restauratorów jest opłata za koncesję na alkohol. W styczniu miasto nie zwolniło ich z opłaty, mimo że robiły to samorządy innych miast. Przedsiębiorcy kupili więc pozwolenie, z którego – w związku z pandemią – nie mogli korzystać przez kilka kolejnych miesięcy. W maju powinni zapłacić drugą ratę za koncesję. Twierdzą, że i tym razem miasto nie chce im pójść na rękę, mimo wcześniejszych deklaracji. Czują się oszukani.
Opłata za koncesję to spore obciążanie dla budżetu restauratorów. Kosztuje zazwyczaj kilkanaście tysięcy złotych. Jednocześnie pozwolenie na sprzedaż alkoholu to „być albo nie być” dla pubów i restauracji.
Białostocki magistrat rozkłada opłatę na raty. Właściciele lokali liczyli na umorzenie lub zmniejszenie wysokości majowej transzy. W magistracie dowiedzieli się jednak, że miasto nie ma w planach wprowadzenia takiej ulgi. Przedsiębiorcy są zawiedzeni działaniami radnych. Wypominają wcześniejsze deklaracje, z których wynikało, że miasto wiosną wyciągnie pomocną rękę do właścicieli lokalnych knajp.
- A tymczasem w urzędzie dowiedzieliśmy się, że miasto nie przewiduje przedłużenia obecnego pozwolenia ani też zniesienia czy nawet zmniejszenia opłaty za pozwolenie na sprzedaż alkoholu i musimy je wnosić zgodnie z harmonogramem, czyli drugą ratę do 31 maja 2021. Problematyczny jest fakt, że do tego dnia lokale gastronomiczne będą działały dopiero od 17 dni, z czego większość tylko i wyłącznie na świeżym powietrzu, a pozwolenie które opłaciliśmy obowiązywało od początku bieżącego roku - pisze w liście otwartym do prezydenta miasta Hubert Jankowski.
Działa w imieniu swoim i innych restauratorów z Rynku Kościuszki. Przedsiębiorca prowadzi pub, którego działalność musiał zawiesić na czas pandemii. Czę ściowe otwarcie w maju to dla niego szansa na odrobienie strat.
Póki co list przedsiębiorców pozostał bez odpowiedzi. Zapytaliśmy więc miasto, czy planuje zwolnienie przedsiębiorców z majowej raty za koncesję.
-Rada Miasta Białystok nie podjęła uchwały w sprawie zwolnienia i zwrotu części opłaty pobranej od przedsiębiorców za korzystanie z zezwoleń na sprzedaż i podawanie napojów alkoholowych w lokalach gastronomicznych – poinformowała Anna Kowalska z Urzędu Miasta w Białymstoku.
W ogródkach nie obejrzymy meczów
Dla restauratorów przysłowiową wisienką na torcie niemożności dogadania się z białostockim magistratem jest wprowadzony zakaz posiadania telewizorów w ogródkach gastronomicznych. Twierdzą, że taki zapis widnieje w decyzji dot. ustawienia konstrukcji. Nie potrafią tego zrozumieć. Niebawem rozpoczną się przecież Mistrzostwa Europy w piłce nożnej. Kibice przy okazji takich wydarzeń chętnie gromadzili się w ogródkach piwnych i wspólnie oglądali mecze.
- Kiedy odbywały się poprzednie mistrzostwa Europy, stacje telewizyjne dały przedsiębiorcom możliwość wykipienia licencji na transmisje w miejscach publicznych. Wszyscy właściciele pubów i restauracji mieli wtedy w ogródkach telewizory. Niestety w tym roku tak nie będzie - ubolewa Hubert Jankowski z Little Hell Pub. - Na całym świecie kibice spotykają się na mecze w pubach i ogródkach. Zastanawiamy się czym jest spowodowany ten zakaz- dodaje przedsiębiorca.
W momencie, kiedy miejsca w lokalach są ograniczone obostrzeniami, ogródki zapewniają dodatkowy dochód. Jeśli restauratorzy nie będą mogli przyciągnąć klientów na oglądanie transmisji meczów, mogą sporo stracić.
Zapytaliśmy miasto z czego wynika decyzja o zakazie umieszczania telewizorów w ogródkach. I czy ma to związek z Euro 2021. Podczas ostatnich mistrzostw (w 2016 roku) kibice licznie zbierali się w ogródkach na Rynku Kościuszki i np. krzyczeli głośno, gdy reprezentacja strzeliła gola.
- Rolą miasta jest dbanie o estetykę przestrzeni, której częścią są również ogródki gastronomiczneh - tłumaczy Anna Kowalska z białostockiego magistratu. – Dlatego - podobnie jak w innych miastach, gdzie już od wielu lat restauratorzy w swoich ogródkach ustawiają wyłącznie stoliki i krzesła - od ubiegłego roku koncepcja ta stopniowo staje się udziałem także Miasta Białystok. Każdy z restauratorów według uznania może odtwarzać mecze, bez przeszkód, wewnątrz swego lokalu. Sezonowy ogródek gastronomiczny służyć ma wyłącznie jako miejsce do spożywania posiłków przez gości lokalu. Zwracam jednocześnie uwagę na ewentualne zakłócanie porządku publicznego. Włączone w ogródkach telewizory mogłyby stanowić problem dla mieszkańców zamieszkujących pobliskie kamienice, zwłaszcza po godz. 22 - dodaje Kowalska.