W Wołkowyi rządzą wilki. Nie boją się ludzi. Wójt gminy soliny prosi o odstrzał
Rodzice nie puszczają dzieci na podwórko nawet w biały dzień, bo jak wilk dużego psa w chwilę zadusi, to i z dzieciakiem sobie poradzi
W Wołkowyi psy nocami znikają spod domów, ludzie nie wychodzą po zmroku za próg, rodzice rankiem odprowadzają dzieci do szkoły. Bo w Wołkowyi wilki przestały bać się ludzi, za to ludzie zaczęli bać się wilków.
To była rzeź. Pan Andrzej w długi majowy weekend ubiegłego roku wyprowadził na pola w Bóbrce swoje stado śnieżnobiałych rasowych kóz na wiosenny popas. Przyszły wilki i w jednej chwili z 24 sztuk zostały trzy matki i cztery młode. A to była ledwie zapowiedź wilczego terroru w tej części Bieszczadów.
Właściciel agroturystycznego pensjonatu pewnie postradałby całe stado, ale w kozią hekatombę nagle włączył się niedźwiedź. Przegnał mordującą i ucztującą watahę, sam zaczął żreć padlinę, żywymi sztukami nie był zainteresowany, czym pewnie uratował życie niedobitkom.
W Bóbrce takie rzeczy się nie działy, wilki nie podchodziły, bo nie miały po co.
- Ludzie tu zwierząt nie trzymają, więc nie przychodzi, bo nie pożre - tłumaczy jedna z mieszkanek wsi. - Czasem ktoś w okolicy zobaczy jakąś sztukę, i to wszystko.
Kilkanaście kilometrów na południe od Bóbrki to już nie wszystko. W środku Wołkowyi wilk czuje się jak u siebie, w Górzance watahy w biały dzień pojawiają się na gminnych drogach.
- Sąsiad szedł asfaltem z Woli Górzańskiej do Górzanki, ledwie kilometr drogi miał, musiał się wrócić, bo mu wataha z dziesięciu sztuk drogę zastąpiła
- opowiada Leszek Sidorski.
- Musiałem go autem wieźć, bo na piechotę za nic nie chciał wracać - dodaje.
Dzieci z Woli, co idą do Pierwszej Komunii, co roku do kościoła w Górzance chodziły. Na piechotę. Teraz albo je rodzice wożą, albo w ogóle nie posyłają. Zmrok wcześnie zapada, a po zmroku wilków strach. A i w biały dzień też je widywano przy drodze.
- Tu takie rzeczy już nie od święta, tu prawie na co dzień ludzie mają wilki na podwórkach. Dawniej - opowiada Sidorski - czaiły się gdzieś pod lasem, ale nie odważyły się wejść między zabudowania, a w tym roku to już jest inwazja. Wcześniej pojawiały się na horyzoncie po jednym, po dwa, a teraz całe watahy po osiem, dziesięć sztuk łażą.
W dalszej części przeczytasz:
- O bliskich spotkaniach ludzi z wilkami
- O "wilczej" godzinie policyjnej
- Jak władza z wilkami wojuje
- Czy na wilka nie ma rady
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień