- Wstrzymał ruch, choć chodzi o kulach, zabrał psa do weterynarza, zapłacił za leczenie. Anioł, a nie człowiek - mówi Krystyna Górska, właścicielka Łatka.
Pani Krystyna to emerytka mieszkająca przy ul. Szubińskiej w Toruniu. Łatek to dwuletni kundelek, lubiący samotne wycieczki. 5 marca, koło obiadu, znów dał dyla z domu. Poniosło go na ul. Gniewkowską, o tej porze bardzo ruchliwą...
Pies i człowiek o kulach
- Chodziłam po okolicy, wołałam „Łatek!”, „Łatek wróć!”, ale psa nigdzie nie było - opowiada Krystyna Górska.
W psa tymczasem na ul. Gniewkowskiej uderzył z impetem samochód. Zwierzak odbił się od przedniego błotnika auta i wylądował metr dalej. Cudem nie przejechał go drugi jadący pojazd.
W kolejnym aucie jechał pan Julian, mieszkaniec Gniewkowa. Zatrzymał się, wysiadł z auta i próbował wstrzymać ruch. - Samemu raczej by mi się to nie udało. Poruszam się o dwóch kulach. Na szczęście zatrzymał się jeszcze ktoś - wojskowy z jednostki lotniczej w Inowrocławiu. To on pomógł mi podnieść psa z ulicy i zabrać do samochodu - podkreśla pan Julian.
Łatek był półprzytomny, a pyszczek miał zdarty do żywego mięsa. Nie mógł się ruszać i tylko popiskiwał. Pan Julian szybko sprawdził w inernecie, gdzie ma w pobliżu weterynarza. Pojechał do przychodni weterynaryjnej „Stawki” przy ulicy Kniaziewicza. Tutaj trafił na doktora Jarosława Tobolewskiego.
Krok od śmierci
- Pies był w silnym wstrząsie powypadkowym. Zataczał się i był półprzytomny. Gdyby wtedy zostawiono go na ulicy, zginąłby. Niestety, nie mam co do tego wątpliwości, że zaraz rozjechałby go kolejny pojazd. Znamy wiele takich historii - mówi weterynarz.
Pan Julian poprosił o ratowanie psa i od razu położył na stół pieniądze. W przychodni zapewniają jednak, że i bez tego zwierzaka by ratowali. Po prostu w takich sytuacjach się nie odmawia, tylko działa.
- Podaliśmy psu zastrzyki i kroplówkę. Udało nam się wyprowadzić go ze wstrząsu. Całe szczęście, że pies nie miał niczego złamanego - ciągnie dr Jarosław Tobolewski - Później zwierzaka przekazaliśmy toruńskiemu schronisku dla zwierząt.
Pan Julian o Łatku nie zapomniał. Dzwonił z Gniewkowa do weterynarza jeszcze tego samego dnia, by spytać, czy przeżył. I nazajutrz, by dowiedzieć się, co dalej. Tymczasem Krystyna Górska, nieświadoma tych wszystkich wydarzeń, rozpaczliwie poszukiwała pupila. Chodziła po okolicy, nawoływała, rozpytywała. W końcu ktoś jej podpowiedział, że zaginiony psiak mógł trafić do schroniska.
- Weszłam na stronę internetową schroniska i co zobaczyłam? Zdjęcie mojego Łatka! Byłam przeszczęśliwa, że się znalazł. Potem zmartwiłam się jego stanem, bo był poobijany, ze szwami, ledwo chodził - opowiada pani Krystyna. - Gdy dowiedziałam się, co spotkało mojego psa, dziękowałam losowi, że w tym nieszczęściu trafił na takich dobrych ludzi.
Historia pana Juliana
- Niczego wielkiego nie zrobiłem. Każdy powinien się tak zachować - bagatelizuje swoją rolę pan Julian z Gniewkowa. Prosi, żeby nie podawać na łamach ani jego nazwiska, ani zawodu. Zaznaczmy więc tylko, że w swoim środowisku nie jest postacią anonimową. Pewnie ktoś inny na jego miejscu chciałby zostać imiennie wyróżniony. On nie.
Naprawdę ważne dla sprawy jest co innego. Coś, z czego mężczyzna zdał sobie sprawę dopiero po kilku dniach.
- Być może los jakoś spotkał mnie na tej Gniewkowskiej z Łatkiem. Sam jestem ofiarą wypadku na drodze i dobrze wiem, jakie są jego konsekwencje - mówi pan Julian. - W Bydgoszczy uderzyła we mnie samochodem młoda kobieta. Od tego czasu chodzę o kulach.
Bardzo aktywny zawodowo mężczyzna, doceniany w swojej branży, nagle zanurzył się w ciemność. Szpital, operacje, rehabilitacja, uziemnienie w domu. Przytył 30 kilogramów, dopadła go cukrzyca. Potrzebował czasu, by życie poukładać sobie na nowo. Z drugiego końca Polski do Gniewkowa przywiodła go... kobieta. Od niedawna wreszcie oficjalna żona.
- Sprawczyni wypadku, w którym zostałem poszkodowany, została skazana karnie. Moja walka o odszkodowanie od jej ubezpieczyciela ciągnie się jednak kolejny rok i jest pełna absurdów, charakterystycznych dla polskiej rzeczywistości. Ale to już zupełnie inna historia - kończy pan Julian.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień