W zbyt dużym garniturze
To taki nasz gorzowski wybryk natury, że lepiej widzimy się we wszystkim, co za duże. Politycy gorzowscy, prawie bez wyjątku, nie chcą być realistami, bo realizm nie jest w modzie - Wiesław Ciepiela, specjalista public relations i rzecznik starostwa gorzowskiego.
Kiedy myślę o Gorzowie za pięć lat, to uporczywie staje mi przed oczami duży dźwig. Bo właśnie, wzorem polskiego parlamentu, w nocnej naradzie prezydenta miasta z przewodniczącym rady i szefem związku zawodowego zdecydowano o usunięciu rzeźby Świnstera. I ten ogromny dźwig właśnie instaluje na cokole czołg T-34.
Czołg uświetnia pamięć związkowych działaczy. Trzy lata wcześniej stał pod halą targową, ale uznano to miejsce za niegodne, bo kupcy z ryneczku zamiast kwiatów, składali pod niego nać pietruszki. Problemem Gorzowa jest to, że lokalne elity od dawna mają ambicje chodzenia w cudzym, często za dużym garniturze. Za dużym politycznie, gospodarczo, naukowo czy - jak w przypadku czołgu - martyrologicznie. To taki nasz gorzowski wybryk natury, że stoimy w przymierzalni i lepiej widzimy się we wszystkim, co za duże. W za dużej filharmonii, za dużym stadionie żużlowym, chcemy mieć za dużą halę widowiskową. Ostatnio z ciekawością obserwuję, jak wszyscy krzyczą dookoła, że idealnie wyglądamy w za dużej akademickiej todze.
Realizm nie jest w modzie
Politycy gorzowscy, prawie bez wyjątku, nie chcą być realistami, bo realizm nie jest w modzie. Wolą więc zapewniać o świetności gospodarczej - bo Strefa Ekonomiczna. Widzą dziesiątki tysięcy studentów zalewających miasto - bo Akademia. I będziemy miastem światowych innowacji – bo otwieramy blok energetyczny w elektrociepłowni.
Moim marzeniem jest, by władze miasta stworzyły realną strategię rozwoju. Opartą na oczekiwaniach mieszkańców średniej wielkości miasta, ciut więcej niż powiatowego. I by w tej strategii na plan pierwszy nie wysuwały się iluzje polityków i osób publicznych, a zwykłych mieszkańców. By nie było w niej zapewnień o rzeszach turystów, ściągających do miasta, bo niewiele mamy im do zaoferowania, ani marzeń o Dolinie Krzemowej czy dziesiątkach tysięcy studentów, bo nawet Akademia w ciągu pięciu lat tego nie uciuła.
Strategia powinna nastawić się na rozwój miasta przyjaznego dla jej mieszkańców. Z dobrymi drogami, równymi chodnikami, niskimi podatkami, dobrze rozwiniętą edukacją. Mieszkańcom potrzebne są ładne parki, drogi dla rowerów, chodniki, na których cukiernicy mogliby rozstawić stolik i parę krzesełek, place zabaw dla dzieci. Potrzebna jest kultura na przyzwoitym poziomie i na te środowiska należy chuchać, by się rozwijały. Nie wolno rzucać im kłód pod nogi. Miasto powinno stać się miejscem rekreacji, sportów plenerowych i wodnych, koncertów na powietrzu, biegów ulicznych, wyścigów rowerowych.
Sprzyjać należy każdej formie aktywności społecznej i wspierać ją. Bo potencjał miasta jest w ludziach, nie w politykach. Trzeba im pomagać, by otwierali kluby, świetlice, galerie, by malowali ławki, tworzyli letnie kina, organizowali biegi, mecze, koncerty, by kręcili filmy.
Potrzeba własnej duszy
Gorzów powinien mieć jakiś charakter, jakąś własną duszę. Dorobić się czegoś więcej niż upadającej rozrywki motorowej, bo ta, wbrew zapewnieniom wielu oficjeli, nie przyniosła nam rozwoju gospodarczego ani prestiżu. Strategia powinna uwzględniać również plany komunikacyjne – drogowe, kolejowe. Powinniśmy myśleć, jak połączyć miasto z dużymi aglomeracjami, by młodzi, jeśli już wyjadą, to chociaż chcieli i mieli jak przyjechać na weekend. Nie jest też trudno wyobrazić sobie, że gorzowianie pracować będą w dużym mieście, a mieszkać w przyjaznym, ekologicznym Gorzowie. Na świecie to dosyć powszechne.
Dzisiaj decydenci marzą o wielkich kampusach, a czy wiecie Państwo, że nie dbają o wartościowych uczniów? Chcących się uczyć w gorzowskich liceach? Absolwenci gimnazjów, laureaci olimpiad z okolicznych wsi i miasteczek odsyłani są z kwitkiem, bo miasto nie jest w stanie zapewnić im miejsca w internacie. Żeby akademia się rozwijała i promieniowała na region, będzie potrzebowała wartościowych studentów. A skąd ich w takiej sytuacji weźmie? Do czego zresztą przykładają się władze gorzowskiej uczelni, które wolą w swoim akademiku kwaterować gastarbeiterów niż uczniów gorzowskich szkół. Uczniowie dostali kosza.
Albo centrum miasta. Od lat na ustach wszystkich. Ale nikt nawet nie próbuje diagnozować problemu. Centrum wymiera, bo wszyscy powyprowadzali się na osiedla. Tam życie kwitnie. Wystarczy wybrać się na Górczyn i zobaczyć ruch na tamtejszej głównej ulicy. A gorzowskich polityków stać jedynie na „strategiczny pomysł” zniesienia w sobotę strefy płatnego parkowania. Czyżby liczyli, że ściągnie to tysiące turystów z Europy?
Żeby centrum Gorzowa ożyło, musi odmłodnieć. Może więc w pięcioletniej perspektywie zastanowić się, jak to spowodować? Może po prostu oddać centrum deweloperom, inwestorom. Aktualnym mieszkańcom zaproponować mieszkania komunalne w nowych blokach, a w centrum ruszyć z inwestycyjnym rozmachem. Zbudować Centrum Przyszłości?
Gorzów w ciągu pięciu lat będzie się zmieniać, bo już rozpoczęły się procesy, które na ten rozwój będą wpływać. Ale niewielka w tym zasługa polityków rządzących miastem, województwem i krajem. Obawiam się jednak, że miasto nie będzie się rozwijać w harmonii z jego mieszkańcami. Obecna polityczna konfiguracja spowoduje, że miasto będzie wzrastać trochę wbrew mieszkańcom. Że politycy będą wiedzieli lepiej, co dla nas jest dobre.
Stąd wizja dźwigu. Bo moje marzenia się nie spełnią. A dźwig w ciągu pięciu lat się przyda. Jak postawi czołg, będzie musiał się rozejrzeć, gdzie postawić pomnik. Prezydenta i Papieża. Dla naszego wspólnego dobra.
Wiesław Ciepiela,
specjalista public relations