Święta z obcymi ludźmi, podpalona choinka - wydaje się, że to scenariusz do świątecznej komedii, ale to prawdziwie historie.
Podczas świąt może zdarzyć się naprawdę wiele. Historie niektórych mieszkańców powiatu są niekiedy zaskakujące i często zabawne. Nie dojechać do swojej drugiej połówki na święta? Brzmi kiepsko. Wydaje się, że w pamięci pozostanie jedno z gorszych wspomnień. Niekoniecznie, jak opowiada Krystyna Kaczmarek-Skóra.
Spalona choinka to nie tylko historia pana Mariana. Podobnie miała sołtys Połupina Elżbieta Łącka
- To było już bardzo dawno temu, wolę nie przypominać sobie, ile dokładnie lat - śmieje się kobieta. - Mąż był jeszcze w wojsku. Jechałam do niego na święta. Była straszna zawierucha, zimno, wszystko zaśnieżone. Teraz takiej zamieci nie uświadczymy. Cud pewnie będzie, jak w ogóle spadnie śnieg - opowiada Kaczmarek-Skóra. - Wkońcu zostałam uziemiona. Dotarłam do Zbąszynka pociągiem. Maszynista powiedział, że dalsza podróż jest niemożliwa. Trafiłam na zupełnie obcych ludzi, którzy akurat zobaczyli, że jestem w potrzebie. Bardzo miło spędziłam z nimi Wigilię - mówi pani Krystyna. - To właściwie jeden z niewielu momentów, kiedy dodatkowe nakrycie do stołu naprawdę się przydało - dodaje nauczycielka z Gubina.
Często zdarza się, że podczas świąt, zwłaszcza w dużym, rodzinnym gronie, może zdarzyć się jakiś wypadek. Marian Kowalewski z Krosna Odrzańskiego swoją historię wspomina jednak z uśmiechem. - Teraz się śmieję, ale wtedy to był strach. Byłem jeszcze młokosem. Spędzaliśmy święta u rodziny na wsi. Była to naprawdę duża grupa osób. Ponad 30 w jednym, dużym pokoju. Suto zastawiony stół, świeczki, ozdoby, wokół rozrabiały najmłodsze dzieci. Nawet nikt nie zauważył, że jedna ze świeczek została strącona. W pobliżu była choinka, która oczywiście zaczęła się palić. Na szczęście dorośli członkowie rodziny szybko zareagowali nim doszło do większego pożaru - opowiada mężczyzna. Po chwili dodaje, że pewnie nie tylko w jego przypadku zdarzyło się coś podobnego. - Często taką scenę można obejrzeć w świątecznych komediach, więc scenarzyści skądś brali pomysły - mówi pan Marian.
Pewnego razu dogadali się z sąsiadami. Jeden z nich zadzwonił domofonem. Poszedłem odebrać. Drugi sąsiad wrzucił worek z prezentami na nasz balkon
I faktycznie. Spalona choinka to nie tylko historia pana Mariana. Podobnie miała sołtys Połupina Elżbieta Łącka. W jej przypadku jednak choinki nie uratowano - Jak byłam dzieckiem, mama krzątała się po kuchni, tata ubierał choinkę. Kiedyś nie było lampek jak teraz, tylko świeczki, które wkładało się w zapinki. Tata wszystko przygotował, a rodzina dalej ciężko pracowała w kuchni. Tata zapomniał o tych świeczkach i cała choinka spłonęła. Ryczałam jak bóbr, piszczałam, że gwiazdor nie przyjdzie - wspomina pani Elżbieta. Ostatecznie jednak była szczęśliwa w te święta, ponieważ w nagrodę dostała chodzącą lalkę. - W tamtych czasach to był prawdziwy rarytas, więc byłam bardzo zadowolona - śmieje się sołtyska.
Wręczanie prezentów to też w każdej rodzinie wiele ciekawych historii. Zwłaszcza jeśli chodzi o postać Mikołaja. - Pamiętam, jak rodzice i starsze rodzeństwo usilnie mi wmawiali, że on istnieje- opowiada Tomasz Urbański z Krosna Odrzańskiego. - I trzeba przyznać, radzili sobie bardzo dobrze. Pewnego razu dogadali się z sąsiadami. Jeden z nich zadzwonił domofonem. Poszedłem odebrać. Drugi sąsiad wrzucił worek z prezentami na nasz balkon. Wtedy zabrzmiał jakby dźwięk dzwonków i reniferów. Odłożyłem słuchawkę i pobiegłem w miejsce skąd dobiegał dźwięk. Tam czekał worek z prezentami i listem od Mikołaja, w którym odpisywał na moje propozycje - opowiada.
Najlepsze historie świąteczne, to te, w których można komuś pomóc. Tak uważa prezes stowarzyszenia Esquadra, Kamil Kuśnierek. - Są to świeże wspomnienia, ponieważ w tym roku oraz rok wcześniej zorganizowaliśmy akcję z paczkami dla najbardziej potrzebujących i odwiedziliśmy dom dziecka. Wspaniale widzieć uśmiechy na twarzach maluchów, które są obdarowywane prezentami - mówi.