W spółdzielni Dolinki są fachowcy. Tyle że często z rodziny.
Fachowcy? Tylko dziwnym trafem z rodziny - mówią ludzie. Prezes spółdzielni: - A czy w rodzinie nie może być fachowców?
Nie zajmujemy się anonimami. Jednak ten list był inny. Znaleźliśmy w nim wiele nazwisk pracowników Spółdzielni Mieszkaniowej Dolinki z przypisanymi stanowiskami i... powiązaniami z szefem spółdzielni Ryszardem Marczykiem i wice-szefem Waldemarem Borkiem. Kartkę z identyczną wyliczanką przyniosły do redakcji jeszcze dwie osoby. Twierdziły, że znalazły ulotki na klatkach. - To wszystko prawda? - pytały.
Według anonimu w Dolinkach, które w administracji zatrudniają około 30 osób, pracują: dwie synowe prezesa Marczyka, synowa wiceprezesa Borka, dwaj siostrzeńcy Borka, siostrzenica żony Borka, a także: córka spółdzielnianego radcy prawnego, sąsiad Borka, a na dokładkę w radzie nadzorczej Dolinek zasiadają partnerzy życiowi właścicieli firm, które wykonują zlecenia dla spółdzielni.
Przedstawiliśmy tę wyliczankę prezesowi Marczykowi. A on... potwierdził, że to prawda! - Wiem, że wyrwane z kontekstu wydaje się to ciekawe. Jednak w rzeczywistości wygląda to zupełnie inaczej - spokojnie stwierdził prezes.
Zapewnił, że - po pierwsze - nikt prawa nie złamał. Po drugie - kadrę dobrano na podstawie kompetencji. Po trzecie - idea spółdzielczości „opiera się na zaufaniu i wspólnocie”. - A w rodzinie o to najłatwiej? - zagadnąłem? - Spółdzielczość rządzi się swoimi prawami. Zatrudniamy osoby, które są nam potrzebne i przysłużą się spółdzielni. Każda z tych osób broni się doświadczeniem i umiejętnościami. Ma też właściwe wykształcenie. A niektórzy pracują od lat - mówił prezes.
Skąd więc teraz nagłośnienie sprawy? Marczyk i Borek podejrzewają, że lista nazwisk powiązań rodzinnych to kolejny etap „wiecznej wojny”. Toczy ją ze spółdzielnią grupka lokatorów. - Ślą listy, skargi, wieszają na klatkach obraźliwe „komunikaty”, które udają nasze pisma, odpowiadają naszym zdaniem także za te anonimy - mówią prezesi. I wyciągają z szafy opasłe tomiska pism. Wszystkie dotyczą tego sporu. - Tylko do ministerstwa infrastruktury poszło ponad 100 skarg na nas. Były też procesy i zawiadomienia do prokuratury. Wszystko wygraliśmy. Niczemu nie uchybiliśmy. Każdy wyrok był na naszą korzyść. Cztery kontrole inspekcji pracy też - mówią obaj szefowie Dolinek.
Teraz poddali się ocenie Regionalnego Związku Rewizyjnego Spółdzielni Mieszkaniowych. Mają wstępne wyniki. Żadnych nieprawidłowości, kwestie zatrudnienia - bez zarzutu.
Idziemy między bloki i pytamy o to, jak się żyje na Dolinkach. - A dobrze. Spokojnie. Ciasnota parkingowa jest tylko straszna. No i na pewno szkoda, że nasze osiedle się już nie rozwija, nie rosną nowe budynki - mówi kobieta koło 60., która spotkaliśmy przy ul. Pomorskiej. Kolejny rozmówca (widział na klatce komunikaty „udające” spółdzielniane) przyznaje, że „jakoś dużo rodziny” w biurze Dolinek: - Ale to też wina samych mieszkańców. Trzeba chodzić na zebrania, na głosowania.
Mecenas Krzysztof Grzesiowski mówi, że prawo nie zabrania zatrudniania w spółdzielniach „kogo się chce”. Nie trzeba robić konkursów: - Stąd zarzuty o nepotyzm. Jednak mieszkańcy mają wielką władzę! Mogą zmienić zarządców. Tylko muszą aktywnie uczestniczyć w życiu spółdzielni - mówi adwokat.