W sprawie byłej już uczennicy najlepszego bydgoskiego liceum interweniował Rzecznik Praw Dziecka
- Nasza córka miała zaburzenia depresyjno-lękowe, drżała na myśl o lekcjach języka polskiego. Wszystko zaczęło się od konfliktu z nauczycielem, a skończyło problemami w nauce i nieuzyskaniem promocji do następnej klasy. Nauczyciele jej nie przepuścili, choć - zgodnie z prawem - mogli - to wersja pani Katarzyny, mamy byłej już uczennicy VI Liceum Ogólnokształcącego w Bydgoszczy. Dyrekcja szkoły przekonuje, że rada pedagogiczna kierowała się wyłącznie dobrem dziecka.
Przed rozpoczęciem nauki w liceum to była wzorowa uczennica. Do szkoły poszła w wieku 6 lat. Od 12 lat uczy się równolegle w szkole muzycznej, gdzie odnosi sukcesy. Gdy przyszło do wyboru liceum, nie miała wątpliwości - idzie do najlepszego, VI LO w Bydgoszczy, i równocześnie kontynuuję naukę w szkole muzycznej drugiego stopnia. Problemem była odległość wymarzonej szkoły od rodzinnego domu - ok. 100 km. Rodzice wysupłali pieniądze na wynajem kawalerki, ale by dziewczyna mogła zamieszkać nieopodal ogólniaka, swoje edukacyjne plany musiała zrewidować jej starsza siostra, która wtedy studiowała w Warszawie. Przeniosła się na bydgoski uniwersytet, by mieć oko na siostrę. Zamieszkali we trójkę: dwie siostry i fortepian, na którym młodsza ćwiczyła w każdej wolnej chwili.
Szansą był egzamin komisyjny
Problemy dziewczyny zaczęły się na początku drugiej klasy liceum. - Od tego, że córka dostała uwagę od swojego polonisty po tym, jak zapytała nauczyciela, dlaczego ma zwracać się do niego „panie profesorze". Przyjęła, że w tej szkole panują takie zasady. Relacji z nauczycielem to jednak nie poprawiło - opowiada pani Katarzyna, mama licealistki. Przekonuje, że choć córka wkładała całą energię w naukę, jej wysiłki nie były doceniane. - Po pierwszym semestrze córka dostała z języka polskiego na poziomie podstawowym dwójkę.
Kryzys po pandemii
Osobnym przedmiotem, prowadzonym przez innego nauczyciela, był polski na poziomie rozszerzonym. Z uzyskaniem pozytywnej oceny na tej lekcji dziewczyna podobno nie miała problemu, choć generalnie nie zdobywała najwyższych not.
Sytuacja bardzo ją stresowała, a jej stan pogorszył się, gdy szkoły przeszły na zdalny tryb nauczania - w wyniku pandemii. - Płakała nocami, była roztrzęsiona, straciła energię, apetyt, zapał - wylicza jej mama.
W trakcie pandemii uczennica nie zdała sprawdzianu online, w efekcie na koniec roku wystawiono jej ocenę niedostateczną - wynika z relacji jej mamy. Szansą miał być egzamin komisyjny. - Przez całe wakacje trzy razy w tygodniu córka brała korepetycje, by się do niego przygotować - opisuje mama dziewczyny. Jednak egzamin oblała.
Nie pomogła opinia, którą pod koniec sierpnia wystawił psychiatra: „Z uwagi na zaburzenia depresyjno-lękowe trwające od wielu miesięcy oraz na ogólna sytuację epidemiologiczną mogą występować trudności w czasie egzaminów nie wynikające ze złego przygotowania merytorycznego" - brzmi jej fragment.
Rzecznik pisze do szkoły
Rodzice złożyli więc wniosek do rady pedagogicznej szkoły o warunkową promocje córki do trzeciej klasy: powołali się na art. 44m ust. 6 ustawy o systemie oświaty, który daje radzie pedagogicznej możliwość promowania do klasy programowo wyższej ucznia, który nie zdał egzaminu poprawkowego z jednych obowiązkowych zajęć edukacyjnych, pod warunkiem że te zajęcia są realizowane w klasie programowo wyższej. Zwrócili się też do Rzecznika Praw Dziecka.
„Doświadczenie zawodowe pozwala mi na patrzenie na losy dzieci w szczególny sposób. Stąd prośba o udzielenie temu dziecku takiego wsparcia, które da szansę na wejście w nowy rok szkolny z nadzieją i motywacją oraz wiarą, że dorośli nie zawiedli" - napisał rzecznik w liście do dyrektorki szkoły. Rzecznik wskazuje na wyjątkową sytuację: fakt, że dziewczynka mieszka z dala od domu, że na problemy w nauce nałożyła się sytuacja epidemiczna.
„Zwracam się, aby przeanalizować tę sprawę uwzględniając nie tylko argumenty rodzicielskie, ale wziąć pod uwagę dobro dziecka" - ten fragment za dobrą monetę wzięli rodzice dziewczynki.
- Tym „dobrem” jest zostawienie jej na drugi rok w tej samej klasie? - pyta dziś rozgoryczona mama.
Co innego bowiem w piśmie - jak się zdaje - przykuło uwagę nauczycieli: „możliwości promowania do klasy
programowo wyższej ucznia, który nie zdał egzaminu poprawkowego z jednych obowiązkowych zajęć edukacyjnych – pozostaje w kompetencjach rady pedagogicznej" - przypomina rzecznik.
Kuratorium prowadzi standardową kontrolę
Córka pani Katarzyny nie jest już uczennicą VI LO w Bydgoszczy. - Przygotowaliśmy dla niej miejsce w drugiej klasie, ale uczennica wspólnie z rodzicami podjęli decyzję o rezygnacji z nauki w naszej szkole - mówi dr Wiesława Burlińska, dyrektorka VI LO w Bydgoszczy. - Nie mogę komentować wersji domniemanego konfliktu uczennicy z nauczycielem. Powiem tyle, że ta kwestia była od czerwca ubiegłego roku wyjaśniane przez kuratorium i wszelkie zarzuty zostały oddalone - podkreśla.
Bezpośrednim powodem nieuzyskania promocji do trzeciej klasy było oblanie przez uczennicę sierpniowego egzaminu poprawkowego z języka polskiego. - Rada pedagogiczna podejmuje w takich kwestiach autonomiczne decyzje. W tym przypadku dyskusja trwała bardzo długo. Wspomniany przepis mówi o tych uczniach, którzy mają możliwości edukacyjne, by nadrobić zaległości w wyższej klasie. Nauczyciele doszli do wniosku, że w tym przypadku takich możliwości nie ma. Kierowali się tylko dobrem dziecka. Trzeba podkreślić, że wcześniej reagowaliśmy na problemy edukacyjne uczennicy, próbując im zaradzić. One nie pojawiły się z dnia na dzień, nie pojawiły się też dopiero z chwilą przejścia szkół na zdalny tryb nauczania w związku z pandemią. Uczennica wielokrotnie mogła poprawić swoje wyniki w nauce, ale to się nie powiodło.
- Trwa standardowe postępowanie kontrolne w tej sprawie, analizujemy dokumentację wewnątrzszkolną, by sprawdzić, czy procedury, na przebieg których w piśmie do nas skarżą się rodzice uczennicy, przebiegły zgodnie z prawem - dowiadujemy się w kuratorium oświaty w Bydgoszczy. Raport pokontrolny będzie znany w przyszłym tygodniu.
Tymczasem córka pani Katarzyny jest już uczennicą innego bydgoskiego liceum, tym razem z dołu rankingu szkół ponadpodstawowych w mieście. - Od razu złapała dobry kontakt z nauczycielami. Dlaczego w jednej szkole jest to możliwe, a w innej nie? - pyta pani Katarzyna.